Wątek: The Big Apple
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2014, 09:31   #9
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Kruczoczarna azjatka z uśmiechem przyklejonym wręcz na stałe do twarzy zaśpiewała ostatnią zwrotkę refrenu i w barze rozległy się brawa.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bESGLojNYSo[/MEDIA]

Może nie szalona burza braw, bo głos miała mierny, ale czego potrzeba podpitym turystom i biznesmenom niskiego szczebla nad młode, tryskające energią ciałko. Zaśmiała się perliście i pretensjonalnym gestem odgarnęła grzywkę z czoła. Zeszła ze sceny, nieco niezgrabnie, chwiejąc się zapewne od nadmiaru kolorowych drinków z palemką. Wróciła do stolika zastawionego pustym szkłem, przy którym siedział jakiś facet w skórzanym wdzianku i drugi w płynnie rozlewających się neonowych tatuaży na gołej piersi. Zaśmiała się znowu kiedy „skórzany” pochylił się i szepnął jej coś do ucha. Na scenę wyszła grupka chichoczących podfruwajek, widać że ćwiczyły występ bo nawet choreografię miał opracowaną.
Noc mijała wśród śmiechów i kolejnych „szlagierów” od siedmiu boleści. Tłoczno, gwarno, duży ruch. Bezpiecznie. Minimalne możliwości wykrycia. Ćwiczone zmysły Yamato ciągle były czujne i wypatrywały zagrożenia. Naruszenia strefy. Paranoja jak zwykle podpowiadała że albo nikt nie obserwuje, albo nie jest w stanie ich dostrzec. Oczu. Patrzących. Nic chyba dziś nic z tego nie będzie. Zerknął na zegarek i wstał od stolika.

***

Poprawił krawat, przesuwając węzeł trzy milimetry w prawo. Sprawdził czy rękawy koszuli równo wystają spod marynarki, po czym wszedł do mieszkania bez pukania. Pan Briggs szarpnął głową w zaskoczeniu a potem zamarł jak słup soli. Tylko ręce mu się trzęsły jak w febrze.
Yamato zamknął drzwi za sobą, gestem dłoni nakazał by usiadł na krześle przy stole. Briggs odruchowo trzymał ręce tak by nawet ślepy mógł je widzieć. Na blacie stołu, ciągle drżące.
- Niech mnie pan wysłucha, ja naprawdę nie... – Yamato zmarszczył brew i kolejnym gestem uciszył go. Jeszcze nie miał ochoty tego słuchać. Zlustrował mieszkanie, a raczej dziurę w której się zaszył, czekając na wypłatę i planując ucieczkę na drugi koniec świata.
- Pana holo, poproszę. – Głos pozbawiony emocji wydał pierwsze polecenie.
- Ja mam dzieci... – Briggs odpowiedział płaczliwie rozdygotanym głosem. Breaking point osiągnięty, a przecież Kenji nawet jeszcze dobrze nie rozpoczął swojej pracy. – Błagam... Oddam wszystko...
Azjata spojrzał na niego, Briggs zamknął się w jednej chwili. Wybrał numer na wyświetlaczu, dotknął lekko krtani. Odczekał na połączenie.
- To ja. Mam przesyłkę. – Czysty, nieco zdenerwowany głos Briggsa mówił do mikrofonu. – Chcę dokonać wymiany jak najszybciej. Przygotujcie pieniądze, zrozumiano? Całą kwotę. Za dwie godziny potwierdzę miejsce spotkania. I żadnych sztuczek Carlos, bo sprzedam to gówno konkurencji.
Yamato odłożył staromodną słuchawkę holo, Briggs ukrył twarz w rękach.
- Wiecie już wszystko, prawda?
- Oczywiście, panie Briggs.

***

Zaciekawiło go nowe zlecenie od firmy. Nie często przychodziło mu działać w zespołach, z reguły sam dobierał sobie ludzi, tak więc skoro teraz miało być inaczej, sprawa wymagała więcej niż jego talentów. Na umówione spotkanie stawił się punktualnie, choć kilkanaście wcześniejszych minut spędził przed stanowiskiem monitoringu, chcąc rzucić okiem na przyszłych współpracowników czekających w lobby. Kobietę kojarzył z widzenia, ale nie potrafił powiedzieć o niej niczego konkretnego, mężczyzny nie znał zupełnie. Trzeba te luki uzupełnić. Z Dirkauerem spotkał się raz czy dwa, ale nigdy nie pracował na jego zlecenie.
W końcu wstał, poprawił garnitur, rzucił okiem na wypolerowane do połysku buty z naturalnej skóry. Spojrzał jeszcze na zegarek i poszedł przywitać się z czekającymi. Skłonił się lekko, przedstawił.

- Czy chodzi bardziej o przejecie kontroli nad gangiem czy o posadzenie tego konkretnego człowieka na stołku szefa gangu?? - Zaczęła Rose Basir po wysłuchania oferty Dirkauera. Nie było sensu tracić czasu i podziwiać wdzięki towarzystwa. Nie po to zresztą tu przyszła. - Ilu ma rywali?? Ewentualnie kto to jest?? Ile czasu jest na to przewidziane??
Mik ze zdziwieniem spojrzał na kobietę, wyrzucającą z siebie pytania w tempie karabinu maszynowego.
- Hej - wtrącił nieśmiało - gadanie jak robot powinno być moją działką. Ale pytania dobre. Słyszałem trochę o Rustlers i myślę, że mogę dowiedzieć się imion rywali Jin-Tieo. No i zdobyć próbkę tego towaru oraz przebadać ją w naszym labie - dodał już całkiem poważnie, by chłodnym profesjonalizmem ułagodzić trochę Dickauera.
Yamato patrzył uważnie na rozmówców i w końcu sam zapytał.
- A poprzedni szef? Co się z nim stało? Nasz kandydat był jakoś w to zamieszany?

Alan zapatrzył się na Mika, po jego pierwszej uwadze dopiero odzyskując głos. Albo równowagę wewnętrzną.
- Panie Maroldo, może pan uważać wiele rzeczy za zabawne, lecz wystarczy kilka moich słów, by stracił pan obecną pracę. I mam na myśli tę zwyczajową, którą pan dla nas wykonuje - uśmiechnął się nagle, połowicznie może nawet szczerze. - Ale myślę, że nie będzie to konieczne, prawda? Próbki narkotyku zostały już przebadane, niestety potrzebujemy więcej. Musimy znać proces technologiczny, aby w pełni ocenić zagrożenie. Jeśli chodzi o państwa pytania dotyczące gangów i całej sytuacji, otrzymają to państwo w raporcie, jak tylko zgodzimy się co do warunków umowy i zostanie ona przez państwa podpisana.
Dopiero po tym zdaniu jego wzrok drgnął i przesunął się po Yamato, aby zatrzymać na kobiecie.
- Celem jest posiadanie wpływów i kontaktów w gangu. Jin-Tieo według naszych analityków wydaje się najbardziej odpowiedni. Lecz to pozostanie do państwa oceny, celem jest posiadanie częściowej kontroli nad The Rustlers, wystarczy pośrednia. Ogromna przysługa, którą będzie nam wisiał tamtejszy szef, to duże zabezpieczenie. Poprzedni szef nazywał się Li. Zmarł niedawno, podobno naturalną śmiercią - bo swoje lata miał. My w to nie do końca wierzymy, zwłaszcza, że ktoś zablokował sekcję, a ciało zostało skremowane. Czas jest istotny, lecz ostateczna granica nie jest możliwa do określenia. Aż do czasu przejęcia gangu przez nową osobę i ustania walk wewnętrznych.
Maroldo miał już na końcu języka nową ciętą ripostę, ale zmełł ją w ustach, i jedynie westchnął, widząc, że Dickauer jest całkiem pozbawiony poczucia humoru, a może zwyczajnie go ostrzegli, by nie wdawał się z Mikiem w słowne gierki. Cyborg przybrał więc skruszoną minę i słuchał uważnie, sekwencją mrugnięć żywym okiem włączywszy uprzednio dyktafon.
- Nawiązanie kontaktu z Jin-Tieo nie będzie wielkim problemem - powiedział. - Kumam, że mamy mu obiecać wsparcie przeciw konkurentom. Czy dobrze rozkminiam, że to wsparcie ma być jak najcichsze? Bo tak mi się zdaje, że powinno. Jin-Tieo z pewnością łatwo zdobyłby władzę z jawną pomocą Corp-Techu, lecz z opinią korporacyjnej marionetki straciłby wszelki autorytet i szacun na dzielni, a co za tym idzie nie utrzymałby się na szczycie długo. Na stówę, jeśli pójdzie na współpracę, sam będzie nalegał na dyskrecję. Im mniej osób wtajemniczonych, tym lepiej. Jin-Tieo zapyta też co konkretnie możemy zaoferować, więc ja pytam już teraz: jakie środki i ilu ludzi, poza naszą trójką, rzecz jasna?
- Dobrze… - Dirkauer zawahał się na chwilę, po czym dopowiedział sarkastycznie -...kumasz. Sprawa ma być dyskretna, właśnie dlatego jest was tylko trójka. Ludzi, myślę, że nie do końca możemy mu zaoferować swoich, na pewno jednak wsparcie "najemnych". Specjalistów, którym może powierzyć coś do zrobienia i otrzyma wyniki. Sprzęt, broń, co tam zechce. Pieniądze oczywiście. Każdy jednak wydatek będziecie musieli państwo konsultować ze mną. Firma nie chce aktualnie wydać na to więcej niż dwieście tysięcy. Liczę jednak, że państwa umiejętności sprawią, że nasza pomoc będzie… po tak zwanych kosztach. Specjalistów czy sprzęt można uznać, że mamy niemal za darmo, bowiem tylko… "wypożyczamy".
Rose przysłuchiwała się wymianie uprzejmości miedzy dwoma mężczyznami starając się wyłowić z całego tego potoku słów istotne informacje. Sama słowna rozgrywka mającą na celu udowodnienie kto jest ważniejszy nie interesowała jej.
- Dossier pana Jin-Tieo dostaniemy czy sami musimy się o nie zatroszczyć? - Spytała gdy pan dyrektor skończył mówić.
- Konkurencja lokalna plus ludzie z Free Souls. A wiadomo coś na temat zainteresowaniu innych korporacji? - Yamato zapisał sobie coś w pamięci. - Ile czasu mamy na zrealizowanie zlecenia?
- Mówiłem już o czasie, panie Kenji - Alan powiedział z lekkim uśmiechem i przyganą. - Nie wiemy nic o zainteresowaniu innych korporacji. Wiemy tylko o coraz bardziej napiętej sytuacji w tamtym rejonie. Sprawdzenie czy za Free Souls nie stoi korporacja także będzie w cenie. Te informacje, które posiadamy zarówno o Jin-Tieo, jak i pozostałych konkurentach, zostaną państwu udostępnione. Niestety nie będą one pełne, jak mi zdążono powiedzieć. O wsparcie w zakresie technologii komputerowych, głównie informacji lub pomocy przy… delikatnych sprawach w tym zakresie, możecie się państwo zwrócić do pana Kye'a Remo, posiada on wszelkie uprawnienia do spraw związanych z tym zleceniem. Przekażę jego numer razem z raportem.
- Pan, panie Dirkauer, będzie naszym koordynatorem? - Spytała kobieta zmieniając nieco pozycję na fotelu, tak że rozcięcie na jej śnieżnobiałej spódnicy znalazło się wyżej, odsłaniając jeszcze więcej jej zgrabnej nogi.
- Tak, wszystkie pytania w trakcie, a także większe prośby czy zmiany proszę konsultować ze mną - odpowiedział, prawie nie zezując poniżej twarzy kobiety.
- Przecież nie spuszczą nas ze smyczy bez żadnego nadzoru - uśmiechnął się Maroldo. - A mnie w szczególności, hehe. Mam jeszcze pytanie o sprzęt - Mik spoważniał, bo sprzęt to poważna sprawa, i zwrócił do Dirkauera: - Zakładam, że możemy brać zabawki z naszych magazynów przy laboratoriach w Queens. Mam do nich zresztą dostęp i chętnie oprowadzę resztę zespołu. Mój przełożony wie o tej misji, bo to jednocześnie test nowego zestawu wszczepów. Pytanie brzmi, czy możemy pożyczać też sprzęt ze zbrojowni ochrony CT i magazynów korporacyjnych sił zbrojnych? Nie mówię o jebanych czołgach, ale o pancerzach i broni ręcznej. Oraz o dronach, obserwacyjnych i uzbrojonych, wraz z operatorami. Wiem, że te pierwsze ma nawet ochrona, bo nie raz z nimi współpracowałem.
- Macie państwo dostęp do sprzętu naszej firmy, chociaż jego zamówienie także powinno przechodzić przeze mnie. Następnie będzie dostarczany do wybranej przez państwa lokalizacji - Alan spojrzał w oczy Mika i nawet to cybernetyczne wydawało się go już nie ruszać. W końcu żeby dostać się na 83 piętro trzeba było mieć jakieś… zdolności. - Lepiej nie ryzykować państwa wizyt w naszych placówkach. Gangi także mają także swoje sposoby i jeśli uda im się na ten przykład państwa śledzić, całe przedsięwzięcie może nie wypalić. Oczywiście wszystko zależy od przyjętej taktyki, ale do tego postaram się już nie wtrącać w żaden sposób - uśmiechnął się. Miało się wrażenie, że uśmiecha się głównie do Rose.
