Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2014, 03:08   #29
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Praca wspólna


Beczki, maszty, burty - w tym momencie wszystko było lepsze, niż stanie na otwartym pokładzie. Powód takiego stanu rzeczy był oczywisty. Wraz ze zmniejszaniem się odległości, ze statku githyanki posypały się na pokład pierwsze zaklęcia: magiczne pociski, wyładowania elektryczne. Praktycznie wszystko na wiwat, ale w efekcie sternik musiał płynąć praktycznie na ślepo, jeśli nie chciał ucierpieć od zbłąkanego czaru. Taktyka wroga była prosta, jeśli uda im się zdobyć dostatecznie dobrą pozycję, zasypią załogę Ognistego Szafiru wszystkim co mają. Kapitan taka wizja najwyraźniej nie była w smak. Ryzykując rany sama dopadła steru i zakręciła nim dziko, korygując kurs... prosto na żółwi statek. Abordaż wymagał ustawienia jednostek burta w burtę, ale Mara-Kai miała najwyraźniej inne, znacznie bardziej szalone plany.

-Każdy czaromiot niech przygotuje sobie najsilniejsze zaklęcie jakie ma i czekać na mój rozkaz! - krzyknęła, a zaraz potem zbłąkana błyskawica uderzyła ją z całą mocą w ramię. Ci, którzy byli najbliżej mogli usłyszeć ciche skwierczenie. Gdy jednak rozbłysk energii zgasł, genasi stała niemal niewzruszona. Jej żywiołowe dziedzictwo w dużej mierze uodporniało ją na takie nieprzyjemności.

Skoro genasi tak bardzo chciała żeby zaczął od ciężkiej artylerii, odłamek nie miał nic przeciwko. Zresztą wyglądało na to, że Githyankom trzeba było solidnie dać po nosie żeby… w ogóle przeżyć. Z jego skromnym arsenałem raczej ciężko byłoby posłać cały ich statek w diabły, więc musiał się się skoncentrować na eliminowaniu i osłabianiu przeciwników. Przygotował pryzmatyczne promienie, czekał jedynie aż zbliży się na odpowiednią odległość.


Ponieważ wojownik nie należał do klasy magicznej, nie miał co robić przed bezpośrednim starciem. Jego najistotniejszym zadaniem, póki co, było siedzenie cicho oraz zachowanie wszelkich sił kiedy statki zderzą się pokładami.

Kapłance nawet przez myśl nie przemknęło, by zastanowić się nad jakimiś ofensywnymi modlitwami. Kapitan stała kompletnie odsłonięta i narażona na kolejny atak. Estel nie mogła się temu spokojnie przyglądać. Wyszeptała więc słowa modlitwy tworząc (świetlistą) tarczę i biegiem ruszyła w stronę Mara-Kai.
- Będę Panią osłaniać - krzyknęła do genasi.
-A kto cię o to prosił dziewucho?! - od razu odkrzyknęła kapitan. Szaleństwo to, czy odwaga, genasi trzymała obrany kurs mimo grożącego jej niebezpieczeństwa. Paradoksalnie, im bardziej statki się do siebie zbliżały, tym rzadziej ciskane były zaklęcia, a strzał czy bełtów w ogóle nie było. Githyanki zorientowały się, że ofiara nie ma zamiaru położyć się grzecznie na brzuchu i czekać na śmierć, a wprost przeciwnie. Kiedy jednak rozpoczęli manewr, aby uniknąć staranowania, Mara ponownie wydała rozkaz magom.
-Teraz! Celować w kopułę! W kopułę do stu diabłów!

Czerwony kryształ sprawiał wrażenie bardzo solidnego, w przeciwnym wypadku pewnie nie zostałby wykorzystany w budowie statku, ale rozkaz był rozkazem. Mistyczna energia uwolniona przez Gariona i Kallkenash pochłonęła wskazany cel na sekundę czy dwie, nie pozostawiając po sobie wiele więcej niż paru rys i pęknięć. Możliwe jednak, ze genasi wcale nie liczyła na to, że magia wyrządzi jakąś szkodę. Może miała po prostu zdezorientować wroga dość długo, by Mara-kai zdążyła wbić się wprost we front wrogiego statku w jednej kakofonii trzasku, krzyków i łomotu. Przez obie jednostki przebiegł potężny wstrząs pozbawiając wszystkich równowagi, a w przypadku Ognistego Szafiru wyrzucając dwóch marynarzy za burty. Dziub żaglowca został strzaskany, lecz w przedniej części statku githyanki ziała teraz ogromna dziura.

Garion nie miał pojęcia o co pani kapitan chodziło z kopułą, dla niego sensowniej byłoby celować w otwory strzelnicze i piec ich od środka, nie miało to jednak znaczenia. Najwyraźniej miała w tym jakieś swoje powody. Teraz za to mieli dwóch marynarzy mniej i dziurę we wrogim statku. Co oznaczało możliwość przepływu sił w obie strony. Z jego dłoni po krótkiej inkantacji wystrzeliły promienie, rozpryskując się w okolicy wyłomu, tuż przy przeciwnikach próbujących się dostać na Szafir.


Tymczasem straszliwe uderzenie rozłożyło Dotiana na pokładzie, podobnie jak wszystkich. Właściwie to uratowało go, gdyż przewróceni przeciwnicy nie mogli skoczyć na ich pokład atakując leżących. Wstrząs potworny dał się jednak we znaki także githianki, toteż wojownik zdołał się jakoś zebrać do pozycji stojącej, potem zaś, no cóż, planował osłaniać swoimi mieczami postacie czarujące.

Eladrinka podniosła się szybko rozglądając czy nikt poważniej nie ucierpiał od zderzenia. Na szczęście nikomu nic, wymagającego natychmiastowej pomocy, się nie stało, mogła więc skoncentrować się na statku wroga. Pozycja na schodach i doskonały wzrok pozwoliły jej w wyrwie dostrzec już dwoje gythanki, przygotowała więc dla nich coś.

Wszyscy zaczęli dochodzić do siebie po pierwszym szoku. Na pierwszy rzut oka na taranowaniu gorzej wyszły githyanki, niż załoga Ognistego Szafiru - prawie wszystkie odłamki posypały się do wnętrza żółwiego okrętu, raniąc jego załogę. Na żaglowcu ludzie i genasi byli poobijani od zderzenia, ale prawie nikomu nie stało się nic poważniejszego. Kapitan uderzyła się czołem o ster, przez co całkiem obficie krwawiła z łuku brwiowego, ale nijak nie zagrażało to jej życiu.

Kildrak, stabilny jak każdy krasnolud, szybko stanął na swych krótkich nogach i ze swym paskudnym nadziakiem w rękach ruszył z bojowym okrzykiem ku wyłomowi. Jego śladem poszło półelfie rodzeństwo - ich cienkie, ale ostre jak brzytwy klingi skrzyły się w srebrnej poświacie Astralnego Morza. Dotian przyjął odmienną taktykę, przebiegając w poprzek pokładu ku Garionowi i Kallkenash, którzy szykowali już następne czary. Tom, Brendan i Evan potrzebowali trochę więcej czasu by ponownie naciągnąć cięciwy po tym, jak zderzenie wyrwało im z dłoni strzały i bełty. Jedynie Silas zdawał się nic nie robić, stał przy maszcie z obnażonym rapierem i czekał na rozwój sytuacji.

Pełne napięcia oczekiwanie trwało jeszcze kilkanaście sekund, gdy z wnętrza wrogiego okrętu, z okrzykiem Vlaakith, wybiegło dwóch zielonoskórych wojowników dzierżących oburęczne miecze.


Krwawili, musieli poważnie ucierpieć gdy dziób żaglowca przebił się przez kokpit ich statku, ale bojowy ferwor postawił ich na nogi... przynajmniej na chwilę. Zaraz bowiem posypały się na nich zaklęcia Estel, Gariona i Dzikunki, do których w mig dołączyły strzały i bełty ludzkich wojowników. Odłamek i Eladrinka wpadli na podobny pomysł, by oślepić swych wrogów, co doskonale im się udało, bowiem już po chwili obaj zaczęli łapać równowagę wśród odłamków statków. Nie będąc zdolnymi do składnych uników byli łatwym celem dla potężnego wybuchu energii wywołanego przez Kal i pocisków, które zagłębiły się w ich ciała. Szarża pierwszych githyanki potrwała może z trzy uderzenia serca nim padli martwi na pokład. Ich śmierć nie poszła jednak na marne. Ich umysły zdążyły zaatakować krasnoluda i półelfkę. O ile Stonepick nawet tego nie zauważył, to nogi półelfki zrobiły się ciężkie niczym ołów, co skutecznie ją unieruchomiło... I wystawiło na szarżę kolejnych trzech githyanki, w tym jednego odzianego w łuskowy pancerz i dzierżącego bardzo dziwny, srebrny miecz.


To właśnie gith w łusce dopadł do unieruchomionej dziewczyny i potężnym zamachem przeciął ją od prawego obojczyka niemal po środek piersi.

-Laurel! - krzyknął jej brat, nie miał jednak szansy dotrzeć do bez wątpienia umierającej siostry, drogę bowiem jemu i krasnoludowi przecięło pozostałych dwóch wojowników. Na domiar złego na krawędzi wybitego kryształu pojawiło się jeszcze dwóch łuczników, a z klapy w górnym poszyciu wychylił się jeszcze jeden Gith, tym razem kobieta, która obrałą sobie za cel Gariona, Dzikunkę i osłaniającego ich Dotiana. Odłamek poczuł psychiczną ingerencję w swym umyśle, lecz szybko ją odepchnął. Kallkenash i Twinklestar nie mieli tyle szczęścia. Dostali potwornej migreny. Bół był tak straszny, że nie pozwalał składnie myśleć.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline