Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2014, 22:25   #4
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Szyld karczmy Pod Świński Chwostem nie zapraszał. Był przekrzywiony, przeżarty przez korniki i podziobany przez dzięcioły. Do tego porośnięty przez porosty i pleśń. Obrzydliwość dla jednych, dla Takiego, działo sztuki. Drzwi do karczmy były wielkie. Wychodzi, że ktoś pomyślał o klientach o większych gabarytach. Taki nie często bywał w podobnych spelunach. Ale rzadko też nie. Ostatnio zatracił się co prawda dla paru eksperymentów, jednakże karczma pokroju tej, przed którą stał, była wyśmienitym miejscem do zaciągania informacji.



A z informacjami jest tak jak ze złotem. Kto je ma, ten rządzi. Takiemu rządy nie w głowie. W głowie goblina, jest dążenie do doskonałości. Ów lakoniczne stwierdzenie nie daje się od razu zrozumieć w przypadku szaraka. Gdyż któż za doskonałość może uznać szarą, niezdrową cerę, albo pokryte bliznami i bruzdami ciało? Czyż cokolwiek z doskonałością może mieć porwany i za duży płaszcz i takież same spodnie? Stara skórzana torba? Nie, na pierwszy rzut oka, Taki nic nie ma wspólnego z doskonałością.

Pierwsze co zwróciło na siebie uwagę po otwarciu drzwi było powietrze. Nieruchome przepracowane powietrze. Bynajmniej nie pachnące obojętnie. Chwilę też zajęło przyzwyczajenie się do półmroku. Karczmarz nie inwestował w zbyt wiele kaganków. Wydaje się, że nie zainwestował w żaden. A mrok rozdzierało tylko światło z paleniska i przybrudzonych, nie zawsze oszklonych okien. Znał karczmarza i wiedział, że nawet gdyby dostałby za darmo szklane tafle, w niektórych krainach potocznie zwane szybami, szybciej by je sprzedał dla zysku niż zamontował. Podejście to wyczuwalne było, a jakże, w piwie. Chmiel jeśli w nim użyczysz, to chyba już po przerobieniu w innej produkcji.
Że to jeszcze tu ktoś przychodzi.

Goblin przeszedł przez salę z krzywymi ławami i niezbyt prostymi krzesłami, usiadł przy kontuarze. Ruch zdawał się być większy niż zwykle o tej porze dnia. Dodatkowo obecność barda dodawała splendoru sytuacji. Ktoś usilnie potrzebował zleceniobiorców. Ktoś usilnie miał niezłą kasę.

Taki też przyszedł zwabiony przez zleceniodawcę. Przeszło trzy lata, jak nie cztery już, gromadził kapitał i robił co chciał. Generalnie nudząc się okropnie – za wyjątkiem może paru eksperymentów. Był zobowiązany i musiał się z owego zobowiązania wywiązać. Ale nie przyszedł szukając pieniędzy czy drogocenności. W takich rozgardiaszu jaki trwał dookoła łatwiej o informatorów.

Zamówił piwo, eee sorrka, szczyny zamówił i zanim napitek trafił na poryty i brudny blat, do goblina podszedł podrostek z kartką w wyciągniętej ręce. Taki rozejrzał się. Podrostków było kilku. Latali to tu, to tam roznosząc świstki. Wziął więc papierek, przeczytał i zmierzył wzrokiem posłańca. Nie wiadomo czy miał ochotę go oskórować, czy wypić z nim po piwie.

- Że cco? - syknął prawie. Nie głośno, ale stanowczo. - szztukee zzłota?

Posłaniec gapił się jak głupi. Może sztychem go? Po chwili ściągnął jednak pierścień z jednego z palców i wrzucił go prosto w ręce parobka. A niech stracę, pomyślał Taki.

- Masszz i żeby mi ssiie to opłacccało.


W między czasie przez salę przeleciała nuta z instrumentu, którego znajomość Takiemu nigdy nie była potrzebna. Nie poświęcił by tej nucie najmniejszej uwagi gdyby nie głos i słowa, które połączywszy się razem dały pieśń nie tyle ładną, co chwytliwą. Goblin zamarł z kuflem wędrującym do ust. Skąd on znał tą pieśń? Spojrzał podejrzliwie na barda. Czy oni się znali? Czy to właśnie ten dzień?

Słuchał chwilę po czym zagadał do dziewki za kontuarem:
- Maam prośśśbę. – Ludzka mowa, jakże nieprzystosowana do komunikowania się. Absurd, nie? Próbował jednak ładnie wypowiadać słowa. - Czy mogłłłaa byśś powieeedziećć grajkowi byy przesstał śśpiewaćć, bo qwików dossstanie?

Poprosił najładniej jak potrafił i rzucił jej jakby od niechcenia srebrnika jako argument na spełnienie prośby. Chwilę później pojawił się parobek z kolejną karteczką. Narysowana odręcznie mapka i kilka instrukcji co i jak. Ciekawe. Odwrócił się by spojrzeć na barda i zobaczył, że grajek siedzi właśnie na miejscu obok.

- Nie często zdarza się, że ktoś każe mi przestać. Zazwyczaj otrzymuje kasę za swoja prace. Jeśli jednak zamierzasz sypnąć zlotem za cisze… nie mam nic przeciwko. Wiesz wszakże goblinie, że za milczenie się zlotem płaci. Nie?

Taki przez chwilę uważnie obserwował człowieka, po czym wrócił do piwa. Siedzieli do siebie bokiem.
- A za sssrebro zaśśpiewasszz cośś o orkaach? Na prrrzykład o przygodachhh śślepca? Małło znana pieśśń. - Wyciągnął srebrną monetę zza pazuchy. I pozwolił by tamten na nią spojrzał.

- Orki nie są zbyt dobrym tematem do pieśni. Szczególnie takie, które nic nie widza. A jakich że czynów tenże dokonał? Z jakiego klanu pochodził? Czy w końcu kim był jego ojciec?

Taki rozsiadł się wygodniej. Chwilę pomilczał sącząc piwo. Temat mógł prowadzić wszędzie i nigdzie. Dobrze było by żeby prowadził we właściwym kierunku.

- O tym orkkku i jego ojccu, w niektórychhh krainachh krążą legendy. Wieeelu ludzi, i nie tylko, ma u nichhh dług do ssspłacenia. A pochodzą zzz klanu Zera'thula. - zrobił pauzę żeby się dobrze przyjrzeć jakiejś przechodzącej osobie. - Na pewno sssłyszałeśś. - Dodał po chwili i zwrócił się do karczmarza:
- Karrczmarzu podaj dwa sszzczochhy, które tak zaccciekle piffem zwiesszz.

- Coś mi faktycznie świta. – stwierdził grajek. - Ojciec podróżował z wielką kuszą. Kusznik był z niego nie lada... Jak on tę kuszę nazwał... pamiętasz może?
Bard najwyraźniej ucieszył się na wieść o piwie.

- Kusszę? – Udał zdziwienie Taki . Wyczuwał w tym wszystkim podpuchę. - Ja wiem o łuuuku. Tak, to raczej był łuk niż kusszza. A nazywał go Malućki? Maślanka? Nie, o wiem, Maleństwo. Ork ten teżżż miał w zzwyczaju brataććć ssię z nie zielonymi... Bezzz urazzy.

Bard uśmiechnął się.
- Skoro zatem mamy wspólnych przyjaciół... w czym Ci mogę pomoc?

- Nie jesstem pewien. Po prossstu o nasszzych wssspólnych przyjacciołach było dośśćć długo cicho. Głuchhho, że tak powiem, aż, byćć może, do dzissiaj. Z chęcią usssłysszałbym co tam u nich. A z jesszzcze więksszzą bym pewnemu orkowi piffko postawił.

- Z tego Co wiem, to nie będzie już możliwe. – Mina barda mówiła sama przez się. - Jak widać dawno nie miałeś żadnych informacji. Temu konkretnemu orkowi piwa już nie postawisz. Chyba, że w halach Moradine'a. – stwierdził smutno człowiek, po czym uniósł kufel w niemym toaście i wypił kilka łyków.

- Nie dobrze. - Taki przyjął toast kręcąc głową. Bardziej doświadczeni w mimice zielonego ludu mogli by dostrzec smutek na mordzie goblina

- Świństwo tu leją - Grajek skrzywił się i zamilkł. Wpatrzony gdzieś w dal zastanowił się przez kilka chwil po czym rzekł: - Może jednak będę mógł ci pomóc. Zajęcia szukasz?

- Nie to, żżebym nie miał na utrrrzzymanie. Dossstałem niezłą wypraffkę, którą nie najgorzej zzainwesssstowałem. Ale wiessszz jak to jessst na uboczu... Nudno. - wypił kilka łyków piwa. - Od prrzzyjaciół moich prrrrzzzyjaciół zawsszze chhętnie zlecenie prrzyjmę. - wskazał na karteczki, - To twoja ssssprawka?

- Si. Udaj się na północ. Jakieś 20 min konno. Na polanie pewnie już ktoś będzie czekał. Ja tez się tam pojawię. Opuść ten lokal w miarę szybko. Jest pod lupa Cesarskich. A teraz daruj. Wracam odstawiać przedstawienie... Uśmiechnął się, wstał i poszedł w kierunku sceny.

- Bywaj – rzucił mu na odchodne Taki

Ghardul i Barbak. Czyżby…?
Pokręcił głową. Miał nadzieję, że bard się myli. Spił piwo, kazał kolejnym sikaczem napełnić manierkę i wyszedł. Szedł na północ.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline