Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2014, 20:59   #8
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Prolog
W którym pojawia się Kot
Drzemka zostaje przerwana
I rozpoczynają się dwie historie


- Naprawdę nie rozumiem jak możesz spać w takim hałasie, ‘Łowco’

Otwarłem jedno oko by obrzucić spojrzeniem intruza śmiącego przerywać moją popołudniową drzemkę. Zdawałem sobie sprawę, że persona ta nie mogła być nikim zwyczajnym, mało kto potrafił dostrzec mnie gdy akurat sobie tego nie życzyłem a jeszcze mniej osób potrafiło wymówić jeden z moich przydomków. Moje spojrzenie padło na postawnego mężczyznę w czerwonym żupanie z dwoma szablami przypasanymi do boków, który spoglądając na mnie gładził swoją kozią bródkę. Westchnąłem ciężko wyrażając w ten sposób protest wobec niesprawiedliwości świata w którym taki nuworysz ma czelność mnie budzić. Powiedzcie sami, czy nikt już nie potrafi zrozumieć, że pod żadnym pozorem nie wolno naruszać świętości popołudniowej drzemki? Czy to po prostu tak niskie uczucie jak zazdrość każe dwunogom takim jak on wybierać sobie najgorszy możliwy moment na pogawędki? Prawdę mówiąc najchętniej zignorowałbym go kompletnie i ponownie zapadłbym w sen na gałęzi mojego nieistniejącego drzewa korzystając z tego że słońce wciąż jest wysoko, jednak spokój raz przerwany nie chciał powrócić tak łatwo. Znowu zaczęły do mnie docierać krzyki zgromadzonych na trybunach ludzi nad którymi unosiłem się swobodnie razem ze swoim rozmówcą

- Nie rozumiesz wielu rzeczy, a tak się akurat składa że ta jest najmniej istotną spośród nich - odciąłem się starając się nadać swojemu głosowi tak pełne zniechęcenia brzmienie jak to tylko możliwe. Wciąż łudziłem się, że szlachetka zrozumie ukryty w intonacji przekaz i da mi spokój. Oczywiście na próżno
- Nie chciałbym ci przeszkadzać, ale to chyba nie jest ta historia której szukasz? - odpowiedział niezarażony, jednocześnie szerokim gestem wskazując na nasze otoczenie

Najwyraźniej nie miałem co liczyć teraz na sen. Przeciągnąłem się zatem wypędzając ze swych kości resztki senności i zeskoczyłem z gałęzi niedrzewa lądując na schodach pomiędzy trybunami. Mój rozmówca oczywiście pojawił się tuż przy mnie jak to jego rodzaj ma w zwyczaju, prawdopodobnie próbując w ten sposób mnie zirytować. Próżny trud, natręta kompletnie zignorowałem zamiast tego po raz pierwszy zaszczycając swym spojrzeniem piasek areny. Chciałem sprawdzić cóż to wspaniałe widowisko powoduje taką euforię wśród zgromadzonych. Oczywiście, że była to ironia, naprawdę musisz pytać? Znając rozrywki jakimi pasjonują się dwunogi wiedziałem że w najlepszym razie będzie to dwóch przygłupów wymachujących ostrymi kawałkami żelaza we wzajemnych próbach zrobienia sobie krzywdy ku uciesze gawiedzi. Tu jednak zobaczyłem coś co zapewne w opinii pomysłodawcy miało uchodzić za nieco ambitniejszą rozrywkę, chociaż moim skromnym zdaniem niewiele się od moich wcześniejszych podejrzeń różniło. Dziwna zbieranina próbowała właśnie przebiec obok hydry, wnioskując z okrzyków wznoszonych przez tłum noszącej urocze miano Kararzyny, by dostać się do kupy śmieci stanowiących prawdopodobnie ich ekwipunek. Niby też nic specjalnego, ale ekscytacja tłumu widzów sięgała zenitu. Czarnowłosy mężczyzna który wcześniej przerwał mój sen wciąż stał obok mnie, najwyraźniej wciąż oczekując odpowiedzi.

- Widzisz, mam wrażenie że tutaj również rozpoczyna się jakaś historia. Nie czym czy lepsza czy gorsza od tej w której postanowiłem uczestniczyć. Po prostu…
- Po prostu inna?
- mój rozmówca dokończył za mnie myśl
- Po prostu inna… - zgodziłem się - Wnioskując jednak z twojej tu obecności masz zamiar nieco się jej przyjrzeć?
- Oczywiście. Gdy spotkamy się ponownie będę mógł opowiedzieć Ci, co z niej zapamiętałem. W przeciwieństwie do niektórych uważam, że dzielenie się historiami nie tylko niczego im nie ujmuje ale je wzbogaca
- Nie licz jednak w tym względzie na wzajemność
- Wiem o tym… Zatem do następnego spotkania, ‘Łowco’
- Do następnego spotkania, ‘Demonie’
- A, jeszcze jedna sprawa.
- słowa mężczyzny zatrzymały mnie tuż przed tym jak miałem wykonać skok by dotrzeć na miejsce właściwej przygody - Masz zamiar pokazać im się w ten sposób?
- Oczywiście, że nie - uśmiechnąłem od ucha do ucha, zupełnie nie po kociemu eksponując cały garnitur swych zębów - W końcu moi nowi przyjaciele zasługują na małą… niespodziankę

