Na "zwykłych" sesjach osobiście nie trawiłem zagadek matematyczno-logicznych. Zawsze mi nie pasowało że jakś łowca lub handlarz zadaje pułapkę, którą należało rozwiązywać przez 15 minut z ołówkiem w ręku. Brrrr, na szczęście wyjaśniliśmy naszemu poprzedniemu MG że to nie był najlepszy pomysł
Ale za to kiedyś pozwoliliśmy mu popłynąć i zrobił dla nas przygodę gdzie ich nie brakowało. Nasz błąd polegał na tym że zaatakowaliśmy jakiegoś dzina a ten w chwili swej śmierci przeniósł nas do swego rodzinnego zameczku/lochu. Cała sesja była najeżona krótkimi i sympatycznymi pułapkami lub zagadkami
O ile pierwsze pół godziny były niebyt tak później widzieliśmy we wszystkim ukryty podtekst