-Skoro rezygnujesz z pracy, twoja sprawa - powiedział Rob do Szaraka - Teraz się dzielimy gamblami i do widzenia. Chyba nie myślałeś, że zadziała zasada "kto pierwszy, ten lepszy" - uśmiechnął się krzywo znad gotowej do strzału kuszy. Celował nieco w bok od Greya i uważnie patrzył, gotów zareagować na każde zbliżenie się jego rąk do broni. - I naprawdę sądzisz, że Eric da ci nazwisko gościa? Panikujesz przy paru croats, podejmujesz decyzję o ucieczce, co jest samobójstwem i dokładnie tym, co croats by chciały, byś zrobił, wydzierasz się, że słychać cię chyba w Miami, robiąc z nas cel wszystkiego, co głodne ludzkiego mięsa w okolicy, rzucasz się na gamble nie upewniwszy się, że teren jest czysty, a kiedy ktoś podpowiada ci źródło dodatkowego zysku, to zamiast mu podziękować i zastanowić się, jak podjąć naturalne w naszej robocie ryzyko, znowu panikujesz jak stara baba. Nie wspomnę już o wylewaniu swojej żółci na Erica w środku walki, wtedy, gdy musi się skoncentrować na starciu. Gdyby się nie opanował, osłabłyby nasze siły. Jakim cudem ty jeszcze żyjesz? |