Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2014, 21:45   #486
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Commission: Massage by iara-art on deviantART

- Na mnie już pora...
- Do zobaczenia więc.
Poczekał na towarzysza, którego też zaatakowały samotne panienki. Wychodząc marudził pod nosem.
– Hnggg.. – przeciągnął się. – Trochę lepiej… Za kilka dni pewnie nie będę już nic czuł, póki co z chęcią zaszyję się w jakimś cichym kącie.
– Jak chcesz. Pamiętaj o mnie, gdyby jednak szykowała się wizyta na powierzchni.
– Hm! Jasne… - mruknął ironicznie.
Rozstali się. Drow szedł powoli ulicą, obserwując kramy kupców i zerkając ciekawsko na towary. Tych z powierzchni zawsze było mniej, ale teraz naprawdę ich brakowało. Odwrócił głowę i zerknął na dużą jaszczurkę, wierzchowca, z którego zsiadał inny drow. Jaszczurka, przywiązywana do ogrodzenia jednego z tutejszych przybytków, prychała pod nosem, co chwilę schylając głowę i węsząc głośno. Jeździec uwiązał ją i wszedł do przybytku. Drow obserwował dyskretnie, zwolnił i zaczął kręcić się przy jednym ze sklepów, udając że jest bardziej zainteresowany kupcem czegoś, niż jaszczurką. Jaszczurka uparcie węszyła i kręciła się w miejscu, zupełnie pochłonięta wyczutym zapachem.
„Pomyślałabym, że to zwykły gad... gdyby nie należał kiedyś do mnie – drow rozejrzał się podejrzliwie. – Zanim go sprzedałem byłem z nim na powierzchni. Identycznie zachowywał się wtedy, zanim zaatakowało nas stado wilków… Nienawidził tych zwierząt, zawsze tak węszył. Dziwne…” Kręcąc się tu i tam, w końcu „przypadkiem” znalazł się obok ogrodzenia i niby opierając się o nie od niechcenia, wsparty na łokciach, ukrytkiem odwiązał uprząż. Jaszczurka, wpierw nieświadoma wolności, pochłonięta tropieniem, ruszyła w głąb ulicy coraz dalej i dalej.
* * *
Dirith, Kiti;
Udaje się wam przedostać w głąb uliczek bez przyciągania większych kłopotów poza ciekawskimi spojrzeniami. Generalnie nie trafił się póki co nikt, kto miałby na tyle duże jaja, aby zaczepić drowa z podejrzanym stworzeniem i spytać go coś za jeden. W razie kłopotów wsparcie by nie nadeszło, toteż póki omijacie większe grupki [podobno potem wyewoluują w dresiarzy pod sklepami – mocni tylko w pewnej liczbie], jesteście względnie bezpieczni. Generalnie Dirith znał kierunek ku swoim dawnym ziemiom więc powoli i ostrożnie, ale miarowo, zmierzaliście do celu. W pewnym momencie Kiti oznajmiła o wizji i wskazała wysoki budynek w oddali. Dirith od razu go poznał, budynek stał na terenie terytorium jego Domu. I należał do głowy tego Domu. Zaskakujący zbieg okoliczności. Czy zapiski „Riktel znalazł sposób…” i wizja Kiti mają coś wspólnego? Czy to był ten sam Riktel? A jeśli tak, na co był mu Hell Light? Czy trafił tu przypadkiem, czy też Riktel był uwikłany, jak co drugi tutaj, w jakąś demoniczną aferę? Ciekawe też, czy ci, którzy posiadają teraz tę broń, wiedzą, do czego ona służy i że Timewalker właśnie nie śpi już w swoim grobowcu, a fruwa wokół gdzieś tam w górze. Ciekawe jak bardzo będą skłonni aby oddać komuś tę broń, na przykład Dirithowi. Póki co pozostawał nieco inny problem, w jaki sposób was powitają. Nie było tak naprawdę gdzie się ukrywać, ani po co się ukrywać, prędzej czy później trzeba będzie zadziałać, a próba ukrywania się tylko zwiększa podejrzliwość otoczenia. Zawsze istnieje szansa, że powitają was z radością. Mwahahaha. Tak.
* * *
- Powiedziałeś mu?
– Oczywiście! – uśmiechnął się pogodnie Veiron.
Almanakh wyglądała na zdziwioną.
- To nie ma znaczenia, on nie umie się cofać – zachichotał Verion. – Wiedząc że Hell Light wyznacza termin na zabicie Timewalkera, zastanawia się nad tym, ale idzie na przód. Ci, którzy się zatrzymali w zwątpieniu lub próbowali uciec, nie zdążyli.
