Leto z błogością spędził cały dzień siedząc na ławie w karczmie i obserwując zastraszonych, aczkolwiek spokojnych mieszkańców podgrodzia, po przygodach poprzedniego tygodnia taki odpoczynek wiele dla niego znaczył, pod wieczór z zaciekawieniem ale i odrobiną nieufności wsłuchiwał się w słowa wielebnego, obawiał się jednak, że modły na niewiele sie zdadzą, bardziej niż bogom ufał ogniowi broni palnej i żelazu, a słowa Ilberta zdawały mu się mieszać w głowach ludzi, brzmiał jak demagog, jak fanatyk.
Cienie stawały się coraz dłuższe a słońce znikało za murami kiedy ponownie usłyszeli ten przerażający dźwięk, nienaturalne wycie bestii, ludzie zaczęli rozglądac się w popłochu aż usłyszeli BRAMA JEST OTWARTA
wtedy zaczęła się prawdziwa panika, ludzie zaczęli rozbiegać się do swoich domów. Nagle w ciżbie na ziemie upadły ciała z wystającymi z pleców lotkami bełtów, ludzie nie zwracali na to uwagi i deptali bo tych, którzy upadli, Leto rozejrzał się, nie czuł się najlepiej, jednak wiedział ze dzieje sie coś niedobrego i musi utrzymać jasność umysłu , rozejrzał się i zobaczył jak wartownicy stojący na murach strzelają w tłum, zobaczył Ricarda biegnącego w stronę kuszników, ruszył za nim, w biegu wyciągnął pistolety i wypalił w strone mury, a następnie wyciągnął topór starając się dosięgnąć jak najszybciej oszalałych wartowników. |