Lucas "Książe" Lang - wytworny sługa
Gdy udało mu się zatamować krwotok chłopaczyny i gdy go oddawał łapiduchowi a ten wciąż dychał poczuł niebywałą ulgę. - Dzięki Wam o niebiosa za Waszą zacną łaskę. - rzekł w podzięce wznosząc wzrok ku niebu. Szczerze mówiąc nie spodziewał się, że uda mu się ta sztuka i nadal nie był pewny losu małego zbiega ale wierzył, że ma on większe szanse na dożycie jutra niż miał tam na przedpolu dworku pod jego prowizoryczną opieką.
Wezwaniem na posłuchane u pani wyraźnie się zmartwił. Zainteresowanie nie wróżyło im niczego dobrego. Wolałby wrócić do przyjemnej rutyny ostatnich dni. No ale ta służba...
Zgodnie z przyjętym zwyczajem ukłonił się dwornie przed hrabiną i wysłuchał jej polecenia. Nie zostawało im nic więcej niż przytaknąć i je wykonać. Wnioski hrabiny wydawały mu się słuszne. Jedyne czego żałował to, że właśnie oni musieli tam jechać jakby w dworze innych stróżów nie było... Najwyraźniej przeczucie go nie myliło gdy dowiedział się, że hrabina po "sprawie z niedźwiedziem" zwróciła na nich uwagę.
Podziękowania i gratulacje od chłopaków przyjął skromnie zaznaczającz że to mieszanina łaski bogów i zwykłego szczęścia. Zaznaczył im, że ma w takich sprawach minimalne doświadczenie. Umówił się z nimi, że skoro mają tak mało do czasu do wyjazdu każdy załatwi sobie co potrzebuje sam i spotkają się za trzy pacierze przy bramie. Na wypadek jakby ktoś miał jakieś kłopoty z czymś albo coś wyskoczyło co musieliby załatwić wspólnie. Ponieważ czas dość naglił poradził im, że gdyby ktoś im sprawiał jakiekolwiek trudności mogą zaznaczyć, że wykonują bezpośredni rozkaz hrabiny i w razie jakichś pretensji niech udadzą się do niej. Uważał, że to powinno im znacznie ułatwić sprawę ekwipunku i spyży. Miał trochę żalu do tych co zostają bo mieli ciepło i wygodę i sucho a oni bidaki musieli leść na jakiś koniec włości hrabiego przez jakąś dzicz. Aż mu ich było żal a najbardziej siebie samego oczywiście.
Sam zajął się zaopatrzniem raczej standardowym jak na kilkudniową, może tygodniową wycieczkę. Z niestandardowych rzeczy postarał się zdobyć dwa, no chociaż jednego gołebia pocztowego i coś do pisania na wypadek jakby utknęli na tym zadupiu a trzeba było wieści wysłać. Klatka nie zajmowała w końcu zbyt dużo miejsca na końskim grzbiecie. Przy okazji starał sobie przypomnieć kto w dworze ma jakieś konszachty z tymi starowiercami z głebi lasu. Może udałoby się chociaż dowiedzieć kiedy ostatni raz się odzywali i w ogóle jak to z nimi jest. Hrabiny wolał o takie głupoty nie pytać. |