Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2014, 11:29   #28
Earendil
 
Earendil's Avatar
 
Reputacja: 1 Earendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemu
Wielu mogłoby powiedzieć, że Vytor jest szczęściarzem. Po wywołaniu wszak wielkiego skandalu na dworze hjargaardzkim, dzięki któremu zaskarbił sobie nienawiść zarówno możnego rodu Kellerów, jak i grafa Rensbergu, udało mu się nie tylko uciec z honorem (i zachowanymi wszystkimi organami), ale i nawet pod niezłym pretekstem. Udział w „misji” księżniczki Felicii był czynem godnym pochwały, w dodatku na wezwanie damy niemal po rycersku zaoferował swą bezinteresowną pomoc. Ukryty zaś pod płaszczykiem księżniczki mógł być pewien swego bezpieczeństwa.

W tej chwili jednak Vytor nie czuł się zbytnio faworyzowany przez los. Ledwie tydzień temu wyruszyli ze stolicy, a on już miał dość. Wiedział bowiem dokąd zmierzali. Do kompletnego wygwizdowa. Havensteyn zapewnił sobie miejsce na mapach chyba tylko dlatego, że książęta Greinu wywodzili stąd swój ród, chociaż wygląda na to, że poza księżniczką Felicią woleliby o tym fakcie zapomnieć. Wzdrygnął się na myśl, że trafi do takiego miejsca. Już ciekawiej, a przede wszystkim wygodniej, byłoby w bibliotece Kolegium, mitycznym miejscu w którym ponoć studenci nabywają wiedzę. Mitycznym, bo sam raczej tam nie zaglądał.

W trakcie podróży starał się nie rzucać w oczy i ciągnął się w ogonie wyprawy, obok wozów z ekwipunkiem i zaopatrzeniem. Do wyprawy dołączył tylko po to by uratować kuśkę przed katem, nie by się bratać z rycerstwem, czy nawet dać się wplątać w coś nudnego i głupiego. A mocy magicznej miał niestety zbyt mało by wzbudzać powszechny strach i szacunek. Popędził konia, wzdychając, i szczelniej otulił się swoim szarym płaszczem podróżnym. Pomiędzy byciem studentem w Ylcveress, a magiem posiadającym przerażającą śmiertelników potęgę, znajdował się etap pośredni, którego Vytor nie brał pod uwagę, a który stał się teraz jego udziałem. No i w dodatku nie mógł się wyspać, bo z jakiegoś powodu ta lunatyczka Felicia zarządziła całonocny marsz.

Z tych czarnych myśli wyrwało go poruszenie na przedzie kolumny. Znajdowali się już blisko celu podróży i jakby dopiero teraz Alveklos usłyszał coś czego nie za bardzo się spodziewał po Havensteynie. Krzyki, bicie dzwonów, wrzawa. I coś jakby… wycie? Od strony miasta?! Vytor potrząsnął głową, mając nadzieję, że to ze zmęczenia zmysły płatają mu figla. Jednakże galop kawalerii, która chwilę później odłączyła się od grupy i pomknęła w stronę miasta, zdawał się zaprzeczać temu. Usłyszał rozkaz przyspieszenia marszu. „Cóż, zapowiada się, że z nudów jednak nici”, pomyślał młody mag. Nie był jednak pewien, czy w tej sytuacji nie wolałby się trochę ponudzić.

* * *

„Mutacje? Hmm…”. Na twarzy młodego maga pojawiło się zaciekawienie. Był obecnie ubrany w swoją piękną szatę, haftowaną srebrnymi nićmi, i opierał się na prostym dębowym kosturze. Miał długie, czarne włosy, przystojną, choć delikatną twarz pozbawioną zarostu oraz zielone jak szmaragdy oczy. Prezentował się jako młody, dobrze odziany, urodziwy mężczyzna i Vytor cenił sobie swój wygląd. Nie bez powodu on, jako jeden z nielicznych na studiach nie musiał płacić za chwile uniesień, niezbyt przystojących mędrcom i adeptom Sztuki. Teraz jednak wystroił się przede wszystkim po to, by pokazać swój status. To jedno słowo wypowiedziane przez dosyć ładną uzdrowicielkę Karlotte, „mutacja”, wystarczyło by skupił swoją uwagę na rozmowie księżniczki z jej doradcami. Mimo iż niezbyt interesowało go tracenie wzroku przy księgach, to nie bez powodu był jednym z najlepszych studentów na swoim roku. Tylko zamiłowanie do sztuk tajemnych mogło przewyższyć jego chutliwość i sprawić by leniwy Vytor zrobił cokolwiek męczącego. Zaciekawiony wysłuchał zza drzwi komnaty, w której Felicia się zadekowała, całej rozmowy po czym z lekkim uśmiechem wyszedł z banku.

Skierował swoje kroki w kierunku kościoła. Nie miał zamiaru szlajać się po mieście, jednak ta krótka podróż była konieczna. Chciał się rozmówić z uzdrowicielami i spróbować dostać do trucheł tych wilkołeków. Pragnął je zbadać i dowiedzieć się co nieco o magii, która je stworzyła. Może nawet dowie się czegoś interesującego? Myślami powrócił jeszcze do rozmowy w banku. „Mag-renegat”, zmarszczył brwi, gdy przypomniał sobie tę wzmiankę. Gdyby udało się jakimś bohaterom go dorwać, Vytor najchętniej znalazłby się pośród nich, by położyć ręce na jego magicznych przedmiotach. Pomyśleć tylko, jaką wiedzą i mocą musi dysponować by tworzyć masowo coraz więcej takich stworów. To jednak na razie ma niższy priorytet w planach Felicii od szturmu na zamek. Młody mag skrzywił się. Nie uśmiechało mu się zgrywać herosa i nadstawiać piersi na pierwszej linii. Z drugiej strony, bardzo pożyteczne byłoby dla niego, gdyby się znalazł w tej drużynie. Choć jego potencjał bojowy był ograniczony, Alveklos umiał nadrobić to sprytem i zręcznością. Gdyby tylko było dość ludzi mogących osłonić go swoimi tarczami, początkujący mag mógłby się wykazać. A jeśli jest coś, czego Vytor nauczył się od swojego ojca, to jest to wiedza o sile reputacji. Co prawda tę sobie ponad tydzień temu dokumentnie skrewił na dworze książęcym, jednak tym razem postanowił lepiej się postarać. W końcu lepiej być widzianym jako ktoś pożyteczny, niż zawalidroga.

Vytor rozmyślał dalej nad kwestią szturmu na kasztel, aż wreszcie dotarł do kościółka. Nie będąc zbyt pobożnym lekko się wzdrygnął wchodząc do środka. Miał nadzieję, że uda mu się zbadać tych wilkoludzi.
 

Ostatnio edytowane przez Earendil : 25-01-2014 o 11:57.
Earendil jest offline