Hazajel wysłuchał odpowiedzi Luciela ze stoickim spokojem i kilka razy pokiwał głową na znak zrozumienia, gdy modlił się za nasze dusze był zarazem smutny jak i szczęśliwy. Smutny z braku wspólnej modlitwy, szczęśliwy że Egzarcha modli się o nich w dawnym języku aniołów.
Gdy ogień ogarnął Jego ciało, jak i jego braci, twarz Hazajela wykrzywiła się w grymasie bólu, gdy chciał krzyczeć, brak powietrza i spalone gardło od środka nie pozwoliły mu na to. Gdy chciał się poruszyć nogi odmówiły mu posłuszeństwa i padł na kolana, klęczał tak póki nie pojawił się chłód który, odjął cały ból niczym dotyk Najwyższego, gdy uniósł swoje oczy, a Zjawa wypowiadała swoją kwestie, machnął mieczem który, zaczął płonąć niebieskim ogniem, lecz miecz nie poleciał w stronę duszy, lecz wylądował wbity u stóp Videona. Jego mięśnie nóg napięły się, zwiększyły swoją obiętość, jak całe jego ciało. Hazajel zmienił się w swoją bojową formę, a z jego gardła wydobył się basowy głos.
-
Videonie Egzorcyzm, byle szybko. Ja go unieruchomię, ty rób swoje. Bracia zajmijcie się poplecznikami, z pewnością tu przybędą jeżeli on będzie w niebezpieczeństwie.
Hazalej skoczył i swoimi wielkimi ramionami pochwycił tą potępioną dusze, a jego skrzydła nałożyły się na nich tworząc coś na kształt kokonu. I gdy umocnił swój chwyt zaczął odmawiać modlitwę, tym swoim specyficznym głosem.
------------------------------
Ojcze nasz , któryś jest w Niebie.
Święć się imię Twoje,
Przyjdź Królestwo Twoje,
Bądź wola Twoja,
Jako w Niebie, tak i na ziemi.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj,
I daj nam też siłę,
Abyśmy nie przebaczali naszym winowajcom.
I pozwól nam odeprzeć pokusy,
A zło niech pełza w prochu u stóp naszych.
Amen.
------------------------------