– Chciałabym móc sama to zrobić – przyznała gorzko Almanakh.
– Ciężko jest patrzeć, jak…
- Oh my, wiesz, że gdybyś została jego bounderem i gdybyś go zabiła, w momencie przenikania jego duszy i jej spotkania z twoim Światłem, nastąpiłoby wielkie bum, zapewne bardziej szkodliwe dla otoczenia niż sam Timewalker!;3 – pocieszył rozbawiony Verion.
Westchnęła głośno.
– Powinnam była zrobić to wtedy, cóż, teraz to już nie ma znaczenia…
- Wszystko jest na dobrej drodze, w końcu! – pocieszył.
* * *
Strumień ognia oblał szybującego smoka z jeźdźcem na grzbiecie. Kiedy wiatr rozwiał płomienie, smok dalej szybował, a jeździec odwrócił się i strzelił z łuku. Strzała nie wbiła się jednak i pękła na czarnej łusce Timewalkera.
- Rozumiem – mruknął rozbawiony Timewalker. – Nie staniesz ze mną twarzą w twarz, ale osłaniasz swoimi skrzydłami tych, których chcę zgładzić – zionął znów ogniem, jakby dla samej próby; płomienie rozeszły się po półprzezroczystej barierze wokół smoka z jeźdźcem.
Timewalker doskonale zrozumiał manewr. W pewnym momencie wrogowie których atakował przestali umierać, przestali płonąć. Zdążyli jednak „narobić mu nadziei” swoim umieraniem i odciągnęli go od innych zajęć i miejsc. Almanakh żyje. Zachęcili go marchewką na kiju, aby podążał tu, niosąc śmierć, a teraz zaczęli stawiać opór. Cholerni wyznawcy Bieli, zawsze muszą stawiać opór! Timewalker wiedział jak bardzo potrafią być wytrwali w tym oporze. Musiał znaleźć inne ofiary.
-Hm-hm! Cóż, zakładam, że liczycie na moją nieprzychylność wobec waszych wrogów, skoro wy jesteście poza moim zasięgiem…? Wojownicy ukrywają się za tarczą, podczas gdy miasta stoją odsłonięte… Ale nie, wy zostaliście ostrzeżeni… prawda…? Ktoś wam powiedział, zdążyliście schować się za waszymi świetlistymi tarczami!... Hm-hm, cóż, ja mam czas. Almanakh, nie możesz obronić ich wszystkich. Próbujecie zminimalizować straty, chowacie się, co tylko sprawia, że bardziej bawi mnie wyszukiwanie dziur w waszej obronie. I znajdę je. Ja nie odczuwam zmęczenia, nie śpię, Almanakh. Możecie się bronić, ale to właśnie jest zabawne. Niewiele się u was zmieniło. Nie martwcie się. Tak, mam wrogów, mam wielu wrogów, mogę ich odwiedzać, kiedy wy nie chcecie mnie ugościć. Ale będę wracał, będę czekał i z pewnością poinformuję waszych wrogów, skąd przybywam. Będziesz musiała przyjąć kiedyś moje zaproszenie, Almanakh, będziesz musiała sprawdzić, jak bardzo jesteś odporna na ogień zemsty i nienawiści rosnącej przez lata w sercu Mgieł Chaosu!
* * *
Spacer spacerkiem, ale pora wziąć się do roboty. Skoro Hell Light został możliwie zlokalizowany, pora zabrać się za przeczesywanie tamtej okolicy. A Może By Tak…?
Hm. Cały czas coś was obserwuje, a teraz…
Dirith, wyczułeś bezbłędnie obecność zbliżającego się czegoś. Kątem oka zauważyłeś spory dodatkowy kształt na budynku, w górze, przed wami.
The Rah'Yeran (close up of mouth) by RudyGrossman on deviantART
To coś, pewne, że go nie widzisz, wyłoniło się bardziej, zwisając głową w dół z dachu. Było spore, trochę większe od przeciętnego drowa. I na Lolth, było paskudne. Zdążyłeś jeszcze zastanowić się kto zmajstrował takie paskudztwo, bo raczej nie Riktel, pamiętałbyś tak powalające dzieło. Dzieło postanowiło się przywitać i z jakiegoś powodu bardzo was nie lubiło. Kiedy zaczęło złazić w dół wiedziałeś już, ze zaraz skoczy!
The Rah'Yeran (left side) by RudyGrossman on deviantART
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline