Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2014, 23:03   #17
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

Wąż cierpiał, jak nie cierpiał jeszcze nigdy. Przez chwilę zastanawiał się, czy przypadkiem nie cierpiał jak nikt nigdy nie cierpiał, ale szybko odrzucił tę możliwość. Śmierdziała brakiem pokory.
Anael cierpiała bardziej. Czuł resztki jej istoty, pełzające pomiędzy śmierdzącymi, wijącymi się w bólu zwałami jego esencji. Rozjaśniały mrok. Paliły żywym ogniem. Każda z cząstek, które składały się na jego istotę rozdzierana była ciągłym, niepowstrzymanym bólem świadomości tego czym jest. Bezdusznym potworem. Tym co zostaje, gdy obedrze się anioła z wszystkiego co dobre. Nie było większej tortury, której Wąż mógłby się poddać, a jednak wytrwał w ciele Anael póki było ono w stanie wytrzymać napór dwóch sprzeczności. Musiał, nie było innej możliwości by wydobyć z anielicy wiedzę, którą posiadała.
Mimo poświęcenia, nie potrafił jednoznacznie ocenić na ile przydadzą się zdobyte przez niego informacje. Jego umysł był przytłoczony, przytłumiony, zmącony, zamglony, pełen oderwanych, poplątanych obrazów i myśli. Może w ciele, które nie będzie chciało go unicestwić będzie w stanie uporządkować resztki Anael.
Spojrzał na Smoka spod opadających niemal już bezwładnie powiek. Walerian Anguis przyglądał się z zaciekawieniem i najwyraźniej nie mógł się doczekać przedstawienia. Wąż kazał mu wyjść, ale ciekawość zwyciężyła. Nie codziennie ogląda się przecież coś takiego. Wąż uśmiechnął się i chwiejnym krokiem podszedł do wampirzycy. Nie lubił przejmować ciał nieludzi. Były co prawda silniejsze, odporniejsze, ale jednocześnie zawsze pozostawały ciałami potworów o wymyślnych gustach i potrzebach. Ciekawiło go, czy będzie musiał pić krew by utrzymać ciało przy życiu. Darowanej wampirzycy nie zagląda się jednak w zęby.
Chyba że chce się posiąść jej ciało wypalając z niej resztki pokręconej duszy. Dziewczyna była pełna energii, świeżo napojona ciepłą posoką. Węża zaciekawiło, skąd Smok wziął ofiarę dla pijawki? Czy będzie skłonny napoić i jego, jeżeli zajdzie taka potrzeba? Cóż, przyjdzie czas by odpowiedzieć i na te pytania. Teraz była natomiast najwyższa pora by rozpocząć zabawę. Wąż podpełzł bliżej na swoich pożyczonych, kruchych nogach. Dziewczyna próbowała uciec, wbić się plecami w ścianę celi. Na niewiele się jej to zdało. Nie było miejsca gdzie mogła by się przed nim ukryć.
Mijały sekundy, wampirzyca wiła się i szukała odpowiedniego momentu by zaatakować. Nie doczekała się. Wąż uderzył całą mocą swego zmaltretowanego istnienia. Ciało Anael napięło się, jak struna i wygięło, aż nie trzasnęły kręgi, a żebra nie wystrzeliły przez bladą, pokrytą sinymi plamami skórę, rozbryzgując poczerniałą, nienaturalnie gęstą posokę dookoła. Z naprężonego do granic możliwości gardła dobył się wrzask, przypominający zawodzenie wiatru w kominie i zarzynanego konia. Były też bębny, trąby i płacz, wszystko to w jednym złowieszczym wyciu. Wraz z dźwiękiem, ciało Anael opuścił i Wąż.

