- Zawsze wiesz, jak poprawić mi humor, co?
Mark mruknął, unosząc kącik ust. Odpowiedział podobnym gestem co wiedźminka, rozpinając rzemień jej ubrania.
- Nie zwykłem ci odmawiać - przyciągnął ją i pocałował.
Legli na posłanie z traw, nie bacząc już na to, że niezbyt jest suche. Trwało to dłuższy czas, zanim już w znacznie większym stopniu roznegliżowania, usłyszeli niezadowolone końskie rżenie.
A potem smród dotarł i do ich nozdrzy. Ze stanicy wydobywał się ciemny dym, lecz nie dlatego, że się paliła. Palono coś w środku. Coś wydającego obrzydliwy zapach. Jak wrzucona do ogniska, stara padlina.
- Nie dziwne, że wybrał takie miejsce. Na pewno zależy mu na odosobnieniu, inaczej zaraz wszyscy zainteresowali się jego... zainteresowaniami, jakiekolwiek one nie są. |