Wątek: The Big Apple
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2014, 21:55   #6
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Trzy tygodnie wcześniej w dziale IT wymyślono nowy, mierny joke. "Chujston, mamy problem!". Rozpowszechnił się szczególnie mocno wśród kierowników i całego średniego szczebla pracowników Corp-Techu. Wycia przez cały dział jednym stały się tego elementem, inne dotyczyły jedynej sensownej umiejętności, którą Kye zdążył zauważyć - zwalania roboty na wszystkich oprócz siebie. Nowy boss, jak większość, starał się udowodnić, że ważniejsza jest jego zajebistość. Problem miał taki, że ciągle to murzyn o nazwisku Remo przyciągał zainteresowania więcej, wśród młodych szczawików zwłaszcza. Winny był fakt, że nazwisko to po prostu znali, a zapoznanie się na żywo uważali za zaszczyt. Ku wkurwieniu samego hakera, opierdalającego od góry do dołu każdego co przebąkiwał o autografie. Aż powszedniało im to na tyle, że dostrzegali coś innego od starych dokonań.

Nowy przydział nie uprzykrzał życia tak bardzo, wnioski wyciągane przez Franka mogły być inne co najwyżej przez kwaśną minę, spowodowaną koniecznością oglądania szefa, nie samym zadaniem. Ustawiało to priorytety, pozwalało ruszyć dupę. Codzienne nudne obowiązki dało się olać, zasłaniając poleceniem służbowym. Alan dawał urozmaicenie dodatkowe, Ann - która zadzwoniła jak jeszcze siedział w akwarium - zaskoczyła go. W tym przypadku jeszcze chętniej łyknął to, rozmawiając z nią w trakcie powrotu do boxu. Kilka par oczu obróciło się ku niemu. Nowi, nie przyzwyczajeni do widoku murzyna wiekiem podchodzącego pod pięćdziesiątkę, sądząc z twarzy i posiwiałych tu i ówdzie włosów, wołanego niczym służący do możnego pana. Sprawnie wracali do swoich zadań, jeśli pochwycił któreś z tych spojrzeń.

Nie dotarł do celu, nagle zmieniając zdanie i skręcając w pół kroku. Stanął za plecami młodej i szczupłej, ostrzyżonej na pazia dziewczynie o jaskrawoczerwonych włosach, niewielkim kolczyku w nosie i tatuażu wijącym się po szyi i odsłoniętym przez bluzkę na ramiączkach karku. Lisa uniosła wzrok, nie przerywając pracy. Zatopiona w komputerowych danych stawała się robotem. Zatrzymała się dopiero widząc palce Remo na holograficznej klawiaturze, nagle wykwitłej na blacie.
"Odlot. Nowy specyfik. Bronx. Wszystko co wygrzebiesz. Bez ryzyka. Poufne, bez logów."
Upewnił się, że przeczytała i skasował, wskazując jakiś fragment kodu widoczny na ekranie.
- Ta funkcja tu nie zadziała, brakuje końca. Spróbuj pełną pętlę.
Błysnęła zębami w uśmiechu, ale Remo szedł już dalej. Wysoki na ponad metr osiemdziesiąt, o średnio imponującej posturze, wyprostowany. Ubrany w ciemne, proste, zdające się służyć już trochę za długo ubranie, wpisujące się w stereotypy o informatykach. Zatrzymał się jeszcze ze dwa razy, przy innych swoich ludziach.

***

Podszedł do sprawy metodycznie. Było na wczoraj, czyli nie takie znowu wielce pilne. Wyszukiwarki, bazy danych i całe sieciowe badziewie skalibrowane miał pod siebie. Wystarczyło wybrać odpowiednie skrypty. Boss pojęcia nie miał jakie trzy największe gangi, dlatego najpierw wrzucił tam najprostszy klucz, wyławiający same nazwy i podsumowujący ilość wystąpień. W międzyczasie sprawdził frazę "Dzieci Rajneesha", skupiając się na drugim z jego członów.
- Był pan sławny, panie Rajneesh. I zboczony. To może okazać się ciekawe.
Gangi zaczęły tworzyć widoczny schemat. Wydzielił trzy z górnej części listy i wpuścił w głębszą część sieci. To miało dziać się samo. Później należało posortować wyniki i zainteresować się wybranymi. Obecnie to moc obliczeniowa odwalała większość roboty. Frank chciał tylko grzebania w necie, to właśnie to otrzyma.
Po przygotowaniu wszystkiego wstał, zarzucił marynarkę i skierował się do wyjścia. Myśl o śniadaniu w pięknym towarzystwie zdominowała mózg.

***

(...)
- James Shelby
Przez pewien czas Remo siedział w milczeniu, tylko oczy mu drgały, a zielonkawa, niemalże niedostrzegalna poświata przy jednym z nich oznaczała, że szukał. Odpowiedział po minucie mniej więcej.
- Były glina z oddziałów specjalnych. Stracił odznakę, w głównej bazie nie napisali dlaczego. Pewnie nie mógł znaleźć roboty to trafił do nas. Nie zdziwię się, jak będzie zgorzkniałym typem. Takim jak ja.
- To by się zgadzało. Dostałam info, że może być niepewny lub niestabilny. - Dotknęła jego policzka - A ty wcale nie jesteś zgorzkniały. Widziałam jak potrafisz się śmiać i bawić. - Nachyliła się i pocałowała go w usta lekko dotykając jego warg językiem...

...I w tym momencie ponownie zadzwonił holofon:
- Jak na problemy z komunikacją strasznie często dziś dzwoni. - Powiedziała odsuwając się od mężczyzny i sięgając po hałasujące urządzenie:
- No patrz. Felipa! - Powiedziała włączając na tryb głośnomówiący.
Zanim zdążyła się odezwać mieszkanie wypełnił podejrzanie radosny, głos Latynoski, brzmiało to niemal tak, jakby kobieta zaraz miała zaskomleć z radości:
- Hola Ferrick! Błagam cię, zaklinam, odwołuję się do twojego wyczucia moralności czy co tam sobie cenisz, por favor! Numer do Remo! Potrzebny na gwałt.
- Hej Felipa - w głosie Ann słychać było wyraźne rozbawienie - Tak się akurat składa, że jest obok. Możesz mówić.
Po tych słowach usłyszeli entuzjastyczny pisk Felipy de Jesus. Remo nie miał z nią kontaktu od trzech miesięcy, czyli od zakończenia ostatniej roboty dla Dirkuera. Od zlecenia które przynajmniej dla niektórych okazało się wyjątkowo felerne.
- Hola carino! - Sądząc po głosie latynoska była w biegu, w przenośni a może całkiem dosłownie. - Remo, mój ulubiony haker w Wielkim Jabłku! Cudownie, że udało się ciebie złapać. Perfecto! Bo widzisz... życie mnie przycisnęło. Możesz namierzyć dla mnie jeden numer? Jeszcze niedawno był aktywny, chodzi mi o jak najdokładniejszą lokalizację. To muy muy muy importante! Por favor.

Remo milczał moment, dumając nad tym co jeszcze dzień przyniesie.
- Nie mów, że osoba całe miasto znająca, nie zna żadnych innych komputerowców. Wyśledzenie dzisiaj numeru to kłopot, zdajesz sobie sprawę? Podeślij go Ann, nic nie obiecam. W zamian chcę się spotkać.
- Znam jednego dobrego hakera, któremu mogę ufać ale, jakby powiedzieć, trochę mi się zapodział. To właśnie jego numer zaraz wam podeślę. Co do spotkania... jestem bardzo ocupado. Powiedz w czym rzecz może pomogę z miejsca.
- O The Rustlers. I innych - odpowiedział wprost. - Przez holo dziś się gadać nie da.
Tak jakby wymówił te słowa w złą godzinę, bo połączenie zostało przerwane, a z holofonu słychać było tylko jednostajny szum.

Felipa zaklęła i wykręciła jeszcze raz. Gdy odebrali wyrzuciła w tempie jakby chciała pobić jakiś rekord.
- Posłałam numer do namierzenia wiadomością tekstową. Co zaś się tyczy Rustlersów... Chcesz jakiś konkret czy generalmente skondensowane informacion?
- To zależy - odrzekł ostrożnie - jak blisko z nimi ciągle jesteś. Sama wiesz co może oznaczać moje zainteresowanie. Połączeniom nie ufam.
- Mierda... Posłuchaj carino, lojalność gangerska święta rzecz, nie ma to tamto. Wolałabym mieć czyste concencia i aby z moich ust nic się nie wymknęło. Devon Teener. Spróbuj tędy. Jeśli nie otrzymasz interesujących cię informacji tą drogą wtedy zagadniesz mnie ponownie, vale?
- Zgoda. Nie potrzebuję niczego kompromitującego. Jeszcze nie. A to oznacza, że mogę przekazać dalej tylko to czego się dowiem. Dam znać co z numerem - połączenie zostało przerwane, choć tym razem prawdopodobnie zrobiła to sama rozmówczyni.
Ann wyłączyła urządzenie i popatrzyła na Remo z uśmiechem:
- Cała, szalona Felipa.
Haker zdawał się być zamyślony.
- Dziw, że ciągle żywa. Czasem jest tak lekkomyślna. Zastanawiam się ile przekazać szefom.
- Zasada im mniej tym lepiej zawsze najlepiej się sprawdza. Na razie poczekaj czego się dowiesz. Nie musisz przecież od razu odpowiadać. W końcu - Ferrick wzruszyła ramionami. - komunikacja działa beznadziejnie. Ubiorę się i możemy jechać.

Poszła do garderoby zostawiając go samego. Skupił się więc na pracy. Wyglądało to tak, jakby bezmyślnie gapił się na ścianę kuchni, różnica polegała tylko na tym, że w pewnym momencie wyjął z kieszeni marynarki gumę i włożył ją sobie do ust.

***

Niewiele miał Remo zboczeń i niełamalnych praw w swoim życiu. Samochody zdawały się być jednym z nich. Po nich dało się często poznać, że do biednych haker nie należy. Zawsze mustang, we wszelkich kombinacjach, kolorach i rocznikach. Ann zdążyć się już musiała do tego przyzwyczaić. Porządek panował w środku większy niż podczas pierwszego ich wspólnego zadania, aczkolwiek do ideału brakowało. Raz mniej, raz więcej.
Murzyn poświęcał się w połowie prowadzeniu, w połowie pracy. Trzecią swoją połowę kierował ku Ann, podtrzymując rozmowę, o ile trzeba było. Cisza wydawała się nie mącić, a zgłębiać spokój obojga, to i nie stawała się dziwna.

Nie okazywał irytacji mimo, iż nie szło dobrze. Wreszcie się poddał, już pod murami Inner City, wysyłając Felipie krótkie info z zakodowanego numeru.
"Rwania połączenia uniemożliwiają pełen namiar. Sygnał wskazuje nadajniki w Middletown - Pelham Bay. Gdzieś pomiędzy Middletown Road, Westchester Avenue i Bruckner Experssway. "
Wyłączył sprzęt, spoglądając na bramę.
- Wiesz, to nawet nie kojarzy mi się źle - zerknął na Ann i uśmiechnął. - Pomimo zawirowań - odwrócił wzrok. Twarz przybrała zamyślony wyraz, gdy podjeżdżał i zatrzymywał się przy stróżówce.
 
Widz jest offline