Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2014, 20:01   #15
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Gdy Daniel wrócił do wozu z radia sączył się, cóż za zaskoczenie, tkliwy kawałek o miłości.
Jelenę zastał mruczącą każdą wyuczoną frazę wymachującą oszczędnie rękoma. Oszczędnie, bo w jednej tkwiła buteleczka lakieru a w drugiej nakrętka opatrzona pędzelkiem. Paznokcie, opartych o deskę rozdzielczą bosych stóp powoli nasiąkały krwistą czerwienią a sama kobieta zaabsorbowana czynnością zaprzestała po chwili śpiewu widząc powrót towarzysza. Gdy silnik zawarczał i zamilkł przyduszony ona odezwała się niby od niechcenia.

- Więc teraz zabijamy dzieci, hm? - głosik miała jak zwykle miodowo słodki, na granicy flirtu i przekomarzania.

Daniel wzdrygnął się i zamarł z palcami zaciśniętymi na kierownicy.
- Słucham? - zapytał, nie patrząc na Jelenę.

- Podglądaaaałam - zabrzmiało jak wyznanie sześciolatki, która przyznała się do psoty. - To nie tak, że cię potępiam. Jestem elastyczna i przecież mało mam w tym tandemie do powiedzenia, prawda? Ale rani mnie ten kompletny brak zaufania... Jeśli zmieniliśmy strony w tej wojnie to mi po prostu powiedz. Możemy wykańczać pierzastych, mnie tam za jedno Danielu. Ale przestań mnie tak traktować, ja się staram a ty tego wcale nie dostrzegasz…

Zbladł, nie patrzył na nią. Przerażało go to, że odkryła prawdę, choć była daleka od ułożenia jej w logiczną całość. Przełknął ślinę i spojrzał na nią niepewnie.
- Nie chciałem żebyś wiedziała - oparł czoło na kierownicy. Odetchnął głęboko i przymknął oczy - To zdrajcy, zabijam zdrajców…
Słowa ledwo przeciskały się przez jego zaciśnięte gardło.

- A skąd wiesz, że to zdrajcy? On ci powiedział? Ten z którym rozmawiasz każdego wieczoru? Aż tak mu ufasz? - przeciągnęła pędzelkiem po ostatnim, małym paluszku. - Voila!

Szczęknął zębami. Na jego twarzy rysowała się ponura determinacja.
- To - zawahał się - Tak, ufam mu, jej… To nie ważne. Ta istota skontaktowała się ze mną, gdy wszystko przestało mieć sens. Jeżeli każe mi zabijać anioły, będę to robił. Zabiję je wszystkie.

- Łaaaał. To ci dopiero oddanie - przebierała w powietrzu palcami stóp żeby lakier szybciej wysechł. - Dlaczego temu ufasz tak właściwie? Nigdy nie miałam cię za naiwnego typa Danielu. Ze mną włóczysz się już miesiącami i nie obdarzyłeś mnie choćby namiastką zaufania - zakończyła buńczucznie, choć nie była to oczywiście prawda. Kiedy popadał w te swoje stany otępienia był zupełnie zdany na nią. Jadł gdy kazała mu jeść, kąpał się gdy kazała się kąpać. Mogłaby poderżnąć mu gardło gdyby miała taki kaprys. Choć… może by nie mogła? Ona też była od niego zależna. Bez względu czy tego chciała czy nie.

Miał tyle przyzwoitości by się zawstydzić. Zagryzł, już i tak zmaltretowaną, popękaną wargę i męczył ją przez chwilę między zębami.
- Nie wiem, jak to wytłumaczyć - powiedział wreszcie - Ta istota wie o mnie, wie o tobie, wie o tym co się dzieje… To coś potężnego, może archanioł, może… - potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić z niej nieodpowiednią myśl.

- Powiedziała, że jeżeli pozwolę tym aniołom żyć, to tak jakbym sam sprowadził apokalipsę.

- Coś potężnego - powtórzyła za nim z wyrzutem. - Może archanioł. A może… diabeł? Doprawdy twój brak podejrzliwości pokazuje jasno jak jesteś zaślepiony. Myśl, Danielu. Myśl. Diabeł, który zmanipulował Michalitę, ogłupił i nakazuje mu zabijać anioły. Czyż to nie jest żart na miarę piekła?

Mężczyzna jęknął i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie wiem! Nie wiem! - warknął - Czy tobie się wydaje, że się nad tym nie zastanawiałem? Nie mam pojęcia co to może być, ale… co ja mogę zrobić? Udawać, że nie słyszę nawoływań? Że mnie nie obchodzą ostrzeżenia? Nie - wyprostował się i odetchnął głęboko - To musi być prawdziwe.

- Pozwól i mnie się spotkać. Z nią… Z nim. Mam obiektywny osąd. I gdzieś podskórnie wiesz, że możesz mi ufać. Powiedz, że to mnie brak wiary doskwiera i mam wątpliwości. A ty potrzebujesz mojej pomocy. Mnie także musi się ukazać jeżeli mamy kontynuować tę twoją świętą misję. Poza tym jeśli ta istota rzeczywiście jest tak potężna zapewne dostrzega, że ostatnimi czasy jesteś rozchwiany jak dziurawa chałupa. A ja jestem twoją podporą. Jeśli masz dalej stać i nie runąć musi i mnie przekonać.

Daniel oblizał spierzchnięte wargi i wypuścił przez nie nierówny oddech.
- A co jeżeli się nie zgodzi?

- Hmmm… Czy mnie można powiedzieć “nie” - firanki rzęs zatrzepotały wokół maślanych oczu Jeleny. Zaraz jednak porzuciła tą błagalną bałamutną minkę. - Będzie musiał przyjść. Jeżeli zależy mu dokładnie na tobie nie będzie miał wyjścia.

Michalita przełknął ślinę i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
- Dobrze - powiedział cicho – Spróbuję.

Jelena już nie skomentowała choć w głowie powoli kluł się plan. I po prawdzie wspaniałomyślnie postanowiła dźwignąć wszystko na własnych barkach i Daniela wyręczyć w tych nadnaturalnych negocjacjach.
* * *

Muzyka

- Ja zdaję sobie sprawę, wiesz? Że to dla ciebie trochę uciążliwe. W kółko rżnie ten boombox, niezmordowany jak świszczący batem zarządca niewolników. I żeby jeszcze jakieś przyzwoite numery wygrywał. Męskie, gitarowe... Takie gdzie sobie chce frontman wycharczeć śledzionę a ja w kółko te pościelówy słodziutkie... - Jelena kołysała się do rytmu nad palnikiem butli gazowej. Z głośników magnetofonu sączył się hymn do miłości w wersji Jennifer „Błogosławionej” Rush, rozrzewniający aż się łezka zdradziecka zakręciła. W garnku wesoło bulgotała zupa wypełniając wyliniały pustostan mieszanką aromatycznych ziół, grzybów i warzyw i powodując mimowolny ślinotok. Jelena mogłaby kucharzyć w pięciogwiazdkowym hotelu a tak, popisami jej kulinarnych akrobacji mógł cieszyć się jedynie jeden były Michalita, który na dodatek zjadłby i worek trocin jakby ładnie je podała na talerzu. - Tak więc, ja doceniam twoje poświęcenie. Taki macho jak ty, który znosi wyśpiewywane falsetem peany do uczuć naiwnych, całkiem nieżyciowych, nieskalanych brudem, wyrwanych omalże ze stron kolorowych gazetek dla dwunastolatek. Ale taka ze mnie miłosna idealistka.

- Tak, zauważyłem – zdobył się na oszczędny uśmiech. - Jesteś prawdziwym ekspertem w temacie.

- Nie drwisz, prawda? - skrzywiła się ale nie było w tym cienia urazy. - Byłam zakochana. Raz. Wystarczy raz a dobrze, uwierz mi.
Jelena nalała zupę do dwóch misek i dosiadła do Daniela na rozłożony pod ścianą kraciasty koc.

- Prawie jak piknik – pisnęła z odrobinę przesadzonym entuzjazmem. Usiadła na skrzyżowanych nogach i zaczęła zawijać łyżką. Michalita poszedł w jej ślady przyglądając się jej spod ściągniętych brwi.
- No to kto był tym szczęśliwcem?

- Oj, taki jeden... Dawno dawno temu – machnęła ręką i wróciła do jedzenia.
Daniel zdążył odłożyć pustą miskę i oprzeć się plecami o chłodną ścianę.

- Strasznie mnie... zmorzyło... Pewnie przez tą ciepłą zupę – wyszeptał z trudem panując nad głosem.

Jelena zdążyła złapać go by nie osunął się głową na podłogę. Oczy zamknęły mu się jak na zawołanie. Spokojny oddech nie zostawiał złudzeń, że spał jak księżniczka z opowiastek dla dzieci.
* * *

Muzyka

Daniel ocknął się na krześle. Poderwał głowę. Spiął ciało. Szarpnął. Zaklął cicho acz siarczyście, co łaskawie zagłuszył wokal Stinga.
- Jestem związany – zauważył błyskotliwie sprawdzając wytrzymałość więzów na nadgarstkach i kostkach.

- Mhm – Jelena kucała na stołku naprzeciwko niego z tak samo ciekawsko i nieludzko przekrzywioną głową jak zawsze gdy jakiś widok ją pochłonął. - Wybacz mi... Mam nadzieję, że nie przesadziłam z ilością proszków nasennych?

- Chyba nie skoro się obudziłem. Ile ich wsypałaś?

- Kilka.

- Kilka? To znaczy ile? Trzy? Cztery?

- Jedenaście.

- Kurwa... - rozdrażniony pokręcił głową. - Jesteś kompletnie lekkomyślna. A jakbym się nie dobudził?

- Ale się dobudziłeś. Po dwóch dniach ale jednak – jej uśmiech był szczery, szeroki i frywolny. Nie było w nim śladu wyrzutów.

- Dwóch dniach? - Michalita szarpnął się aż krzesło zaczęło podskakiwać rytmicznie ponad betonową podłogę. Trwało to krótko bo i nie dawało żadnych efektów.

- Wyszalało się moje maleństwo? - Jelena złożyła usta w dzióbek i przemówiła tonem zarezerwowanym dla dzieci do drugiego roku życia.

Daniel przygryzł wargę, przełknął urażoną dumę i zapytał rzeczowo:
- No dobrze, w takim razie jaki jest plan?

- Mówiłam ci. Chcę pogadać z tym... - szukała właściwego słowa – czymś, co miesza ci w mózgu. Zapytałeś co jeśli nie zechce się ze mną widzieć. Teraz będzie musiał. Porzuciłeś misję ponurego kosiarza małoletnich cherubinków, nie do końca z własnej woli. Jesteś... jakby bezwładny. Bezradny. Wyłączony z działań operacyjnych. Agent w stanie przymusowego spoczynku, tudzież koleżeńskiego uprowadzenia. Twój anioł czy demon będzie musiał przejść się do ciebie osobiście żeby sprawdzić czemu nie klepiesz od dwóch wieczorów natchnionych paciorków i nie zbierasz mu pierza na poduszki.

- Jelena... nie rób tego. To nie jest bezpieczny plan, głównie dla ciebie. Ta istota... jest potężna.

- Niestety jest to jedyny plan na jaki wpadłam – nie wyglądała na specjalnie przejętą. Machała burzą loków w rytmie melodii mrucząc pod nosem refren.

Every move you make
Every vow you break
Every smile you fake
every claim you stake
I’ll be watching you

- Kurwa... To się nie skończy dobrze – zawyrokował Daniel.

- Przecież to dla twojego dobra. Nie przejmuj się za bardzo, wiesz przecież, że włos ci z głowy nie spadnie.

- A tobie?

- Nie lubię jak jesteś śmiertelnie poważny – pokazała mu język pląsając tango z wyimaginowanym partnerem.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 06-01-2014 o 20:23.
liliel jest offline