Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2014, 19:53   #24
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Praca Blaithin&Kelly



Szanowna niebieskoskóra kapitan zachowywała się, jakby miała pchłę na tyłku, ustawicznie oraz denerwującą podgryzającą. Wredniasto mocno złośliwa, sprawiała jednak wrażenie dobrego marynarza oraz fachowca. Takiemu jakoś można wybaczyć zachowanie pasujące do żula bardziej, chociaz kto wie, gdzie się wychowywała, marynarskie tawerny pełne dziwek oraz pijaków wszak stanowią tradycyjne miejsce, gdzie gromadzą się marynarze. Mniejsza jedna … wreszcie kapitan sobie poszła, zaś oni mieli nieco wolnego. Hej, niech żyją zakupy, albo chociaż zwiedzanie, przynajmniej właśnie tak myślał sobie uśmiechnięty od ucha do ucha Dotian, ciesząc się towarzystwem pięknej przyjaciółki. Okazało się bowiem, że Garion wolał iść samodzielnie załatwiać swoje sprawy. Zresztą własnie za tą decyzję Dotian wręcz uścisnąłby go oraz ucałował, gdyby nie fakt, że mogło to zostać niewłasciwie odebrane.
- Masz jakiś pomysł, gdzie iść? - spytał elfkę. - Pospacerujemy licząc na łut farta, czy raczej popytamy, zresztą - nagle rzucił propozycją - moglibyśmy spróbować się dopytać, czy jest tu jakieś targowisko.
Estel koncepcja wspólnej wycieczki również się podobała. Zawsze, to milej w dobrym towarzystwie, a to że Garion zdecydował się na samotną wyprawę. Cóż, nie przeszkadzało jej to.
- Właśnie chciałam zaproponować wycieczkę na targowisko - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. - Jesteśmy w Wielkim Kole, tu musi być nawet więcej niż jeden targ - rozejrzała się lekko. - I chyba wolę sama go poszukać niż pytać - stwierdziła biorąc Dotiana pod rękę. - Idziemy?

Poszli ciesząc się kolejnymi chwilami wolnego. Ulice miasta przypominały to, co już znali ze swoich wcześniejszych podróży, jednocześnie jednak były zupełnie inne. Brak było brudu, jakiegoś niedostrzelanego, lecz doskonale wyczuwalnego, odorku oraz napełniały umysł radością, zaś uczucia miłym, lekko podniecającym wrażeniem. Także przechodnie wydawali się inni, niżeli zazwyczaj mieszkańcy Miasta Bram. Twarze ich najczęściej zdobił uśmiech oraz jakaś sympatia. Obydwoje spacerowali ulicami, także uśmiechnięci, jakby poddając się owej atmosferze. Mijali szeregi rozmaitych gatunków istot, sklepy, magazyny, warsztaty, aż wreszcie wyszli na plac, który uderzył ich zarówno rumorem, hałasem oraz tłumem istot znacznie większym, niżeli na samych ulicach.

Tłumy istot, każda zmierzająca w swoją stronę, każda zabiegana, ale jednocześnie tryskająca wręcz jakąś pozytywną energią. Po Klatce, w której w najlepszym razie można było oczekiwać zignorowania, tutejsi przechodnie wydawali się istnym cudem. Nie to jednak uderzyło kapłankę najbardziej, a kolory. Sigil zawsze wydawało się jej przytłumione, przyszarzałe, jakby wszystkie żywsze barwy zostały wyprane. Natomiast targowisko, na które trafili atakowało ich zmysł wzroku z każdej strony żywymi, intensywnymi kolorami stoisk, owoców, wyrobów, czy strojów. Zresztą nie tylko oczy mogły się sycić dowoli, a także ich nosy i uszy - kakofonia dźwięków i mieszanka zapachów wręcz odurzała. A Estel rozglądała się niczym oczarowana ciągnąc za sobą Dotiana od kramu do kramu i przyglądając się przeróżnym towarom. To zatrzymała się przy przepięknie haftowanych tkaninach chyba ze wszystki sfer i przykładała do twarzy pytając wojownika czy jej pasuje, to zachwycała się misternie wykonaną biżuterią jakiegoś krasnoludzkiego jubilera.
Tymczasem oglądający ją tak rozradowaną Dotian to mówił, to wskazywał kolejne rzeczy, to po prostu oglądał piękno elfiej dziewczyny, które roztaczało łagodną, ale pobudzającą aurę wdzięku. Właściwie pewnie mieszkańcy miasta byli częściowo uodpornieni na wspomniany wpływ, skoro przebywali na jego terenie bez przerwy. Dla przybyszów jednak wejście w jego strefę przypominało nagłe zachłyśnięcie się świeżym, lecz pobudzającym aromatem porannego powietrza. Wszystko wydawało się piękne, zaś to co było już piękne, wręcz niesamowite. Dlatego właśnie niewątpliwie Estel świeciła niczym gwiazda oraz wabiła jak cudowny kwiat. Przez jego myśli przebiegały tudzież sceny zakupu towarów, co ona. Uśmiech, sylwetka, zachowanie, wszystko wydawało się jeszcze bardziej wyjątkowe niżeli wcześniej.

Przebiegając wspólnie miriadami kramów, obok setek kupujących oraz przechodniów, nawet nie dostrzegli, kiedy nagle znaleźli się w niewielkim sklepie, bardzo pasującym do atmosfery tego miasta.




Przyodziany dziwną czapką gnom uśmiechnął się do nich. Rozłożył dłonie, jakby chciał zaprezentować cały wspaniały towar. Było tam zaś naprawdę wiele. Szaty rozmaite, broń wszelaka, mikstury oraz talizmany, wszelkie precjoza wydawały się kusić oraz zachęcać do decyzji sprzedaży.
- Witajcie w moim sklepiku. Jestem Yoshimo, były wędrowiec, obecnie sprzedawca.
Estel skłoniła się grzecznie i zaczęła przeglądać towary, w pewnym momencie zerknęła z zainteresowaniem na mikstury.
- Wiedziałam, że o czymś zapomniałam z tego wszystkiego - zwróciła się do Dotiana. - Będziemy musieli znaleźć jakieś stoisko eliksirami leczącymi. Tak na wszelki wypadek, gdyby mi się coś przytrafiło.

Mrugnęła szybko do wojownika i wróciła do oglądania strojów mrucząc pod nosem, że może jednak coś kupi. Chyba aura Tymory działała i na nią. Natomiast przyglądający się temu Dotian liczył na to, że ów zakupiony strój będzie bardzo wydekoltowany, gdyż niewieście krągłości Estel coraz bardziej wypełniały jego myśli, nawet jesli próbował się skupić na towarach. Rozmyslania owe przerwał jednak odgłos otwieranych drzwiczek i do sklepu weszła niewielka grupa, być może poszukiwaczy przygód, gdyż uzbrojeni byli po zęby.

Sklepikarz powitał ich stała chyba formułą, na co wchodzący jako pierwszy dziwnie przystrojony gnom mruknął:
- To mi przypomina piwnice z rzepą... Tyle że pod ścianą nie leży pijany wujcio Gerhard.
- Przepraszam
- nie rozumiał zapewne sprzedawca. - Kim państwo właściwie są, jak mógłbym wesprzeć państwa poczynania swoją ofertą? - sprzedawca chwilowo skoncentrował się na nowej grupie przyjezdnych. Odpowiedź wprawdzie otrzymał dość dziwną od wielkiego łysola z jeszcze większym mieczem, który wydawał się dziwnie podskakiwać mu na rozłożystych plecach.











Powtórzył pytanie
- To, jak mogę pomóc oraz kim pańswo jesteście?
- Wszyscy jesteśmy bohatery! I Ty, i ja, i Boo! Chomiki i łowcy z wszystkich krajów, radujcie się!
- Misc, proszę, przecież obiecałeś
- przerwała mu jakaś elfka, widocznie czarodziejka lub kapłanka, gdyż za pasem nosiła zestaw różdżek, zaś na piersi miała nieznany wojownikowi symbol bóstwa, który Estel jednak mogła rozpoznać. Miał wygląd chmury połaczony ze smukłą, ptasią sylwetką. Takie oznaczenia nosili kapłani oraz wyznawcy bogini powietrza, ptaków, swobody Aedrie Faenya, wyznawanej szczególnie przez skrzydlate elfy Avariel. Być może ta dziewczyna należała do tej rasy, choć nie widać, by posiadała skrzydła. Interesujące jednak, iż oprócz tego znaku posiadała jeszcze niewielki znak przedstawiający szopa, niczym gnomi wyznawcy bóstwa natury, lasów oraz podrózy Baervana Wildwanderera. Jakby elfka była wyznawczynią obydwu bóstw.
- Potrzebujemy mikstur leczniczych oraz ochrony przed trucizną oraz sól rzepową do smaku - zamówił wspomniany gnom. Nieco seplenił oraz wyglądał nieco dziwacznie, zaś jego kusza, którą oparł swobodnie przy nodze, miała jakiś kompletnie zwariowany mechanizm, przypominający szereg zębatek. Jak właściwie działała, jeśli działała, mogliby pewnie dojść jedynie utalentowani technicznicy.
- Jaka rzepowa sól? Nie ma takiej - usłyszeli gdzieś odtyłu grupy melodyjny, kobiecy głos. - Edwin, przemów mu do rozsądku.
- Edwin to, Edwin tamto. Niech ktoś da tej małpie banana
! - odszczeknął osobnik nazwany Edwinem.
- Nie jestem małpą! Chcerz rzepowym pociskiem? - rzucił się gnom.
- Uważaj, co do mnie mówisz, albo twe słowa wrócą do ciebie na czubku mojego buta! - czarodziej spojrzał wściekle.
- Gadasz bzdury na temat rzepowej soli, wcale się nie znasz na tej wspaniałości. Ech zresztą ...
- No wykrztuś to z siebie, gnomie! Widzę, że znowu fabrykujesz kolejne z twoich wymyślnych kłamstw, kiedy tak na mnie patrzysz
! - kłótnia ruszyła na całego.
- Ach, nie denerwuj się tak. Chodzi o to, że z tego miejsca bardzo przypominasz mojego wuja Agera - ton gnoma zmienił się na przymilny, jakby czerpał radość wkurzając pompatycznego magika.
- Pewnikiem był komicznie zeszpecony, albo brakowało mu paru klepek w głowie, albo jego potworny smród nie pozwalał spadać gwiazdom, albo miał jakąś inną ledwie zakamuflowaną wadę, o której wspomnisz tylko po to, żeby poniżyć mnie w oczach innych!
- Eee, nie, był magiem. Powiedz, Edwinie, masz jakieś kłopoty
- spytał pozornie miło gnom tonem badającego poprawność wszytskich umysłowych klepek kapłana. Magik chyba uznał, że tym razem nie przegada gnoma, więc obrzucił jedynie wściekłym spojrzeniem gadułę. - Mikstury lecznicze, prostaku - przypomniał uroczo handlarzowi zwracając się z charakterystycznym dla niego taktem.







Kupiec jednak widocznie niejednego klienta widział, toteż sobraźliwe słowa spłynęły po nim jak po kaczce.
- Oczywiście moje zapasy są do państwa dyspozycji, choć soli rzepowej, cokolwiek to jest, nie posiadam - wtrącił sklepikarz wymieniając kwotę, za którą mogą je nabyć.
- Drogo sobie liczysz, mości handlarzu. Gdybym miał miedziaka za każdego idiotę jakiego spotkam mógłbym sobie kupić Wrota Baldura - odparował mu inny koleś. - Niestety, spotykałem albo nieco mądrzejszych niż robaki. Albo zbyt głupio uczciwych - uzupełnił. - Mówiłem trepom z mojej drużyny, że powinienem zostać szefem. Jako przywódca sprawię, że każdy z nas będzie śmierdział złotem. Tymczasem co …
- Tobie ufać
- mruknęła melodyjnym głosem drowka, która stała wcześniej na tyle grupy. - Zaufanie jest dla głupców... i martwych. Zwłaszcza ufanie tobie, pojmujesz Kagain..







Sklepikarz usiłował przerwać wymianę zdań kłócącej się drużyny poszukiwaczy przygód.
- Ależ proszę panstwa, to dobra cena, zas mój sklep jest solidny, sam Elminster kupuje moje towary - pochwalił się handlarz, ale wędrowie noszący magowską szatę zgasił go krzywiąc minę.
- Elminster to, Elminster tamto. Dajcie mi 2000 lat i szpiczasty kapelusz, a skopię mu tyłek!
- Chromolenie w bambus
- przerwała mu inna, młoda dziewczyna. Właściwie wydawała się drobna, jakby nie przystająca do profesji poszukiwacza przygód, lecz spojrzenie miała twarde. - Póki co zaracamy jedynie głowę innym oraz robimy idiotyczne sceny. Albo kupujemy, albo wychodzimy.
- Idźmy
- zadecydował magik wspominający na temat Elminstera. - Przyjdziemy potem, jeśli nam się zachce. Mam dosyć tego łażenia. Ja... ja czuję się taki zmęczony. Jakbym widział podwójnie albo potrójnie (widzę poczwórnie, z całą pewnością widzę poczwórnie...).
- Wobec tego jednak najpierw karczma, Boo potwierdza wybór - uznał mężczyzna nazwany Miscem.
- Rzadki przebłysk inteligencji, niewątpliwie chwilowy - przyznał mu średnio miło mag. - Dobra, poprowadzę was do karczmy.
- Idźmy wobec tego za nim
- mruknęła brunetka, dość średnio zresztą przyjaźnie.
- Wreszcie dotarło do nich, jaka jest moja wśród nich pozycja - mruknął do siebie ucieszony widocznie czarodziej, kiedy drużyna posłuchała jego sugestii. Dziwaczni wędrowcy wyszli, zaś Estel oraz Dotian słyszeli jeszcze jak elfka narzekała nieco podchodząc do sklepowych drzwi.
- Nigdy nie widziałam miast z bliska. Czy we wszystkich jest tyleee luuudzii? Oraz tyle sklepów.
- Hai! Ja! Turyści to uwielbiają
- zdołał jej odkrzyknąć jeszcze sprzedawca, ale chyba nie dosłysząła wsłuchana w odpowiedź Misca.
- W miastach kryje się wiele zła i zepsucia. Mocno nim potrząśnijmy i sprawdźmy co wypadnie! Ale jednak to nie wydaje mi się złe - cóż, nawet jeśli nie przepadali za skupiskami, to pozytywna aura nawet na takiej twardogłowej osobistości wywarła odpowiednie wrażenie.

--------------

Obrazki:
1. sklepik http://www.elfwood.com/art/s/v/svenart//marketplace.jpg
2. pozostałe obrazki pochodzą z rozmaitych stron oraz są kopiami, lub wariacjami gier Baldur's Gate, podobnie jak niektóre wypowiedzi postaci.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 10-01-2014 o 22:45.
Kelly jest offline