Zasmarkany, załzawiony Vel patrzył na owego ducha jak gdyby ten zasugerował mu ze sobą jakieś zbereźne zabawy. Szczęka Wieśka wylądowała na podłodze. - Ale o so chosi? - tyle zdołał z siebie wydukać w pierwszej chwili. Nie dość, że niesłusznie go oskarżono o dzieciobójstwo to jeszcze jakiś palant z pałą śmie sugerować... Oczy Wieśka zwęziły się niebezpiecznie. Pociągnął nosem. W środku, pomału zaczynał się gotować, a to przeważnie znaczyło kłopoty. Vel był łagodnego usposobienia, jednak gdy go rozdraźnić.... Jednak zdobył się na spokój. - Niech ci będzie, że jest 1970. - powiedział pospiesznie wychodząc z założenia, że wariatom nie można zaprzeczać, a uzbrojonym tym bardziej. Ciemna strona oburzała się na takie podejście. Za te oskarżenie powinno się delikwentowi oklepać maskę. Żeby ukryć wewnętrzny konflikt, który w oczach ów osobnik podający się za ducha mógłby wyczytać w oczach opuścił głowę. Po chwili zaczął się opentańczo wręcz śmiać, jak szaleniec. To mogło być dziwne lub też zastanawiające.
__________________ Gargamel. I wszystko jasne |