Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2014, 15:08   #13
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Minęła długa chwila, nim Miriam zaczęła dostrzegać szczegóły otaczającej ją rzeczywistości. W niewielkim pomieszczeniu, w którym się znajdowała, nie było okien, przez co panował półmrok i zaduch. Jedynym wyjściem były obdrapane drzwi, otoczone wąską aureolą światła, które przeświecało też przez szpary w drewnie. Wszystko wydawało się być w stanie… niezbyt świeżym i ogólnie nienajlepszym. Poruszyła się, przez co stare szpitalne łóżko, na którym leżała, zaskrzypiało przenikliwie i zakołysało lekko. Dziewczyna jęknęła cicho i zapatrzyła się na monitor, który pikał do niej, wyświetlając dziwne wzorki. Ciężko było się przedrzeć myślom przez otępienie, które zasnuwało mgłą jej umysł. Przemknęło jej przez myśl, że jest w szpitalu… ale w szpitalach zwykle było jasno. I sterylnie. Nagle sparaliżował ją strach, gdy wróciły wspomnienia białych postaci szarpiących jej ciało…
Nie czuła jednak bólu, tylko… swędzenie?
Miriam sięgnęła dłonią by się podrapać i wyczuła pod palcami jakiś przewód. A potem usłyszała za drzwiami szuranie, kilka kroków i westchnienie.
Anielica zastygła nieruchomo i leżała jeszcze przez chwilę bez ruchu, upewniając się, że ten, kto stoi za drzwiami, nie zamierza wejść do pomieszczenia. Dopiero potem z obrzydzeniem zaczęła ściągać z siebie elektrody, by uwolnić się z więzienia kabli. Nawet nie zauważyła, że w zapamiętałym szarpaniu przewodów coraz bardziej zbliża się do krawędzi skrzypiącego nieprawdopodobnie głośno łóżka… które nieoczekiwanie skończyło się i Miriam wylądowała ciężko na brudnej podłodze, wydając z siebie ochrypły okrzyk.
Zabolało. Drzwi otwarły się z impetem uderzając o ścianę i do pomieszczenia wpadł mlody mężczyzna ubrany w strój, który Miriam kojarzyła z wojskowymi, albo innymi stróżami prawa i porządku.
- Cholera - syknął i stanął jak wryty, widocznie wahając się czy jej pomagać, czy może wezwać kogoś, kto powie mu co ma robić - Nic ci… nic ci nie jest?
- Nie wiem - odpowiedziała bezradnie, z trudem przepychając słowa przez zaschnięte gardło - Gdzie… gdzie jestem? Dlaczego… Kim… - rozkaszlała się gwałtownie, a potem wbiła w mężczyznę pytające spojrzenie rozszerzonych strachem oczu.
- Ugh - chłopak rozejrzał się nerwowo dookoła, szukając jakiejś inspiracji. Przeczesał przydługie blond włosy dłonią i wreszcie podjął decyzję. Podszedł, przykląkł i pomógł Miriam stanąć na nogi - Byłaś w bardzo złym stanie. Bardzo złym - bełkotał - Znaleźliśmy cię w leżu oszalałego bożka. Nie wiem co ci robił… Teraz jesteś bezpieczna - przy ostatnim zdaniu wyczuła w jego głosie niepewność.
Zadrżała, zachwiała się i tylko dzięki podtrzymującym ją dłoniom nie upadła z powrotem. Oddychała szybko, była potwornie zmęczona, ciało odmawiało jej posłuszeństwa.
- Gdzie... jestem? Kim jesteś… jesteście? - zapytała cicho, a po chwili wychrypiała - Mogę… wody?
- Jasne! Jasne - posadził ją na łóżku delikatnie, jakby była z porcelany i wyszedł, by po chwili pojawić się z plastikowym, trochę nadgryzionym zębem czasu i użytkowania dzbankiem i cynowym kubkiem ozdobionym malowanymi niebieską emalią niezapominajkami. Nalał jej ciepłej jeszcze wody po sam brzeg i od razu się zmartwił - Nie wiem… chyba nie powinnaś dużo pić. Tak mi się wydaje, że po długim czasie bez jedzenia i picia nie można się nadwyrężać. Może powinienem zawołać doktora?



- Tak… dziękuję… - ostrożnie upiła łyk wody, z trudem panując nad przemożną chęcią wypicia wszystkiego do samego dna. Chłopak był dobry, ale chyba nie znał odpowiedzi na większość jej pytań… może doktor jej odpowie?
- Ale nic ci nie będzie, jak cię zostawię samą? - zapytał z niepokojem.
- A co ma mi się stać? - tym razem to ona się wystraszyła - Nigdzie stąd nie pójdę…
Chłopak skinął głową i niemal wybiegł z pokoju, zostawiając za sobą niedomknięte drzwi.

Miriam z wahaniem zsunęła się z łóżka i powoli, krok za krokiem, dotarła do drzwi. Kubek z wodą, trzymany w drżącej ręce, ronił krople wody na podłogę pomieszczenia, ale ona zdawała się tego nie zauważać. Ostrożnie wyjrzała na korytarz, ale widok, jaki ukazał się jej oczom wcale jej nie uspokoił. Westchnęła i równie powoli wróciła na łóżko, oddychając szybko, jak po długim i forsownym biegu. Podnosząc kubek do ust, znów rozlała trochę jego zawartości, mocząc przy okazji pidżamkę w różowe chmurki, w którą była ubrana. W głowie czuła mętlik, wspomnienia zlewały się w ptasio-krwawą plamę, która przynosiła wspomnienie bólu. Zadrżała z zimna, rozlewając kolejną porcję wody.
Może z czasem strach odejdzie i będzie mogła przypomnieć sobie co właściwie wydarzyło się gdy była uwięziona. Teraz widziała tylko urywki obrazów, wspomnienia zapachów, uderzenia bólu.

Z zamyślenia wyrwał ją miarowy stukot dobiegający z korytarza i głos młodego strażnika, przerywany ponurymi pomrukami pełnymi dezaprobaty. Po chwili w drzwiach jej pokoju stanął wysoki, lekko przygarbiony mężczyzna wsparty na lasce. Nie wyglądał ani na wojskowego, ani na lekarza. Na jego pociągłej twarzy widać było wyraźne oznaki zmęczenia, które zdecydowanie wybiegało poza fizyczne symptomy. W błękitnych oczach widziała dziwną mieszaninę zimnej kalkulacji i gorzkiego cynizmu. Mężczyzna potarł obsypaną kilkudniowym zarostem szczękę i mruknął z niechęcią.
- A więc śpiąca królewna raczyła powrócić do żywych - oznajmił z westchnieniem i wyraźnie wspomagając się laską podszedł bliżej - Jak się jaśnie panna czuje?
- Ciało mnie zawodzi, w głowie mam mętlik. - poskarżyła się słabo - Jak się tu znalazłam? Kiedy? Co ze mną teraz zrobicie? - przyjrzała się uważniej stojącemu przed nią mężczyźnie, potem zerknęła na młodego strażnika i na powrót utkwiła spojrzenie w “doktorze” - Kim jesteście?
Starszy mężczyzna westchnął rozdzierająco.
- Amnezja, jak miło. Co ja bym dał za chwilę słodkiego zapomnienia.
Bez ostrzeżenia trącił nogę Miriam laską, prawdopodobnie zostawiając siniaka.
- Posuń się - usiadł obok nie czekając na zaproszenie. Zauważyła, że nieświadomie zaczął masować prawe kolano - Ten tutaj neandertalczyk - laska ponownie poszła w ruch, jednak młody żołnierz miał lepszy refleks od otumanionego anioła i zdołał uskoczyć - To Finn, przedstawiciel prymitywnej rasy żołdaków. Ja natomiast jestem tu istotą nadludzką o niezmierzonej mocy i władzy nad życiem i śmiercią - uśmiechnął się złośliwie i odrobinę okrutnie - Jesteś w Walii, tu mieszkają smoki.
- Jesteś jednym z nich? - Miriam z ciekawością przyjrzała się siedzącej obok niej istocie, masując uderzoną nogę - Jeśli posiadasz niezmierzoną moc, to dlaczego się nie uleczysz?
Zaśmiał się głośno i pokręcił głową z pobłażaniem.
- No nie - wsparł policzek na dłoniach opartych o laskę - Musisz być naprawdę niewinnym aniołkiem jeżeli w to uwierzyłaś. A już myślałem, że mnie wkręcają, ci Michalici - rzucił rozbawione spojrzenie Finnowi, który nadął policzki, obrażony - Jestem lekarzem, świetnym, genialnym, ale tylko człowiekiem - przez maskę humoru przeciekała gorycz. Mężczyzna poruszył palcami niczym jakiś początkujący iluzjonista - Nie mam magicznych mocy.
- Ale ja mam… - dziewczyna z rozbawionym uśmiechem położyła drobną dłoń na chorym kolanie lekarza i przymknęła oczy. Przez chwilę wydawało się, że skóra na jej dłoni stała się lekko złocista, jakby jaśniała wewnętrznym blaskiem, a ból promieniujący od kolana wyraźnie zmalał, by po chwili zniknąć zupełnie. W tym jednak momencie Miriam jęknęła i oparła się ciężko na jego ramieniu.
- Nie… - wydyszała - Nie mam dość siły… przepraszam…

Odpowiedziało jej milczenie. Zauważyła, że Finn poruszył się i wpatrywał z przerażeniem to w nią, to w dobrego doktora.
- Hej… nic… co ona ci zrobiła? - Miriam musiała przyznać, że z takimi umiejętnościami podejmowania szybkich decyzji młodzieniec zupełnie nie nadawał się na wojownika.
Starszy mężczyzna natomiast przestał na chwilę oddychać, najpierw był przestraszony, po chwili strach przerodził się w niedowierzanie, a niedowierzanie w gniew. Na koniec zaczął się trząść.
- Doktorze? - Finn wyciągnął rękę, ale nie dotknął lekarza, jakby bał się, że czymś się może zarazić. Kuternoga natomiast się śmiał, histerycznym, szczekliwym śmiechem.
- Pięknie - parsknął i przetarł dłonią oczy - Po prostu pięknie - jego słowa ociekały jadem - Chciałbym tylko wiedzieć, gdzie byłaś kiedy zachorowałem, co?
Wstał, chwiejnie wspierając się na lasce.
- Niepotrzebna mi twoja łaska, anielico - syknął.
- Nie byłam Twoim Aniołem Stróżem... nie wiem. - odpowiedziała zmęczonym głosem, w którym pobrzmiewał ból - Chciałam tylko pomóc, tak, jak Ty pomogłeś mnie. Po to upadłam…
Przymknęła na powrót oczy i oparła się o ścianę, oddychając z wysiłkiem. Próba uleczenia kolana wyraźnie ją wyczerpała.
Doktor skrzywił się i prychnął. Zamiast kolejnych gniewnych słów z jego ust padł tylko krótki, suchy rozkaz.
- Idź spać. Musisz jeszcze odpocząć.
Nie musiał jej tego mówić. Półprzytomna ze zmęczenia Miriam znalazła w sobie jeszcze jedynie tyle sił, by osunąć się po ścianie i położyć głowę na pościeli nie dbając o to, że poduszkę miała z grubsza pod tyłkiem, a nogi zwisają poza krawędź łóżka… nim słowa doktora przebrzmiały do końca... ona już spała.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline