Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2014, 16:18   #14
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Paryż nie był już tym miejscem jakim był przed zgaśnięciem słońca. Stał się własną upiorną parodią.


Żywym trupem żerującym na wspomnieniach dawnego żywiołowego miasta. Ghulem. Takim to właśnie go Salvador widział, gdy po raz pierwszy zjawił się w tym mieście po zgaśnięciu słońca. Takim go widział teraz siedząc na przeciw Paz. To że w nim się zatrzymał na dłużej i nawet zapuścił korzenie, niczego nie zmieniało.
Paryż się staczał w otchłań, karlał i ulegał rozkładowi. Miasto stało się żerowiskiem drapieżników. Takich jak on.
Po wypadku Salvador udał się właśnie do Paryża, tropem relikwii którą wykorzystał tamtego pamiętnego dnia. A choć uzyskał odpowiedzi na wiele pytań, to najważniejsze pytania nadal pozostawały głosem wołającego na pustyni.
Nie znalazł w Paryżu lekarstwa, nie znalazł odpowiedzi, nie znalazł nic. Poza Miriam. I to przez przypadek.
Anielica po krótkim kursie przetrwania ruszyła odkryć swoje przeznaczenie. Salvador jej nie zatrzymywał.
Aniołów nie wypada zatrzymywać w ich misjach.

Zresztą on o swojej dawno zapomniał, zajmując się usuwanie potworów i własnym przetrwaniem, co zresztą połączył w jedno zarabiając na zabijaniu tych potwór, za które inne potwory wyznaczały nagrodę.
Prosty czysty układ. I pozwalał mu zaspokajać jeden z dręczących go głodów. Ten najstraszniejszy.
Dlatego też nie zdziwił się zaproszeniu Paz. Czasami wykonywał dla niej zlecenia. Za informacje i gotówkę, choć częściej za informacje ekscentrycznej wampirzycy. Choć i gotówki miała dość dużo.
Dlatego przybył w umówione miejsce ciekaw tego co Paz mu miała do przekazania.

Dość wysoki Hiszpan, wraz z wypadkiem zatracił zarówno ciemną karnację, jak i czarne jak skrzydło kruka włosy. Osiwiał całkowicie w wyniku stresu, skóra zbladła, a w najgorszym stanie była prawa ręka.


Pokryta ciemnoczerwoną łuską niczym zastygłą lawą, pod którą pulsowała w rytm bicia jego serca magma duchowej energii. Salvador przestał już być człowiekiem, a jeszcze nie stał się bestią.
A Paryż nawet obecnie był siedliskiem niebezpiecznych stworzeń. Nic wię dziwnego, że na spotkanie z Paz, Salvador przyszedł uzbrojony w ciężki rewolwer i półtoraręczny miecz, który fachowcy w materii rozpoznaliby jak ostrze używane przez madryckich Michalitów. Nieme wyzwanie rzucone w twarz potworom Paryża i ostentacyjne ostrzeżenie zarazem. Właściciele takich mieczy zwykle potrafili się nimi posługiwać z morderczą skutecznością.

A Paz...
Była niczym Ewa, pierwsza kusicielka. Filigranowe ciało, subtelne maniery, budziły pragnienia całkiem fizyczne u Salvadora. Bo czyż nie był on gorącokrwistym Hiszpanem z równie gorącokrwistego Madrytu? Czyż nie był młodzikiem, którym hormony szaleją i ciągną ku fizycznej stronie życia? Łapa niczego nie zmieniła. Łuskowata narośl pokrywająca jego rękę, nie uczyniła go mądrzejszym i starszym. A Paz… była Ewą kusicielką. Każdy jej gest, każde spojrzenie, każde słowo wypowiedziane zmysłowym głosem było pokusą…
-Zaszyję się u siebie i przeczekam to szaleństwo. Możesz jechać ze mną. Będzie mi cię brakowało…-
Kusiło by ulec jej słowom, ale byli dla siebie wzajemnym zagrożeniem, nieprawdaż? Oboje byli drapieżnikami. Oboje polowali na inteligentą zwierzynę. Na siebie nawzajem.

Paz była fascynująca i… Salvador wahał się czy nie ulec tej pokusie.
Bywał w Sacre Coeur przed… wypadkiem. Nie był nigdy po. Nie wiedział czy będzie w stanie go przekroczyć. Nigdy nie próbował. Bał się tego, co się stanie jeśli nie zdołałby wejść do Sacre Coeur. Jeśli okaże się nieczysty.
Odetchnął głęboko i zamyśliwszy się rzekł.- Kiedy zamierzasz wyruszyć?
Paz uśmiechnęła się szeroko. Błysnęły długie białe kły.
- O północy - odparła, strzepując delikatnie niewidoczny pyłek z ramienia Salvadora.
Miała przyjemne perfumy na nosa perfumy, zapach kusił Hiszpana, do niebezpiecznych myśli. Mimo wszystko Paz nie była zwyczajną ślicznotką. Zamyślił się dodając.- Skąd zamierzasz wyruszać? Zajrzę do Sacre Coeur, ale bez względu co tam się stanie, Paryż przez jakiś czas przestanie być dla mnie bezpieczny. Jeśli zdążę przed północą… mógłbym wyruszyć z tobą.
Wampirzyca wyglądała na zadowoloną, bardzo zadowoloną. Przysunęła się jeszcze bliżej do Salvadora, niemal do niego przylgnęła. Jej zimne usta złożyły na policzku byłego michality słodki pocałunek.
- Z Rue du Pont Neuf, mam pokój w Ducs de Bourogne - wymruczała, odsuwając się i wygładzając suknię. Ciągnęła ze smutkiem - To zawsze był mój ulubiony hotel. Zszedł na psy, jak wszystko w moim słodkim Paris.
Salvador musiał mieć bardzo głupią miną po tym niespodziewanym pocałunku. Nie spodziewał się bowiem po tak dystyngowanej kobiecie jak Paz, tak dziewczęcego i odważnego zarazem zagrania.
-No… tak… Zapamiętam, z pewnością.- wydukał Salvador powoli nie wyjaśniając czy jego słowa dotyczą adresu, czy pocałunku. Spojrzał wprost w oczy Paz, które pewnie przez stulecia opanowała uwodzenie mężczyzn. Pod tym względem młodzik z Hiszpanii nie był wielkim wyzwaniem.
- Hm - omiotła go enigmatycznym spojrzeniem i odwróciła się na pięcie. Gdy odchodziła w ciemne uliczki Paryża usłyszał jeszcze tylko ciche - Nie daj się zabić, mój drogi, to by wiele utrudniło.
Salvador nie bardzo wiedział co oznaczały jej ostatnie słowa. Nie próbował dociec… może na swą zgubę.
Zajęty nowym zadaniem i nowym celem w myślach rozpoczął już planowanie swej misji. Kierował kroki do swej samotni. Opuszczonego budynku, który zaadaptował na swe mieszkanie. W pierwotnym zamyśle “tymczasowy” dom, stał się jego siedliskiem przez cały pobyt w Paryżu.
Bez żalu był jego gotów porzucić. W obecnym świecie, nie warto było się przywiązywać do miejsc i ludzi. Zbyt łatwo można było utracić i jedno i drugie.

Wedle słów Paz Serce otoczy sfora wampirów. Niezbyt liczna, ale zawsze… to jakieś zagrożenie.
Młodziki Salvadorowi straszne nie były, zwykle zbyt zadufane w swą siłę zdobytą po śmierci młode wampiry ginęły szybko. Niewątpliwie jednak książę Le Renard wystawi jednego lub dwóch pomagierów, którzy będą tą sforą kierować. Dwóch potężnych starych wampirów, to już było wyzwanie dla Salvadora. Ale też i niezły posiłek. Na spotkaniez samym Le Renardem nie liczył. Arystokracja nie lubi sobie bezpośrednio brudzić rączek… Zresztą Salvador wątpił by był w stanie pokonać księcia w pojedynkę. Chyba, że… “najedzony”.
Hiszpan wyciągnął ze skrzyni kuszę


… i zapas osikowych bełtów. Kusza, od wieków była idealną bronią na wampiry i jak dotąd nie wynaleziono oręża który okazałby się skuteczniejszy i jednocześnie tani w produkcji. Była też cichym zabójcą, idealnym na misje takie jak ta… wymagające dyskrecji.
Jak dotąd Le Renard patrzył przez palce na obecność Salvadora w mieście. Kilkanaście zabitych wampirów w ciągu roku, nie miało dla niego znaczenia.
Ale po tej akcji Salvador był w Paryżu spalony. Ucieczka z Paz była dobrym wyborem. Przyczajenie się u wampirzycy gwarantowało bezpieczeństwo. Prawdopodobnie.
Uzbrojony w kuszę i tradycyjną dla ciebie broń, rewolwer i miecz, ruszył w mroki nocy w kierunku Sacre Coeur. Zamierzał wykorzystać wiedzę o architekturze Serca i naturze zabezpieczeń Michalitów, do przekradnięcia się do środka i wyprowadzenia anioła z tej pułapki. I to wszystko przed północą.
Bowiem nie chciał się spóźnić na spotkanie z Paz.
Kusza na drewniane pociski pozwolić mu miała na bezpieczne skrytobójstwa wampirów na swej do Serca.
Cicho wejść, cicho wyjść. Taka była teoria. Niestety teoria nie zawsze pokrywa się z praktyką. Ale od wszelkich innych kłopotów miał miecz, rewolwer… i szponiastą łapę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-01-2014 o 17:57.
abishai jest offline