Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2014, 18:05   #6
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Sześć lat nauki w szkole elementarnej. Kolejne sześć w Akademii im. Kolorado Jamesa. Trzy lata praktyk u mistrza Johansona. Dyplom z archeologii nowoczesnej i prace nad ruinami starożytnego baru Macie Piciu. Wszystko po to by badać pradawnie przeterminowane potrawy w tej upadłej spelunie. Gdzie popełniłem błąd? A tak... już wiem. Korona.



Przy jednym ze stołów siedziało dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich był człowiekiem. Młodym, w eleganckim acz znoszonym ubraniu w czerni i czerwieni. Stanowczo był wysoką ale nie potężną personą, a przynajmniej nie barczystą. Wręcz chudą. Drugi zaś był od niego niższy mimo swych godnych sześciu stóp wzrostu jednak posturą mu dorównywał. Takoż i w eleganckim odzieniu, znoszonym, czarnym garniturze z zieloną koszulą. Jednakże ten drugi wyróżniał się czymś jeszcze. Dokładnie skórą koloru czystego nieba oraz niepasującą do młodej twarzy białą brodą.

Gdy posłaniec podszedł do tego stolika i położył kartkę, ubrany w czerwień wysupłał z kieszeni srebrnika i pstryknięciem posłał mu go. To było mniej niż żądał ale więcej niż mógł oczekiwać. Wielu zapłaciłoby mu żelazem.

Chłopiec skłonił się usłużnie po czym dobył z drugiej kieszeni zawiniątko z oczekiwaną informacją.

"Lokal jest spalony, pod stałą obserwacja. W celu uzgodnienia szczegółów zapraszam dwa kilometry na północ stąd."

Notka zawierała również skromną i koślawą mapkę z opisem miejsca spotkania.

Samael, gdyż tak nazywał się wyższy z nich, z wyraźnym wstrętem dopił szczyny uchodzące tu za piwo. Nie wiedzieć czemu miał przeczucie, że jakby dostał dzisiaj wróżbę, mówiłaby ona o niewychodzeniu z domu i uważaniu na wazelinę. Spojrzał na swojego towarzysza.
- To co Simon? Korzystamy z okazji? Trochę grosza by nam się przydało na jakiś lepszy przybytek. - Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Pokazał kartkę Simonowi a potem złożył ją parokrotnie i schował pod rękawiczkę.
- Ech, wciąż nie wiem czemu w to chcesz się wpakować. Pieniądze? Adrenalina? Są bezpieczniejsze metody. No ale jakby nie było… jesteś dorosłym człowiekiem. Choć o gorącym temperamencie. Nie zabronię ci niczego.
Młodszy z mężczyzn z zaciekawieniem przyglądał się zamieszenie jakie wywołała jedna z zakapturzonych postaci, a druga, dla odmiany w opuszczonym kapturze interweniowała. Leniwie wzruszył ramionami.
- Za coś pić trzeba. A jeżeli mam do wyboru pomachać trochę mieczem lub robić codziennie to samo od rana do zmierzchu to wolę te pierwsze. - Wyciągnął długie nogi przed siebie. - Co zrobisz z wypłatą Simon? Ja pójdę na dobry obiad, dziewczynki a potem się spije. Wcześniej jednak się wykąpie. O tak, stanowoczo.
- Kąpiel jest dość sensowną propozycją. Takoż i obiad. Jednak wybacz mi, że nie będę ci towarzyszył w różowym przybytku… Jakoś mnie tam nie ciągnie. A jak mi zostanie, to zaoszczędzę. Może jakaś ciekawa inwestycja w przyszłości mi się trafi? - odrzekł brodaty jedząc powoli swój posiłek. Co dziwne, w jego kuflu nie znajdował się alkohol tylko odrobina, chciało by się powiedzieć, krystalicznie czystej wody. Niestety ta jej czystość, pozostawiała wiele do życzenia.
- Więcej kobiet dla mnie. Wiesz, młodzieńcza kondycja… - wyszczerzył zęby odwracając się do kompana. - Chcesz gdzieś osiąść? Prowadzić karczmę czy sklep? Budzić się w tym samym łóżku, koło tej samej kobiety i robić te same rzeczy?
- Nie. Raczej nie. Jednak zastanawiałem się nad jakimś mniej wiążącym interesem. Ale wiesz, nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu. By zainwestować złoto, trzeba to złoto posiadać. A jak na razie, nasze sakiewki jedynie chudną. - Rzekł jegomość kończąc już swój posiłek i odkładając sztućce na talerz. - Co ty na to by rozprostować kości? Znam dosyć ciekawe miejsce. Niedaleko stąd. Z jakieś dwadzieścia minut na północ.
Młodzieniec wstał sprężystym, energicznym ruchem. Podniósł oparty do tej pory o stół miecz dwuręczny i odplątał od pochwy pas, broń znalazła się na plecach a jej właściciel prowokacyjnie rozejrzał się po zebranych. Postać z samego rogu karczmy, zakuta w pancerz niczym doborowy rycerz Czerwonej Róży, która od dłuższego czasu obserwowała ową parę, obojętnie wstrzymywała wzrok, jakby w ogóle jej to nie obeszło. Następnie podniósł torbę podróżną.
- Chodź staruszku. Mdli mnie od tej duchoty i smrodu.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline