Długa podróż z całej grupy chyba tylko jej sprawiła tak naprawdę frajdę i przyjemność, a nie była utrapieniem. Cóż, nauczona doświadczeniem z młodszych lat swojego życia, przyzwyczajona była do ciągłego przemieszczania się. Cudem było, że pozostali członkowie jej grupy nie potracili nerwów, gdy ich łaskawy pracodawca co przystanek przedłużał ich podróż o kolejny punkt na mapie. A ona tylko się podśmiewała. A czemu w ogóle trzymała się z tymi ludźmi? Ponieważ mimo różnorodności zainteresowań widzieli i przeżyli już tyle, że zdobyli sobie u niej coś pokroju szacunku. Bo na jej uznanie trzeba sobie było mocno zapracować. Tak więc podróż uznała za naprawdę wesołą, ubraną w wieczne narzekania i przekomarzanki kupca z Marco. Od czasu do czasu Viridiel coś tam pobrzękolił na tym swoim instrumencie, ale aż tak wielką fanką jego muzyki to ona nie była. "Bo to biadolenie, a nie śpiewanie" – jak zdarzało jej się komentować co poniektóre z jego ballad. Nie do takiej muzyki była przyzwyczajona, a tolerancyjna, to ona nie była.
Gdy w końcu dotarli do celu i wszyscy, wraz ze złośliwą kobyłą, zdawali się odetchnąć z ulgą, ona sama była całkiem obojętna. Kolejna kropka na mapie, kolejne ciekawe miejsce. Tyle. Rzecz jasna udali się do karczmy. A w niej sporo ludzi. Cóż nie zaskoczyło jej to wcale, tak bywało zazwyczaj w takich miejscach o tej porze roku. Zwracali na siebie uwagę, a ona to już w szczególności samym swoim nietypowym wyglądem. Gdy zasiedli na wskazanym przez karczmarza miejscu, Erin trzasnęła trzy razy ręką w blat, niezbyt mocno, ale zawsze
- Czegoś do picia by się przydało, najlepiej ognistego, Karczmarzu, jeśli macie. Za strawę podaj no mi kawał tej pieczeni, co się wam tam wędzi i smoli na palenisku. Długa droga za nami nie szczędź nam niczego.
Rzuciła dziarskim tonem. Głos miała dość donośny, więc wcale nie musiała się męczyć, by przebić przez ogólny harmider w przybytku. Chwilę mieli dla siebie, gdy przyniesiono wszystkie talerze i napoje. A potem dosiadła się do nich niewiasta, wypytując o wszystko. A zaraz za nią poszło falą. Jak zwykle. Jeden się przemoże, to pójdzie i reszta. Zaraz znaleźli się w centrum uwagi. Na wcześniejsze nieprzychylne komentarze na swój temat Erin nawet nie zwróciła uwagi. Głęboko w poważaniu miała czyjeś zdanie na swój temat. Zwłaszcza, że różne miano opinie, przez to jak się nosiła. Rzadko kto dostrzegał urodę w całym tym jej charakternym wyglądzie. Gdy Viridiel zaczął grać pokręciła głową śmiejąc się i dopijając zawartość kolejnego kufla
- Oho, zaraz nas uraczy, swoim brzękoleniem!
Oznajmiła rozbawiona, na co kilka głosów z nieśmiała zareagowało. Potem wszyscy słuchali jak to bard przygrywa, w międzyczasie wymieniając krótkie zdanka z nią, czy wiecznie kapryśnym ich towarzyszem. Erin na kolanach trzymała swoją torbę. Raczej się z nią nie rozstawała, a że głowę miała mocną, to nie bała się o siebie. Zresztą, kto chciałby w ogóle z nią zaczynać. Biorąc pod uwagę jej swawolne, daleko odbiegające od stereotypowego, kobiecego zachowania, podejście do wszystkiego. Co najwidoczniej imponowało córce karczmarza, bo wglądała na zasłuchaną, a usta jej nadal były pełne pytań, choć czas mijał...
Ostatnio edytowane przez Nightingale : 15-01-2014 o 17:40.
|