WÄ…tek: The Big Apple
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2014, 21:22   #1
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
The Big Apple



THE BIG APPLE

The Zoo

Godzina 23:18 czasu lokalnego
Niedziela, 13 grudzień 2048


- Dawaj, szybciej!
Głośny, ostry szept przeciął ciszę panującą w starej fabrycznej hali, teraz marnej pozostałości po dawnej świetności tej części przemysłowej dzielnicy. Dwie sylwetki przebiegły przez otwartą przestrzeń, chowając się za kawałkiem muru, z którego wystawały pogięte stalowe pręty, pnąc się do góry, ku stalowej, niewidocznej w mroku konstrukcji. Dziurawy dach nie odsłaniał gwiazd. Chmury, a i owszem. Sypał z nich śnieg, którego niewielka ilość dostawała się także do środka. Dwa szybkie, głośne oddechy i przez ciągnące się sekundy nic poza tym. Dwie młode twarze. Dwie pary przestraszonych, szeroko otwartych oczu. Nasłuchiwali. Gdzieś z oddali dobiegały inne odgłosy. Szum miasta. Ale nie tylko. Rytmiczne odgłosy biegnących. Szczekanie? Zmęczenie brało górę. Adrenalina trzymała na nogach. Mężczyzna pchnął dziewczynę przed siebie. Zrobiła kilka kroków i odwróciła się, zauważając, że został. Na jej ładnej twarzy wyraźnie zaznaczały się azjatyckie rysy.
- Chodź!
Pokręcił głową. Rzucił jej plecak.
- We dwójkę nie damy rady. Jesteś szybsza. Biegnij! Odciągnę ich w drugą stronę.
Pobiegł Nie czekając, nie rzucając ostatniego spojrzenia, nie słuchając słów pożegnania. Ona także. Oboje znali stawkę.
Gdzieś dalej odgłosy przybierały na sile. Wskoczyła na siatkę i w kilku ruchach przeskoczyła na drugą stronę. Nie było tu w okolicy żadnego światła. Wszystkie latarnie zgasły lata temu. Mimo tego pędziła co sił, pokonując kolejne metry. Trochę dalej czekał na nią ratunek. Jeszcze nie tutaj.
Dwa psy o czerwonych, płonących elektroniką oczach wybiegły zza zakrętu i przyspieszyły, widząc cel. Odruch ujadania stłumiły bioniczne wszczepy.
Jeszcze sto metrów. Musiała zdążyć.



Godzina 7:10 czasu lokalnego
Poniedziałek, 14 grudzień 2048


- Tu Alicia Stoner, witajcie w porannym programie "New York News"! Dziś mamy w studio gościa specjalnego, zgodnie z zapowiedzią - burmistrza Resse Daniellsa. Dziękujemy za przybycie panie burmistrzu.
- To ja dziękuję. I witam wszystkich widzów.
- Panie burmistrzu. Prawie półtora miesiąca po ogłoszeniu tego komunikatu, dziś mamy już pierwsze wyniki. Wielu ludzi jednak ciągle jest bardzo zaniepokojonych wprowadzeniem robotów do pracy w instytucjach publicznych…

Rozmówca prezenterki lokalnej telewizji powoli pokręcił głową, a na jego ustach pojawił się zalążek miłego uśmiechu. Poprawił dobrze skrojony, lecz nie najdroższy garnitur.
- Oczywiście, wszyscy to rozumiemy. Ilość urzędników była stopniowo zmniejszana, lecz wcześniej nie potrafiliśmy osiągnąć kompromisu pomiędzy wydajnością, wydatkami i bezpieczeństwem. Większość spraw była już dawno w pełni zautomatyzowana, ciągle jednakże podatna na ludzkie słabości. Zgodnie ze swoimi zapowiedziami, to dla nas wielki krok do wyplenienia korupcji. Roboty są na nią odporne, ich funkcje będą ograniczone wyłącznie do wykonywania funkcji, do których zostały zaprogramowane.
- Rozumiem. Ale na pewno dotarły do pana wnioski i zażalenia płynące ze związków zawodowych?
- Oczywiście, nigdy nie mieliśmy przeprowadzać zwolnień grupowych. Tym ludziom mamy do zaproponowania inne stanowiska, podobne charakterem i opłacane podobnie lub nawet lepiej.
- Czy to oznacza, że androidy będą rozwijane i pojawią się także w innych sektorach? Podobno niektórzy ludzie korzystają już z nich zamiast zwykłej służby, a w fabrykach są o wiele wydajniejsi.
- Jeśli prawo na to pozwala, jest to naturalny kierunek ewolucji, prawda? Nie możemy tego zatrzymać, lecz będziemy kontrolować. Jestem pewien, że ograniczona inteligencja nigdy nie rozwinie się poza ustalony stopień. Prawo pozostaje bez zmian, rozwijająca się AI ciągle będzie zabroniona. Ze swojej strony pragnę też wszystkich zapewnić, że przepisy będą jasne. Żaden człowiek nie będzie miał prawa stracić pracy ze względu na zatrudnienie robota.

Zgodnie ze specyfiką programu, niedługo potem został zakończony. Daniells do końca pozostał w pełni opanowany, otwarty i przygotowany. Widzom pozostawało ocenić, ile prawdy znajdowało się w jego słowach. Alice zakończyła wejście na wizję.
- Dziękuję panu za wizytę. Do tematu wrócimy, ale teraz oczekiwany przez wszystkich "Zdechły Joe"!
Poważną rozmową przerwał serial dla znacznie mniej wymagającej widowni.



Godzina 9:40 czasu lokalnego
Poniedziałek, 14 grudzień 2048
Sala sÄ…dowa, Manhattan


- Proszę wstać, sąd idzie.
Kilkanaście osób obecnych na sali sądowej uniosło się, obserwując jak sędzia wchodzi na postument i siada na swoim fotelu, zerkając na wyświetlacz umieszczony tak, by widział go tylko on. Zebrani usiedli, a Keith Johnsson, doświadczony przez wieloletnią praktykę, uniósł na nich wzrok.
- Sprawa trzy tysiące jeden. Powód Scott Tomkins, oskarżony: organizacja religijna "Dzieci Rajneesha". Czy wszyscy wezwani są obecni?
Nastąpiło niewielkie poruszenie. Prokurator wstał, wyświetlając w powietrzu podpisany cyfrowo dokument. Pchnął go w stronę sędziego.
- Powód jest nieobecny ze względu na zły stan zdrowia. Mam pełnomocnictwo do poprowadzenia oskarżenia bez jego bezpośredniego udziału.
- Dobrze. Proszę odczytać akt oskarżenia.
Trwało to chwilę. "Dzieci Rajneesha" oskarżone były przede wszystkim o praktyki zabronione, w tym bycie zwyczajną piramidą finansową pod płaszczykiem religijnym a także sektą omamiającą nowych członków i namawiającą do czynów niemoralnych i zabronionych. Podstawą oskarżenia były pieniądze. Gdy oskarżyciel skończył, sprawy potoczyły się szybko.
- Wzywam na świadka Amandę Tomkins.
Weszła do środka, na sztywnych nogach. Nie miała jeszcze trzydziestu lat, może nawet znacznie mniej, chociaż szara na twarzy i z podkrążonymi oczami obecnie nie wyglądała najlepiej. Widać było, że dygocze. Zrównała się z ławą oskarżonych. Po policzku spłynęła jej łza.
- Nic nie wiecie! Nie pozwolÄ™ wam!
Strażnik już wstawał, pobudzony tym krzykiem. Tylko, że był zwykłym człowiekiem, stanowczo zbyt wolnym.

Bomba eksplodowała.



The job is done and I go out
Another boring day
I leave it all behind me now
So many worlds away

I meet my girl, she's dressed to kill
And all we gonna do
Is walk around to catch the thrill
On streets we call the zoo

We eat the night, we drink the time
Make our dreams come true
And hungry eyes are passing by
On streets we call the zoo



Godzina 6:31 czasu lokalnego
Wtorek, 15 grudzień 2048
Nowy Jork


- Moi drodzy, wstaje nowy dzień sypie śnieg, temperatura kilka stopni poniżej zera, ale nie to nas elektryzuje najbardziej. Tu Mike Hogan, a wy oglądacie i słuchacie "New York News"! Wszystkim zagubionym, którzy dopiero otworzyli powieki przypomnę, że mamy wtorek piętnastego a do świąt jeszcze dziesięć dni. Z góry przepraszamy za kłopoty techniczne, których może doświadczyć część z państwa, lecz są od nas niezależne. Właśnie dlatego zaprosiliśmy do studia pana Heinricha Rattfielda, specjalistę od komunikacji prosto z Virtual Telecom SAT-W.
Kamera oddaliła się lekko, teraz obejmując także zwalistą sylwetkę krótko przystrzyżonego blondyna o kanciastej twarzy. Niemieckie pochodzenie rzucało się w oczy, tak samo jak metalowa płytka zastępująca mu większą część lewej strony twarzy. Tylko na oko miał wyrwę, a to co czaiło się pod spodem delikatnie emanowało zielenią, mocno nienaturalną. Skinął głową na powitanie, nie wydając z siebie żadnego dźwięku po pierwszych słowach prezentera.
- Czy… - Mike odezwał się ponownie, lecz studio nagle zniknęło, zastąpione czarnym polem, po którym tańczyło tysiące białych kropek.


