Poobijany, zdyszany i poszarpany Cuthbert wrócił w końcu do towarzyszy pocierając skroń
Oświadczył bez ogródek. - Poszukują niejakiego Gustava van Haagen. Dają 100 koron, ale tylko za żywego. Są i inni, ale nie zdążyłem się przyjrzeć. Ludzie są bardzo wzburzeni. Mówią, że strażnicy łapówki za przyjęcie biorą.
Wyjęczał zachrypniętym głosem i sięgnął po bukłak, by się napić wody.
Tymczasem wróciła mieszczka z kocami i koszem jadła. Nic ich więcej nie zatrzymywało i wreszcie ruszyli w drogę. Zanim to jednak zrobili Cuthbert nim dosiadł Gwiazdki odmówił krótką modlitwę w intencji pomyślnej podróży. Szlak przynajmniej w pobliżu grodu okazał się całkiem przyzwoicie utrzymany, toteż dzień upłynął im na szybkiej podróży i braciszek nabrał przekonania, iż wybrali lepszą marszrutę.
Wieczór się zbliżał i dotarli do gospody, która niestety była już zapełniona. To była właśnie ta gorsza strona uczęszczanych szlaków.
Cuthbert uśmiechnął się na usłyszane słowa podchmielonych strażników. Duże dzieciaki. Tylko napić się i wywołać rozróbę. Mnóstwo już takich spotkał w swoim życiu. - Co robimy pytasz przyjacielu. – zwrócił się do Kieski – Ano z cukru nie jesteśmy. Nie raz pewnie na szlaku pod gołym niebem przyjdzie obozować, a tu mamy karczmę w pobliżu i ciepłą strawę. Brak tylko dachu nad głową. Trzeba więc sobie zbudować schronienie. Chrust i ogień pewnie w karczmie dostaniemy, jak i coś na rozgrzewkę. Nim spoczniemy trochę się trzeba będzie natrudzić. Pójdę do karczmy popytać co możemy dostać.
Stwierdził Cuthbert zsiadając z wierzchowca. |