***


Jak się moi mili zapewne zdążyliście domyślić, jestem Kotem. Nie mówię tu oczywiście tylko o zwierzęciu, z którym większość z was mogłaby kota skojarzyć. Jestem takim ‘Kotem’ przez duże K, bo i to jest imię pod którym będziecie mnie znali. Może to być mylące, zwłaszcza na początku i doskonale to rozumiem jednakże musicie się do tego przyzwyczaić. Moje prawdziwe imię, czy raczej imiona są niewymawialne w waszym języku, a każda próba ich przetłumaczenia byłaby kaleczeniem skomplikowanego znaczenia jakie za nim stoi. Nie mówiąc już o tym, że byłyby cholernie długie i brzmiały nieco pretensjonalnie. Tak więc, przynajmniej na razie dla potrzeb naszej opowieści pozostanę Kotem. Dla was oczywiście będzie to Pan Kot, bo pewne formy grzecznościowe muszą zostać zachowane. Pewnie zastanawiacie się ,,Dlaczego akurat Kot chciałby dołączyć do grupy najemników?”. Odpowiedź jest prosta, przynajmniej dla tych którzy choć trochę poznali koci charakter - ,,Ponieważ mogę”. Wybaczcie zatem to drobne wtrącenie nieco zaburzające ciągłość narracji, jednak wolałem by później nie było żadnych niedomówień. Teraz, gdy już wszystko mamy ustalone możemy przejść do faktycznej opowieści…

***

Widząc jak wygląda sytuacja w karczmie zapewne byliście pewni że właśnie drzemałem sobie w najlepsze. Była to jednak tylko gra, mająca na celu uśpić waszą czujność, zwieść was, byście myśleli że zgodnie ze stereotypowym obrazem kota wszystko mi zwisa i powiewa. Co prawda nie było to aż tak dalekie od prawdy, w przenośni oczywiście, bo z belki na której leżałem faktycznie zwisał mój ogon luźno kołysząc się ponad głowami gości tego niezbyt schludnego przybytku. W rzeczywistości jednak byłem żywo zainteresowany osobami obecnymi w karczmie, chociaż na widok tych wszystkich płaszczy i kapturów odczuwałem pewien niesmak. Może jednak faktycznie istniało jakieś niepisane prawo że prawdziwy najemnik powinien być mroczny i tajemniczy, pod swoim płaszczem chowając zarówno sylwetkę jak i emocjonalny bagaż przytachany z przeszłości. Nie wnikam, chociaż w towarzystwie tych ludzi zapewne spędzę w najbliższej przyszłości trochę czasu, po prostu czasem odczuwam nieodpartą potrzebę trochę sobie pomarudzić. Wiedząc, że wkrótce ci których los w tej chwili najbardziej mnie interesował opuszczą karczmę uznałem że najwyższy czas zejść ze swego wygodnego miejsca i pomyśleć o tym jak przygotować się do drogi. Mój nos bezbłędnie jednak mi podpowiadał dokąd powinienem się udać i chociaż mięso podawane tutaj nie było pierwszej świeżości to w końcu jako poważanemu najemnikowi (a przynajmniej kandydatowi na takiego) nie wypadało mi narzekać. Nie zauważony przez nikogo przemknąłem do izby pełniącej tutaj funkcję czegoś pomiędzy kuchnią a składowiskiem odpadów by spotkać istotę posiadającą tu jedyną i niepodważalną władzę - żonę karczmarza. Chwila spędzona na pochlebnym mruczeniu i ocieraniu się o nogi zapracowanej kobiety zaowocowała nazwaniem mnie perfidnym lizusem, co nawiasem mówiąc było prawdą, jak również poczęstowaniem mnie odkrojonym kawałkiem mięsa które dziś akurat nazywane było baraniną. Wiedziałem co prawda, że jeszcze wczoraj była to wołowina a jutro stanie się zapewne wieprzowiną, w zależności od humoru gospodarza jednak mięso było mięsem. Posilony byłem gotów do drogi, pozostawało tylko udać się przed karczmę by znaleźć kandydatów wystarczająco godnych, by zaszczycić ich moją obecnością

