- A toście wdepneli w gówno, panie Domenic... co ja kurwa mówię gówno. Szambo! - Knut cmoknął i poręcił głową.
- Nie twoja sprawa, pachole. Won mi z oczu.
- A i moja panie Domenic, bo wiecie, czasy jak mogliście mi rozkazywać minęły. - Knut mówił wolno, niemal grzecznie, bawiąc się rękojeścią Gryzeldy. - Ja już nie książęcy ino miejski pachoł. I przed panami rajcami odpowiadam, nie przed urodzonymi. A oni średnio lubią i was, i waszych chłopców. Tak samo nasi dzielni strażnicy miejscy. A tak się składa, że przed świątynią widziałem Janiego Dwugroszka, i Domarosa, i Curkaska Pisarczyka. Kopyto darł się tak że pominąć go nie sposób. Nie wiem nawet czy i sierżanta Podkowy nie widziałem, wiecie, tego co w bójce z książęcymi pod "Zakonnicą" stracił oko. A wyście tu kurwa najzwyczajniejszy jebany gwałt na terenie pierdolonego miasta zrobili, ba! W kościele, więc azyl możecie sobie schować głęboko w urodzoną dupę.
- Jak śmiesz!
- Ja nic nie śmiem, tak tylko mówię, że się chyba główszczyzną nie wykpicie, raczej pokutnym worem i pielgrzymką, boście "jaśnie kurwa oświeceni". Ale resztę już widzę w łapkach małodobrego. Będziecie chujki zgniłe ślicznie skwierczeć na stosikach za pomaganie pierdolonemu świętokradcy... oczywiście jak tylko kat z wami skończy a to potrwa... aj, potrwa, hehehe.
Drugą ręką Knut sięgnął do pasa i rozwinął Chudą Lolę, której koniec niczym żmija zapraszająco zatańczył na podłodzie.
- No, chyba że wolicie dodać napierdolkę w kościele do waszej wyjebanie długiej listy grzechów. Ale nie radzę, bo coś mi się wydaje że widziałem jakiegoś łapiducha pędzącego po pachołów miejskich... |