-Ogólnie rzecz biorąc masz rację co do tego, że WMG było ni polskie ni niemieckie ale oba państwa rościły sobie do niego pretensje.
-Zauważ jednak, że wszelkie polskie prawa do tego miasta były niejako rekompensatą Ligii Narodów dla Polski za to, że zostawili Polskę z kawałkiem piachu nad morzem ale bez żadnego prawdziwego portu. Nikt po I WŚ do głowy sobie nie brał, że można wybudować nowy, nowoczesny port praktycznie z niczego. Po prostu sądzono, że ten półpożyczony Gdańsk jest dla Polaków jedyną opcją.
-Co do sensu i oporu Westerplatte i innych placówek w Gdańsku i na całym Wybrzeżu miał on o tyle znaczenie, że pokazywał swiatu, że Polska faktycznie od morza odepchnąć się nie da. Przynajmniej nie bez walki. Póki świat słyszał, że trwają walki w tym rejonie Niemcy nie mogli twierdzić, że ot przyszli i wyzwolili uciskany lud z polskiej niewoli. A właściwie mogli ale nie miało to już tej wymowy jak by było gdyby faktycznie Polacy poddali/wycofali się po symbolicznej salwie. O to mi głównie chodziło jak pisałem powyżej z tą obroną Westerplatte. Zwłaszcza w perspektywie pierwszych kilku dni wojny jak jeszcze Alianci mieli okazję wycofać się rakiem i nie wypowiedzieć wojnu III Rzeszy.
-Zgadzam się też, że Polska i Niemcy mieli całkiem długo wcale niezłe kontakty. Hitler mógł pluć z mównicy o podludziach i rasach ale nie oficjalnie i nie w kierunku II RP. Relacje były na tyle dobre, że prawie do ostatniego momentu Alianci nie byli pewni czy oba te państwa nie zawiążą sojuszu a przynajmnie paktu o nieagresji. Taki sojusz doametralnie by pogorszył ich sytuację strategiczną w Europie. Niemcy miałyby zabezpieczony wschodni front a Hitler osiagnąłby coś czego od ostatniej wojny bał się każdy Niemiec jak myślał o wojnie: dwóch frontach. Dlatego i dla Niemiec i dla Aliantów Polska była cennym sojusznikiem którego warto było pozyskać a przynajmniej zapewnić sobie neutralność. Zwłaszcza, że w rejonie nie było żadnego innego "zamiennika" o podobnym potencjale. Dlatego Polska potencjałem może ustępowała znacznie każdemu z tych państw ale każdy się z nią liczył i postepował ostrożnie. A to własnie zasługa polityki zagranicznej II RP która była niezależna i samodzielna.
-Co do '38 i autostrady i innych propozycji niemieckich to był to tylko pretekst. Tak naprawdę Hitler postanowił postawić Polsce ultimatum by jasno określić po której stanie stronie. Czas mu uciekał i musiał zacząć wojnę jak najprędzej więc chciał mieć jasność sytuacji. Polsce udało się jeszcze pościemniać parę m-cy ale jak w I.39 dali odpowiedź odmowną Niemcom wojna została postanowiona przynajmniej między tymi dwoma państwami. W Polsce właśnie wtedy (dopiero wtedy) zaczęto przygotowyważ Plan Z czyli było to całkowite przekierowanie strategii i sił od doskonalonego przez ostatnie 20 lat Planu W. Niemcy zaczęli przygotowania swojego planu inwazji na sąsiada jeszcze później bo w IV.39. Czyli prawie do ostatniego momentu oba kraje nie myślały na serio o wojnie przeciw sobie.
-Za największy sukces Polski w KW uważam jej długość i trwałość mimo, że wedle wszelakich norm opór powinien zostać zdłowiony przez silniejszego przeciwnika tak jak ten się spodziewał
-Za największa porażkę Polaków uważam odwołanie mobilizacji w ostatniej prawie chwili ze wzgleów politycznych. Sama jednak mobilizacja przebiegła jednak tak dobrze jak to możliwe zwłaszcza póki jeszcze wojny nie było.
-Za największy sukces Niemców można uznać pierwsze walne zwycięstwo nad przeciwnikiem od czasów I WŚ. Niemcy okazały się tak silne i groźne jak Hitler zapowiadał a i kampania była błyskawiczna i prawie bez strat (w porównaniu do standardu I WŚ)
-Za największą porażkę zaś wypowiedzenie wojny z Aliantami i 2.5 tyg zwłoka ACz. W wyniku czego zamiast krótkiej lokalnej wojenki Niemcy wpakowały się w regularną wojnę czego przynajmniej na razie chciały uniknąć. A zwłoka Stalina spowodaowała, że zamiast rozmyć winę na dwa totalitarne państwa do dziś "wszyscy wiedzą" że to Niemcy (i w powszechnej opinii tylko Niemcy) zaczęły wojnę.
-Za największy sukces Aliantów można uznać samo wszczęcie wojnyz Niemcami. Na lądzie i morzu Alianci mieli taką przewagę, że strategicznego zwycięstwa mogli być pewni tak samo jak w I WŚ. Linia Maginota zdawała się nie do ruszenia od lądu a od morza znów można było postawić blokadę i zadławić Niemców jak to było ostatnio. A po zwycięskiej wojnie zwrócić Polakom wolność więc wszystko powinno wrócić do normy w ciągu kilku lat.
-Za porażkę zaś nie wykorzystanie sytuacji gdy Niemcy w klinczu z Polską nie mieli szans się obronić przed regularnym, strategicznym atakiem Aliantów. Najwzyczajniej w świecie nie mieli czym zapchać granicy z Zachodem.
-Za sukces Sowietów można uznać przesunięcie granicy na zachód i dogodne podejścia do ataku na nich. No i to, że "zgnili imperialiści" rzucili sie sobie do gardeł jak to sobie jeszcze Lenin wymarzył i wystarczyło samemy poczekać aż tamci się wykrwawią a samemu się zbroić i szykować do ataku.
-Za porażkę... Nie wiem co można uznać za strategiczną porażkę, Stalin osiągnął co chciał na tym etapie wojny. |