- Nie mam więcej pytań - oznajmił Mik, i kilkoma mrugnięciami oka wyświetlił sobie ekran holofonu trzydzieści centymetrów przed twarzą. Otworzył umowę i przeglądał ją chwilę, przewijając palcem. Następnie złożył elektroniczny podpis i odesłał ich koordynatorowi. - Chyba powinniśmy pójść gdzieś na kawę i ustalić plan działania, nie zajmując więcej czasu panu Dirkauerowi - rzekł do współpracowników.
- Ja również nie mam. - Powiedziała Rose obdarzając Diekauera jednym ze swoich czarujących uśmiechów. Po czym zaczęła czytać uważnie umowę chwilę później podpisując ją. - Ależ oczywiście panie Maroldo. - Mik też mógł czuć się wyróżniony uśmiechem, chociaż był on nieco inny niż ten, który przed chwilą posłała dyrektorowi, nie mnie jednak nie był ani trochę gorszy. - Kawa to dobry pomysł.
Cyborg, cierpniący chyba na jakąś formę ADHD, zaczął się wyraźnie nudzić, gdy pozostali czytali umowy. Robili to uważniej od niego, co ciut zaniepokoiło Mika.
- Nasi prawnicy piszą te umowy tak, że normalny człowiek nic nie zrozumie - poskarżył się. - Ale mam nadzieję, że Matka-Korporacja kocha swoje dzieci i nie sprzedałem właśnie nerki - wyszczerzył się do Dirkauera.
Yamato przebiegł wzrokiem po umowie i kopię jej zgrał na swoje holo. Miał wiele rzeczy do sprawdzenia, ale na propozycję kawy i omówienia najbliższych planów szybko skinął głową. Złożył podpis na umowie i spojrzał na Dirkauera, oceniając go już po swojemu. Na razie odprawa wypadła w jego ocenie całkiem nieźle. Szczególnie jednak zastanawiająca byłą ta swoboda jaką dostali. Wyraz zaufania… to od razu rzuciło mu się w myślach, jednak mogło chodzić o zupełnie co innego.
- Nie ma zatem co marnować dłużej czasu. Możemy przejść do sushi baru dosłownie dwie przecznice dalej. Chyba że wolicie naszą kafeterię?
- Sushi będzie w pytę - odparł Maroldo. - Twoi rodacy, Yamato, robią najzdrowsze żarcie na świecie. Jesteś Japończykiem, prawda? Ciężko o bardziej japońskie nazwisko. Interesowałem się trochę filozofią Zen. Wie się to i owo.
Mik wstał z fotela i przyjrzał się krytycznie tak hołubionemu przez ich gospodarza meblowi. Strząsnął koniuszkiem palca paproszek z oparcia.
- Żadnych uszkodzeń, panie Dirkauer - zameldował. - Bez urazy, mam nadzieję. Ale proszę przyznać, spodziewał się pan jakiegoś terminatora, czy innego robocopa, jak ze starych filmów, nie? - Mik wyszczerzył się i można było odnieść wrażenie, że szturchnąłby Dirkauera porozumiewawczo łokciem, gdyby nie dzielił ich stół. - A jestem przecież na swój sposób najdoskonalszym produktem tej firmy - stanął w pozie, którą przybierał jako model na targach cybernetyki. - Tylko zapomnieli mi zaaplikować wszczepów behawioralnych, za co w ich imieniu przepraszam. Ha! Dobra, koniec żartów. Nie martwcie się, do pracy podchodzę stuprocentowo poważnie. Zresztą pan to wie, bo inaczej by mnie tu nie było. Proszę przesłać nam to info od naszego wywiadu i czekać na wiadomości od nas. Zakładam, że jest pan osiągalny o każdej porze dnia i nocy?
- Jeśli sprawa będzie pilna, owszem - odpowiedział mu Alan, kręcąc powoli głową w lekkim niedowierzaniu odnośnie wszystkiego, co było udziałem Mika.
Rose podzielała po części odczucia, ale nie okazała tego. Podniosła się ze swojego fotela podała dyrektorowi rękę na pożegnanie. Uścisk był delikatny, taki kobiecy.
-Nie zabieram panu więcej czasu. Do widzenia. - Powiedziała przy pożegnaniu.
Wspomnianego przez Azjatę baru nie kojarzyła, liczyła zatem że zostanie tam zaprowadzona.
Yamato uśmiechnął się samymi ustami do Maroldo. Lekko skośne oczy świdrowały go na wylot. Być może rozważał czy pytanie o narodowość było obrazą, ale widocznie doszedł do wniosku iż jeżeli tak, to nie zamierzoną. Skinął jeszcze głową nadzorcy i puścił w drzwiach wychodzącą Basri.
- Chodźmy.
 
Harard jest offline