Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2014, 14:07   #122
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Obydwa strumienie krwi ociężale wylewały się z krynicy, jaką stanowił Anioł Apokalipsy. Pokonywały drogę, będącą okrytymi czernią ramionami, aż wreszcie barwiły nienaturalny alabaster dłoni i wahając się na czubkach palców, skapywały. Szkarłat i lazur uderzały w podłoże i choć było to zjawisko raczej delikatne, wydawało się, że towarzyszący stukot jest hucznym dudnieniem, a mikre rozpryski w rzeczywistości stanowią odśrodkowo wypływające fale - swoją istotą ogarniające cały wszechświat. Każda kropla dysponowała jedną z potencjalnych mocy, by zniszczyć, lub zachować. Każda kropla stanowiła boskie narzędzie, decydujące o życiu, lub śmierci.

Adam nie wiedział, że mógł stać się kreatorem świata. Paluch również wspominał o tym przed chwilą, lecz pozostawało to sprzeczne z tym, co twierdziła Caracassa - że po wyborze nadchodzi śmierć. Anioł Apokalipsy też utrzymywał przeciwstawną z jej słowami wersję, przez co mężczyzna zaczął się zastanawiać, czy naprawdę usłyszał, że umrze. Mógłby przysiąc, że tak - lecz każdy zdawał się temu zaprzeczać. Adam uznał po chwili wahania, że najlepiej będzie, jak wyrzuci wszystko z pamięci i skupi się na teraźniejszości - bo teraźniejszość równała się z wyborem. Bez wątpienia najważniejszym w jego życiu.

Anioł Apokalipsy był przerażający w całej swej istocie. Wpierw należało opanować strach, aby podejść i napić się z któregokolwiek ramienia. Mara nie posiadała twarzy - zamiast niej ziającą pustkę. Jak gdyby nie potrzebowała oczu, gdyż jej jedynym celem był świat - a żeby w niego uderzyć, nie musiała wpierw identyfikować pozycji. Nie posiadała żadnych widocznych narządów zmysłu - być może prócz dotyku - gdyż odbieranie bodźców z otoczenia nie należało do jej obowiązków. Luka przebijająca czerep w kolorze marmuru sięgała nawet miejsca, gdzie powinien tkwić mózg. Mogło to znaczyć, że Anioł Apokalipsy był bezmyślny i nie podejmował decyzji. Był jedynie narzędziem - kluczem pasującym do pieczęci. Do pięciu znamion gwiazd betlejemskich, które widniały niczym tatuaże na ciałach wybrańców. Obrazu boskiej istoty dopełniał niezbędny element - aureola. Lecz zdawała się dość ekscentryczna, jakby metalowa i przytwierdzona do czaszki dzięki strunom wykonanym z tego samego materiału. Być może nie mogła sama lewitować, gdyż spoczywał na niej zbyt duży ciężar - większy, niż kiedykolwiek doświadczyły aureole innych aniołów. Ciężar życia i śmierci - zawahania, lub destrukcji i kreacji.

Wcześniej Adam zastanawiał się nad wyborem. Były to niekrótkie chwile wahania, pytań i niepewności - teraz jednak te wszystkie elementy rozproszyły się, jak gdyby nigdy nie istniały. Obraz dwóch strumieni mesmeryzował i w końcu zapełnił każdą wolną lukę w umyśle, po czym poddał się dalszej ekspansji, usuwając zarówno ze świadomości, jak i podświadomości każde uczucie, wszystek lęk, niepotrzebne w chwili obecnej wspomnienia. Pozostało jedynie czyste pragnienie, by skosztować krwi anioła. Być może nie stanowiła ona przepysznego nektaru, sięgającego o wiele dalej niż pozwoliłyby kubki smakowe - lecz wciąż zawierała pierwiastek boskości. I zagadka nie polegała nawet na tym, że Adam rzeczywiście chciał spróbować osocza - to przeznaczenie pchało go w tym kierunku. W jego losie tkwiła zapisana prawda - połączy się z nim. Nie kiedyś, nie w przyszłości. Teraz.

Świat nie był szczególnie przyjazny dla Adama. W pewnym momencie mężczyzna wierzył nawet, że ktoś specjalnie go prześladuje. Zdarzyło się wiele nieszczęść, których wymienienie trwałoby niezwykle długo. Moliński kochał swoich bliskich, lecz nie chciał, by żyli na tym ziemskim padole pełnym łez i cierpienia - a przynajmniej nie w jego obecnej postaci. Los udzielał dobra jedynie po to, by je odbierać. Im więcej przyjemności otrzymałeś, tym bardziej miało zaboleć, gdy do równania w końcu wkroczy zło. A to akurat było pewne i niezmienne.

Na dodatek Adam posiadał umysł artysty. Choć i muzykę chciano mu odebrać - przez oparzenia dłoni - mężczyzna wciąż znalazł sposób by grać i był w tym rzeczywiście dobry. Nie tylko wykonywał melodie, również je tworzył. I chciał stworzyć nowy świat jako swoje największe arcydzieło - najpiękniejsze i najlepiej pomyślane. Raj bez grzechu i zła. Eden, lecz znacznie bardziej trwały - wieczny. Bez węży i niebezpieczeństw. Bez zła i zwątpienia.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MNovzaX8InA[/MEDIA]
Zasiałem nasiono
Pod dębem
Przystąpiłem je butem
I wdeptałem w ziemię

Wzrastaj
Wzrastaj
Wzrastaj

Wykonał krok w kierunku anioła - jako pierwszy z pieczęci. Ukląkł przed Aniołem Apokalipsy, jak gdyby oddawał mu hołd, po czym wyciągnął szyję w kierunku prawego ramienia i otworzył usta, a pojedyncza lazurowa kropla spoczęła na języku.
 
Ombrose jest offline