Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2014, 23:47   #5
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
874

Początki upłynęły pod znakiem ósemki, kiedy to w Biberhof byli jedynymi osobami poza podejrzeniem w sprawie dotyczącej morderstwa sigmaryty.
Siedmioro było ich po powierzeniu im eskorty. Wtedy to Jagna z Woytkiem mieli ważniejsze zajęcia niż oni, lecz dołączył Rudi.
Niedługo jednak z nim obcowali. Było ich obecnie czworo. Pierwsza wyłamała się Marianka, zaś teraz przyszła kolej na Gotte i Rudiego. Wyruszyli do Altdorfu.

Został tylko on - Arno Hammerfist, Bert Winkel, Jost Schlachter i Eryk Bauer. Gotte miał rację - przynajmniej nikt nie będzie ich szukał. Fałszywych kapłanów Morra miało być pięciu oraz jedne zwłoki.

Obecnie jednak byli bezrobotni, odrzucili pieniądze za pochowanie ofiary wampira, legalnie okradli ich na rogatkach, a na koniec jakiś starzec wciskał jakieś łapki psie, mydełka i inne świństwa, które przynosiły szczęście... albo i nie.
Khazad nie uwierzył starcowi stanowczo odmawiając przyjęcia propozycji o wróżeniu. Kto nie wie jak umrze, nie będzie ściągał swymi myślami tej chwili, bo i jeszcze zobaczy się ją tam, gdzie miało jej nie być i dlatego tam się pojawi.

Kolejny tydzień zajęło im włóczenie się po świecie. Co prawda praca zawsze dla takich jak oni się znajdzie. Prędzej lub później, zaś w tym wypadku zanosiło się na to, iż jednak przyjdzie później. Byleby nie za późno.

Trafili na trakt prowadzący do Zamku Reiguard oraz Altdorfu, gdzie podobno kancelarię miał człowiek zwący się Albertem z Altdorfu.
Znany był młodemu Hammerfistowi z opowieści Joniego. Podobno krasnoluda przypominał swoją fizjonomią - postawny, od khazadów niewiele wyższy i charakterny ponad miarę. Poznać w nim człowieka można było po braku brody.

Teraz znajdowali się na trakcie. Niedługo będą musieli wybrać czy podróżować drogą wodną przez Worlitz wprost do Zamku Reikguard, czy lądem przez Grunburg do Altdorfu i wybór wcale nie był tak oczywisty jak zdawał się być.
Nie miałby pojęcia gdzie znaleźć Alberta. Jednak nawet gdyby udało się go odnaleźć, to żadne z nich nie potrafiłoby się obracać w kręgu prawnym zakładając, iż znalazłaby się dla nich jakaś praca, zaś sama kancelaria przez lata nie upadła.

Jak się okazało, wybór został dokonany za nich.
Napotkana przypadkiem karawana karet wiozła dwie zwaśnione rodziny: Crutzenbachów i Dutchfeltów - każda w oddzielnym pojeździe. Na przedzie jechała jednak trzecia kareta przewożąca kapłana sigmara Baltazara Fromma.

Być może Arno był przewrażliwiony po wypadku w Biberhof, ale nie lubił przebywać w towarzystwie kapłanów. Jeszcze przypadkiem umrą i problem gotów...
Zapobiec temu mieli piechurzy po bokach karawany, czterech konnych na froncie oraz dwóch pikinierów za ostatnią karetą. Towaszyszyło im dwóch blondasów i jedna brunetka.
Na pierwszy rzut oka widać było, że z walką zaznajomieni są równie co owce Joniego i gdyby nie zbrojne wsparcie tak też mogliby się czuć.

Maxymillian, jeden z bardów zaproponował wymianę plotek, która Bert dość szybko podchwycił. Arno również miał pomysł na plotkę, a plotki nie są do końca prawdziwe, zaś pod wpływem czasu ulegają wyolbrzymieniu...




Nagle usłyszał metaliczny odgłos. Mutanty. Chaosytci. Pięcioro.
Herszt był wielkim bydlęciem z rogami, kopytami i toporem dwuręcznym. Sądząc po jego nogach był bardzo szybki.
Na szczęście pozostali nie mieli kopyt, ale zwykłe, ludzkie stopy, ale byli jedynie niewiele mniej niepokojący. Celowali w stronę podróżników.

-Jesteśmy biedni i odrzuceni przez społeczeństwo! Bierzemy tylko to, co nie jest nam dane zarobić uczciwą pracą! Rzućcie broń, rzućcie nam wasze złoto i ruszajcie! Trzymajcie się od nas z dala! - zawołał największy z mutantów.

Khazad nic nie powiedział. Jedynie parsknął. Pikinierzy schowali się za tarczami, Bert oraz brunetka uciekli za karetę i tylko trubadurzy stali prosząc się o bełt w bebechy. Konni dopiero zawracali. Było jasne, iż nie zdążą na czas.
Arno skoczył za pikinierów korzystając z tarcz. Jost i Eryk naciągnęli cięciwy.

-Tamten ma kopyta. Może szarżować na nas - rzucił pospiesznie do pikinierów.

Herszt ponowił swoje zawołanie, a ostrzegawczy strzał z kuszy przeszył niebo. Jeśli kiedyś miała się zacząć ta walka, to obowiązkowo teraz.
Było ich pięciu z czego czterech miało bronie dystansowe, zaś jeden z nich właśnie pozbawił się możliwości trafienia któregokolwiek z nich.

Hammerfist szybko spojrzał w kierunku konnych. Napastnicy nie będą też czekali wiecznie - zaatakują przed dotarciem konnych. Jeśli teraz zbrojni doprowadzą do ataku mutantów, to czeka ich obrona przed trzema, nie czterema bełtami, co nieznacznie zwiększało ich szanse. Lepiej to niż nic.

W tej chwili jeden z nich będzie przeładowywał, a kiedy skończy i wystrzelą pozostali, to tamten pojedynczy będzie jedynym zagrożeniem. Kiedy tamta trójka będzie gotowa do strzału przybędą konni. Oczywiście jeśli dalej będą stawiać na ostrzał w co khazad wątpił.
Podejrzewał, że napastnicy zaatakują, lecz wtedy konni będą już blisko, jeśli jeszcze będą potrzebni.

-Hej ci w wozach! Głowy nisko! Ej, ty, baranie chędożony! Ojciec twój z kozą puścił się?!

Eryk i Jost wystrzelili! Jeden z napastników padł, bełt brzęknął o tarczę pikiniera, drugi i ostatni poszybował nad lasem!
Stało się coś, czego Arno nie przewidział. Przeciwnicy uciekli w las.

-Stop! Taktyka to ich! Zaraz z kuszy strzał kolejny przyjść może! - uprzedził widząc Josta idącego w stronę umierającego i nie ruszając się z miejsca wyciągnął młot.
Zaraz mógł nadejść kolejny strzał. Co prawda pojedynczy, ale nadal groźny. Albo zaatakują za chwilę, albo później, dla przykładu nocą. W obu przypadkach zapewne uderzą po partyzancku lub z posiłkami nieco bardziej jawnie.

Przy karetach wybuchło zamieszanie, zaś konni jechali na tyły wykrzykując rozkazy. Za chwilę będą na miejscu.
Bynajmniej nie gwarantowało to bezpieczeństwa. Może Arno się mylił, ale coś mu mówiło, że to nie koniec.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline