Duch, jako rasowy sadysta, uderzył jeszcze raz w twarz Vela pałką. Zaćwierkało ofierze w głowie i stracił czucie w członkach swojego ciała. Zachował przytomność, ale ta przytomność była bardziej ułomna niż po dwóch litrach rozlanych na dwóch. Następnie złapał go za wsiarz i pociągnął na korytarz. Kilkanaście metrów dalej rzucił go na posadzkę. Vel nic konkretnego nie widział, a słuch mu dopiero wracał więc po prostu leżał z głupawym uśmiechem. Już rozmyślał na temat kolejnej obelgi, gdy duch podbiegł i ciężkim buciorem uderzył w dupsko Vela tak mocno, że ten ślizgnął się na posadzce jeszcze kilka metrów.
- Patrz!
W jednej z cel kobieta z burzą włosów leżała na podłodze. Wokół niej były rozlane różne płyny wyglądające jakby wyleciały z niej. Jej spódnica była kompletnie mokra. Trzymała w rękach niemowle. Pępowina leżała na niej plamiąc również jej bluzkę. Po drugiej stronie celi młoda dziewczyna patrzyła to na swoje brudne ręce to na współuwięzioną. Płakała i kiwała się do przodu i do tyłu.
- Rzeczywiście dziś się urodziłeś. W ogóle wiesz kto jest twoim ojcem?
W tym czasie. A właściwie nie. A może i tak? Nieważne. W każdym razie... Zdzich i Ryszard pokonali w dość brutalny sposób tego zboczeńca. Zdzich niby to teleportował się za typa i chwycił go od tyłu za głowę wyginając nienaturalnie żuchwę do dołu. Wtenczas Ryszard zaspawał mu posturę tak, że spora część wymiocin wlała mu się z siłą wodospadu do gardła. Zdzich chwycił klucz i błyskawicznie otworzył furtkę. Pieprzony kretyn lubiący ruchać w dupy bezdomnych wierzgał się w agonii z wykrzywioną mordą jakby miał krzyczeć, ale dźwięki żadne nie dobiegały z jego gardła. Niemy krzyk. Jak w kosmosie. Błyskawicznie zanim ktoś zauważył Ryszard zamknął za sobą furtkę i pociągnął ciało zboka (to znaczy: on jeszcze żyje, ale już niedługo) i legendarną teściową (no bo zgrzybiali nie robią zbyt wiele akcji na raz) do salonu. Wielkiego w pytę salonu. Na stoliczku jest wysypana góra białego proszku. Obok stoi butelka szampana. Na olbrzymim plazmowym telewizorze leci film. Jakieś francuskie pedalstwo, a nie film znaczy się. |