Nie myślcie jednak, że wybór jaki przede mną stanął był prosty, o nie. Nawet będąc osobą tak przenikliwą jak ja trudno ocenić kogoś tylko na podstawie pierwszego wrażenia i nie pomylić się nawet częściowo. Musiałem zatem zastosować bardzo skomplikowaną metodę selekcji, gdzie w pierwszej chwili odrzuciłem wszystkich którzy w izbie siedzieli w kapturach. Kaptur jest rzeczą świetną gdy na dworze duje jakby się ktoś powiesił a na głowę leje się rzęsisty deszcz, temu zaprzeczyć nie mogę chociaż sam zwykłem obywać się bez ubrań, jednak nie zdejmowanie go w pomieszczeniu uważałem za pewien brak kultury. Nieistotne było dla mnie z jakiego powodu tak się działo, chociaż dla ukrycia tożsamości jeszcze gustowniejszy byłby szary płaszcz prochowiec i gazeta z wyciętymi dziurami. Dorzucić do tego sztuczny wąs z okularami i nosem w komplecie i voila-! Na pewno nikt na taką osobę nie zwróci uwagi. Wracając jednak do moich kryteriów, bo coś dzisiaj mam tendencję do zbaczania z torów opowieści, jako drugich odrzuciłem wszystkich w ciężkich pancerzach. Ja rozumiem, że ciężka stal ma chronić wrażliwe wnętrze a każdy w pełnej płycie na pewno ma delikatne, kochające serduszko tylko na zewnątrz chcąc uchodzić za twardziela. Nie chodziło też o to, że osoba taka naturalnie kojarzyłaby mi się z konserwą co w chwili roztargnienia mogłoby wywołać u mnie odruch otwarcia takiej puszki by dobrać się do smakowitej zawartości. Widzicie, noszenie na sobie takiej ilości żelastwa nieuchronnie prowadzi do zwiększonej potliwości, a mój koci nos był wyjątkowo czuły na nieprzyjemne zapachy. Było to użyteczne przy znajdowaniu tych wszystkich niewidzialnych skrytobójców jednakże zmieniało się w poważną wadę gdy tylko kilku zbrojnych po całym dniu tachania na sobie ekwipunku zdejmowało z siebie metalowe skorupy uwalniając chmury morderczych oparów, przechodząc w całkowity horror gdy któryś zdecydował się zdjąć onuce. Dodatkowo od osób które wybiorę na swoich towarzyszy będę wymagał spełniania pewnych prostych obowiązków, w stylu głaskania i pozwalania spać tam gdzie akurat się ułożę. Rozumiecie do czego zmierzam, nieprawdaż? Jeśli nikt was nie próbował głaskać pancerną rękawicą to możecie się uważać za szczęściarzy. Przedstawiciele rasy zielonej i wszelkich ras zielonopodobnych też po chwili namysłu zostali odrzuceni, bo nie miałem zbyt wielkiej ochoty na towarzystwo kogoś, kto może mnie uważać za mobilną rezerwę żywnościową. Wyprowadzenie kogoś takiego z naturalnego dla niezbyt bystrych ras błędu raczej nie mogło by się odbyć w formie kulturalnej dyskusji, bo trudno mówić o kulturze gdy ktoś jest zielony. Nieuchronnie prowadziłoby to więc do mniej lub bardziej agresywnej konfrontacji w której zmuszony byłbym bronić nie tylko swej kociej godności ale też ciągłości swego istnienia.

...Naprawdę sądziliście, że mówię poważnie? To wszystko stereotypy, chociaż akurat przy ciężkich pancerzach byłem tak bliski szczerości jak to tylko w moim kocim przypadku możliwe. Moje kryterium było dużo prostsze, po prostu udałem się za tymi którzy jako pierwsi opuścili karczmę. Szczególnie moją uwagę zwrócił mężczyzna o niebieskiej skórze noszący garnitur. Widzicie moi mili, kierowałem się tutaj innym stereotypem, mianowicie tym że garnitur reprezentuje osoby kulturalne. Wiem, wiem, naiwnie z mojej strony ale mając do wyboru do i ciężkie zbroje bądź kaptury wiedziałem co będzie rozsądniejszym wyjściem, mniejszym złem jak można by rzec. Pierwszy test również udało mu się przejść, chociaż dostał minus za zimne dłonie to jednak zareagował na moją kocią osobę pozytywnie. Całe zamieszanie ze zbrojnym przesiedziałem obok obserwując dyskutujących mężczyzn zza półprzymkniętych powiek z wyrazem rozbawienia na pyszczku. I znowu działania niebieskoskórego pokazały że przynajmniej z pozoru jest osobą kulturalną, ze wszystkich sił bowiem starał się nie dopuścić do mordobicia skutecznie powstrzymując swoich mniej rozgarniętych kompanów. To wystarczyło by przynajmniej na jakiś czas został wybrany do pełnienia zaszczytnej roli głaskacza. Drobnym utrudnieniem mogło być to, że ta dwójka zamierzała podróżować konno, ale dla kota o tak rozległych talentach jak ja nie stanowiło to prawdziwego problemu
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 13-02-2014 o 21:02.
Blacker jest offline