[media]http://24.media.tumblr.com/230e257d62f7c92596d972fc97f0d4ed/tumblr_mor8t6zqA31swsx2io1_250.gif[/media]

Czerwone zwoje jego lotnej esencji wypełniły pomieszczenie, ocierając się o ściany ze zgrzytem tysiąca zębów i wywołując niekontrolowane wyładowania elektryczne. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, ale demon widoczny był w całej swojej złowrogiej okazałości. Nim można było mu się jednak dobrze przyjrzeć, kumulujący się pod sklepieniem dym skoncentrował się w pulsujący energią strumień i zaatakował wampirzycę, wciskając się w jej oczy, nos, uszy i usta, dławiąc ją i powalając na kolana, wypełnił ją, jak szyty na miarę garnitur.
W tym samym czasie ciało Anael płonęło, topiło się i rozpadało na oczach Smoka. Najpierw zniknęła twarz, rozdzierana wewnętrznym żarem, potem skóra zaczęła spływać z dziewczęcego ciała, w końcu przerażające pozostałości spłonęły i rozsypały się w pył. Zapach ozonu rozmywał się i ginął pod smrodem siarki.
Wampirzyca zamrugała i przeciągnęła się. Strzeliły stawy.
- Tak - rzekł Wąż z powagą, badając swą nową siedzibę - Interesujące.

[media]http://25.media.tumblr.com/9bece859b1f199327047050983fbb6a7/tumblr_mog2s7q42M1r4uyleo1_500.gif[/media]

Walerian nie zdawał sobie sprawy, jak delikatny i miły dla ucha głos miała wampirzyca. Może to za sprawą przebiegłości Węża, ale to co do niedawna można było postrzegać tylko w kategorii potwora, teraz zdawało się godnym opieki i miłosierdzia. Tam gdzie przed chwilą wiła się krwiożercza bestia, której twarz wykrzywiał niemożliwy do zaspokojenia głód, teraz stała zwykła nastolatka na krawędzi kobiecości. Zagubiona w okrutnym świecie.
Zagubiona? Dziewczyna podniosła dłonie na wysokość oczu i przez chwilę wpatrywała się w nie, jakby próbowała odczytać swe przeznaczenie.
- Kim ja jestem? - zapytała cicho, spokojnie, bez zbędnej histerii.
Podniosła pozbawione demonicznej czerwieni bladobłękitne oczy na Smoka.
Albo Wąż próbował go oszukać, albo coś poszło bardzo źle.

Straciła przytomność - wampirzyca, demonica, czymkolwiek teraz była - zamknęła oczy i upadła na ziemię, jak podcięta marionetka. Smok nie wiedział co zrobić, czy mógł jej dotknąć, czy powinien ją ruszać? Pojawił się medyk, wraz ze stukotem drewnianej laski i krzywym uśmieszkiem. Nawet przez chwilę nie zawahał się przed zbadaniem pozbawionej ducha istoty. Zapytany, dlaczego się nie obawiał jakichś nieoczekiwanych, nadprzyrodzonych konsekwencji zapewne odpowiedziałby coś w rodzaju - nie wiedziałem, że powinienem.
Taki był ten Doktor, którego Smok znał tylko z jego tytułu. Nie bał się śmierci, a nawet jej szukał. O istotach nadprzyrodzonych wiedział niewiele więcej niż nic, a jednak póki mieszkały w Walii opiekował się nimi, jak potrafił. O ile Smok mógł stwierdzić, był dobry w swym fachu.
A teraz zbadał puls wampirzycy i nie odkrywszy go stwierdził, żę wszystko jest w jak najlepszym porządku i dziewczyna potrzebuje tylko odpoczynku. Najlepiej w jakiejś mniej śmierdzącej zgniłymi jajami i uderzeniem pioruna celi, albo może w pokoju z dużym łóżkiem i miękką pościelą.
Zanim wyszedł, kulejąc jakoś mniej niż poprzednio, poinformował zainteresowanych, że drugi gość lochów tego kurortu wybudził się ze swego letargu i może przyjmować już petentów.
Smok miał więc teraz wśród swych podopiecznych nieprzytomnego demona w ciele wampira i anielicę o wystrzępionych skrzydłach.



Gdy Dobry Doktor zostawił ją samą. Miriam zasnęła czując na sobie wzrok Finna. Tym razem nie śniła. Tym razem jej wymęczony umysł porządkował informacje. Zupełnie tak jak kiedyś, gdy jeszcze była pełnoprawnym pierzastym niebiańskim oficerem. Wspomnienia, a nie złowrogie, niezrozumiałe mary senne.
Pierwszy pojawił się ptasi bożek. Z nim musiała się rozprawić bez zbędnej zwłoki. Pamięć tego co jej zrobił ciążyła na sercu anielicy i nie pozwoliła odnaleźć spokoju. A jednak, gdyby wpadła w ręce jakiegoś innego stwora, być może nie wyszłaby z tego relatywnie nietknięta.
Bożek był nią zafascynowany. Gdy obudziła się po raz pierwszy w jego podziemnym gnieździe, czuła na sobie jego wzrok i słyszała ciężki, zionący podnieceniem oddech. Nie miała jednak czasu by zbadać przerażenie, które nią wstrząsnęło na myśl o tym, co może uczynić jej ciału. Przez większość czasu w niewoli była nieświadoma. Krótkie chwile, które wyrywała ze szponów koszmaru spędzała najczęściej zagubiona i cierpiąca. Często nie wiedziała gdzie jest, a nawet kim jest. Czasem budził ją ból wyrywanych piór. Raz przecknęła się gdy ptasi potwór czesał ją staroświedzką szczotką z końskiego włosia. Słyszała jak liczył swym sykliwym, skrzeczącym głosem pociągnięcia.
- Siedemdziesiąc trzy, siedemdziesiąt cztery… pięć…
Częściej jednak budziły ją wrzaski i jęki konających. Nie była sama w swym więzieniu.


Teraz mogła z pełną świadomością ocenić, że nie była sama, a jedak panujące dookoła cierpienie nigdy jej nie dosięgło. Jej współwięźniowie padali jak muchy, bo przecież tak straszliwe wrzaski musiały należeć do konających, a ona była myta, czesana, karmiona. W kilku okropnych momentach słabości wydawało jej się, że czuje się bezpiecznie w swojej celi i bardziej obawia się tego co może ją spotkać na zewnątrz.
Wrażenie to wzmocniła jeszcze rozmowa, którą podsłuchała przez przypadek będąc bardziej przytomną niż powinna. Jej opiekun rozmawiał z kimś o pięknym, melodyjnym głosie, który był jej znajomy. Nie mogła jednak przypomnieć sobie gdzie go wcześniej słyszała. Ptasi bożek mówił cicho, jakby obawiał się gościa.
- Zabiłem ją. Oczywiście, żę ją zabiłem. Taka jest umowa, zabijać wszystko - mamrotał.
- Dokładnie tak - głos niczym złoty dzwonek - Zabijać wszystko, co próbuje przebyć las. Do Walii nic nie może się dostać i nic się z niej nie może wydostać - nagle dźwięk złotego dzwonka nabrał filuterności kryształu - Zabawiłeś się z nią zanim się jej pozbyłeś? Jaka była?
- Miała piękne skrzydła - odparł smutno bożek.
Odpowiedziało mu prychnięcie.
- Będziesz miał te swoje prawdziwe skrzydła! - rozmówca miał widocznie wybuchowy temperament - Szef o to zadba. Ty zabijasz, szef daje ci skrzydła. Taka jest umowa.
- Umowa - szept jej oprawcy docierał do uszu Miriam, jakby z bardzo daleka. Więcej nie pamiętała.
Teraz mogła spokojnie wyciągnąć wnioski z tego co usłyszała. Myśl, że może zawdzięczać życie istocie, która przetrzymywała ją spętaną i otumanioną w bunkrze, przyprawiła ją o mdłości.
Oczyściła umysł. Miała jeszcze jedną myśl do rozważenia, zbadania i uporządkowania.
Cudzy sen, który zaplątał się w jej majaki. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że księga, której desperat ze snu nie był w stanie przeczytać, była jakaś znajoma. Miała to na końcu języka.
Nie dane było jej jednak wydobyć tego wspomnienia na wierzch.
Poruszenie i dźwięki wyciągnęły ją z medytacji. Stuk laski i czyjeś kroki. Co najmniej dwie osoby zbliżały się do jej celi. W tym jedna była zdecydowanie mniej ludzka, od drugiej. Czyżby Dobry Doktor sprowadził naczelnika tego więzienia? Miriam usiadła i zupełnie nieskutecznie próbowała wyprostować zmarszczki na swojej pożyczonej piżamce. Nie godzi się w końcu przyjmować gości w stanie pogniecenia.
Drzwi skrzypnęły. Klamka poruszyła się.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline