Jakert, na podniosłą wypowiedz Lucasa zdumiał się wielce, by chwile później oprzytomnieć. -O cho cho, widzę że nie nadaremno Księciem waść wołają. Winszuje posłuchu.
A co do pary, czy tam dymu, wiecie; niedźwiedź duże zwierze to i chucha ma co do swoich rozmiarów odpowiedniego, para z gęby leci i człekowi jak do zimnego wejdzie. Więc na twoim miejscu bracie, puściłbym pomimo uszu ta bajdurzenia dziadków. Z takim sprzętem jakieś mi załatwił, żadna potwora nie ma z nami szans. A ja żem, może inteligencją do ciebie nie równuję ale głupim żech też nie jest i pchać na śmierć nie zamiaruje, toteż sprawdzić wszystko skrzętnie przed spuszczeniem się w dół nie omieszkam. A to że teraz wydawać by się mogło; olewam dziadków opowiastki, spowodowane jest tym tylko że nie ma co się starachać na zapas, ot co.
Osobiście zaintrygowała mnie sytuacja w wiosce. Sołtys który jak widać po ramieniu, a raczej jego braku, dość oddany służbie swojej jest, lecz posłuchu wśród swojego ludu nie ma. Ludzka rzecz nerwować się z głodu, gdy nawet komosy już nie ma bo wyżarta ale rządce winić za to też dziwota. Wykorzystując czas przed wyjazdem staram się wypytać o szczegóły pobliskie osoby, następnie żonę i na końcówek samego sołtysa, coby przyjść doń z pełną wizja sytuacji i postawić sprawę jasno, lecz przyjacielsko i bez nahalności. |