Obraz wrócił po trzech czy czterech sekundach. Prezenter musiał o tym wiedzieć, bowiem odchrząknął.
- No właśnie, o wilku mowa. Przepraszamy za usterki, dziś chyba często to powtórzę - roześmiał się raczej sztucznie. Żadem mięsień na twarzy jego gościa nawet nie drgnął, dlatego raz jeszcze chrząknął i spoważniał. - Panie Rattfield, czy może pan wyjaśnić naszym widzom naturę tych problemów?
- Tu nie ma co wyjaśniać -
zapytany burknął niskim, grubym głosem. - Wszystkie sygnały radiowe blokowane są przez jakieś zewnętrzne, rozproszone źródło. O ile mi wiadomo nikt jeszcze nie ustalił jakie. Powoduje ono zanik lub odbicie fal, zniekształcenie i ewentualny przechwyt. Prace nad zbadaniem tego zjawiska trwają, nie będę się bawił w zgadywanie. Następuje to nieregularnie, w całym rejonie stanu Nowy Jork. Dotychczas to najwyżej kilkusekundowe utrudnienia.
- A gdybym jednak poprosił, by spróbował pan określić co może być tego przyczyną…
- Powiedziałem, że nie będę zgadywał -
Heinrich wszedł w słowo prowadzącemu. - Jeśli to urządzenia, to wielkiej mocy. Jeśli zjawisko innego typu, nigdy jeszcze z takim się nie spotkaliśmy.

Obiektyw kamery ponownie skupił się na Hoganie, który uśmiechnął się promiennie. Jego nieskazitelna twarz nie zdradzała nawet odrobiny irytacji. Ani prawdziwej radości, jeśli ktoś przyjrzałby się dokładniej.
- Jak więc usłyszeliśmy, nikt z nas nie jest odpowiedzialny za te problemy. Podobne mają wszystkie sieci, nie tylko telewizyjne czy radiowe. W tej chwili na lotniskach tworzą się coraz większe opóźnienia. O wszelkich zmianach na pewno będziemy informować na bieżąco. A teraz wróćmy do wczorajszego wydarzenia dnia. Przypominamy: członkini ugrupowania "Dzieci Rajneesha", Amanda T., wysadziła się na sali sądowej. Zginęło pięć osób, w tym ona sama. I chociaż same "Dzieci" odcięły się od tego zamachu, to ciągle pozostaje pytanie, dlaczego ta dziewczyna zdecydowała się na taki krok…
Obraz znowu zniknął na kilka sekund, przerywając na chwilę wywód prezentera.


Felipa

Nie musiała jechać daleko. Z jednej strony to dobrze, bo paskudne i depresyjne myśli nie zdążyły się jeszcze skrystalizować i wypłynąć na powierzchnię wracającego w pełni do pracy mózgu. Anty-kac szarżował przez żyły, zamiatając po drodze wszystko. Środek ten był na tyle skuteczny, że ktoś kiedyś myślał nawet o zakazaniu jego użycia, bowiem wzmagał alkoholizm. Po co się ograniczać, skoro wystarczy to łyknąć i po sprawie? No to się Felipa nie oszczędzała, a teraz świadomość wracała. Wszczepy także pomagały, procesor w mózgu nie pozwalał zapomnieć. Film mógł się urwać, lecz wtedy i ciało całkiem niedomagało. W innym wypadku pamiętała wszystko. Przynajmniej po alkoholu.

Dragi to inna sprawa. Nowoczesne syntetyki i nędzne ich podróbki, dające pełen odlot, dopalacz, czy pozwalające się odprężyć. Pełen serwis, co tylko się chciało. No tak, ale tego jeszcze latynoska nie próbowała, nie ostatnio. Ciekawe czy procesor i inne elektroniczne zabawki również narkotykom nie pozwalał w pełni pochłonąć właścicielki. O jednym wiedziała, bo znała to dobrze z czasów, gdy sama jeszcze to opychała komu popadnie. Ci, którzy to tworzyli, już dawno poradzili sobie z pierwszymi blokerami. Ofiary musiały chcieć ciągle więcej i więcej. I na razie z elektroniką wygrywali sprzedawcy. Na każdy nowy wynalazek szło znaleźć "receptę".

Jin-Tieo, według adresu, który jej podesłali, zamelinował się obecnie na Harlemie. Lepsza trochę dzielnica miała zdaje się zapewnić odrobinę spokoju. Marne zabezpieczenie. To, że policja dojeżdżała tu jeszcze na wezwanie nie znaczyło, że robiła to sprawnie i interweniowała bez zawahania. Bo i co ich porachunki gangów obchodziły?
Kierowca zatrzymał się przed rzędem podobnych, przylegających do siebie, dziesięciopiętrowych budynków. Wszystkie identyczne, lecz przynajmniej wykończone lepiej niż w slumsach i nie pokryte graffiti - pewnie dzięki jakiemuś automatycznemu systemowi obronnemu. Zapłaciła i wysiadła, udając się pod wskazany numer. Wpuszczono ją zaraz po tym jak się przedstawiła. Ostatecznie nie zniżyli się chociaż do chowania po piwnicach. Ostatnie piętro dawało większe możliwości.

Okazało się, że przejęli całe. Azjata nie zamierzał ryzykować, teraz już jasno zdając sobie sprawę, że konkurencja nie zamierza mu odpuścić. Przewiskano Felipę, lecz niezbyt dokładnie. Możę Jin-Tieo wydał stosowne polecenia, tych ochroniarzy kobieta nie znała. Co innego tych przed drzwiami, do których kazano jej iść. Dwaj Meksykanie najwyraźniej skorzystali z dodatkowej oferty i zostali, na jak długo nie wiadomo, lecz teraz jeden z nich otworzył drzwi, wpuszczając ją do środka niewielkiego mieszkania, gdzie w salonie urządzono na szybko prosty "gabinet", co oznaczało ściągnięcie jakiegoś biurka, rozłożenie stołu i postawienie komputerów.

Mężczyzna był obecnie sam, wyglądał jakby czekał na jej pojawienie się. Nawet jak nie zamierzał dać po sobie tego poznać. Drgnął w fotelu, prostując się. Wskazał miejsce.
- Felipa. Usiądź proszę. Zwrot pieniędzy dostaniesz zaraz po tym, jak zaakceptujesz transfer na swoim holo. Dziękuję za to co zrobiłaś.
Uśmiechnął się, lecz nie było mu do śmiechu. Nie dotarło do oczu, latynoska miała wrażenie, że nawet nie do połowy policzka. Mężczyzna był blady, drżał ledwo zauważalnie i wyglądało na to, że każdy większy ruch sprawia mu ból. Ale żył. Działał.
- Masz to, o co prosiłem? - nie musiała odpowiadać, by poznał odpowiedź. Przez twarz przebiegł mu nerwowy tik, za to nawet nie skrzywił ust. Tylko westchnął. - Za chwilę mi wytłumaczysz. Odpowiedz mi najpierw na jedno pytanie - głos miał cichy, opanowany, lekko drgający jak człowiek chory lub bardzo zmęczony. Mimo to, pewny siebie. - Czy chcesz coś znaczyć coś w tym mieście? Pokazać, że potrafisz? Zarobić, nazbierać tym samym na siebie i rodzinę i dopiero się stąd wynieść w poszukiwaniu czegoś innego? - patrzył prosto w jej oczy, ze swojej strony nie dając żadnego znaku odnośnie tego, co stoi za tymi pytaniami.



Siedział na swojej pozycji od jakiejś półgodziny, obserwując oddalony o jakieś pięćdziesiąt metrów budynek. Nie było to miejsce idealne, lecz zapewniało optymalne możliwości obserwacji i dodatkowo posiadało tę niewątpliwą zaletę, że nikt nie zadawał pytań. Tyle znalazł na szybko i nie narzekał. Mieszkanie, pokój raczej bo całość miała może piętnaście metrów, nie zostało nawet wysprzątane po poprzednich właścicielach. Sądząc po zapachu, zmarli na przedawkowanie. Alkoholu bądź dragów, co nikomu nie robiło różnicy.

Okno było tak brudne, że nie przepuszczało praktycznie światła, do jego celów nadawało się jednakże idealnie. Wzmocniony wzrok filtrował zanieczyszczenia i śnieg. Bez problemu zobaczył więc ją, wychodzącą bocznymi drzwiami mieszczącego się tam klubu. Serce zabiło szybciej, po twarzy być może, niedostrzegalne dla nikogo, przebiegły emocje. Palec oczywiście nawet nie ruszył w kierunku spustu. Nie na nią tu czekał. Jeszcze nie.
Wszystko po kolei.

Bacznie śledził jak wsiada do taksówki, odjeżdżając gdzieś na zachód. Mimowolnie patrzył za nią sekundę czy dwie. Potem ponownie się skupił. Celu jeszcze nie widział. Mogło to trochę zająć. W pobliskim sklepie zrobił zakupy na dłużej, problemem mógł być głównie kibel, działający sprawnie inaczej i nie zasługujący ani trochę na nazwanie go łazienką. Z tym też umiał sobie radzić. Zmienił pozycję, odciążając zastałe już trochę mięśnie. Opady śniegu przybierały na sile, na ulicach pojawiało się coraz więcej ludzi i samochodów. Mimo tego obserwacja była nudna. Do tego także szło się przyzwyczaić, chociaż nie robił tego od dość dawna.

Holofon odezwał się cicho, niespodziewanie. Wiadomość tekstowa, krótka, treściwa. Jak każda dotycząca takich spraw.
"Zlecenie w NYC, zainteresowany?"

 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 01-11-2014 o 10:50.
Sekal jest offline