Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2014, 18:03   #7
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Nie minęło kilkanaście minut i już trójka mężczyzn przy stole nawiązała wspólny język. Gdy się okazało, że obwieszony nożami rudzielec w chuście oraz poznaczony bliznami olbrzym są rodakami zaraz zaczęli się wymieniać wieściami i plotkami, a i cudzoziemsko wyglądający Sabir nie wymigał się od odpowiedzi. Rosalinda zaś obserwowała ich z odległości kilku stolików, nie chciała od razu przysiadać się do tej nieznajnej bandy.
Przy stoliku zaś rozmowa trwała w najlepsze.

- Proszę Panowie, pan Symeon stawia - kelnerka postawiła przed nimi z rozmachem stos pięciu drewnianych misek, tyleż łyżek i kubków, dzban piwa i dwa półmiski - jeden z kaszą, drugi z kawałkami skwierczącej jeszcze wieprzowiny. Za jednym razem. jak gdyby miała nie dwie a pięć rąk niczym jakaś mityczna bestia. A nie wyglądała na bestię - hoże dziewczę wiedziało, że zalotny uśmiech w połączeniu z dużym dekoldem oznacza duże napiwki, a puszczenie oczka do klienta (w tym wypadku do Gedana) nawet jeszcze większy.
- Pięć talerzy na trzy osoby. Spodziewamy się kogoś jeszcze? - spytał Sabir - jeden dla doktora, wiadomo. A piąty?
- Piąty ma być dla jednej niewiasty, ale nie wiem gdzie ona i kiedy będzie. Ja tylko przynoszę zamówienia. Pięć talerzy, pięć kubków, mięso, kasza, piwo... - wyliczała na palcach - wszystko jest. To ja idę.
- Niewiasty? Ciekawe. - rzucił Gedan, oglądając się za zalotną panną.
Męskie spojrzenia odprowadziły krągłe kształty karczemnej dziewki do kolejnego stolika, dlatego umknęło im wejście nowego gościa "Zielonej Komety".

Mężczyzna średniego wzrostu, odziany w nieco znoszone, ale doskonałej jakości podróżne ubranie ze skóry, z grubą kamizelą na skórze której wytłoczono jakiś herb. Wyglądał na jakieś pięćdziesiąt lat, siwowłosy, z krótko obciętą brodą widać było że najlepsze lata miał już za sobą, ale trzymał się prosto i robił solidne wrażenie. Pewny wzrok i fakt, że ze znawstwem nosił pendent z krótkim wegańskim mieczem, cinquedeą zwanym odebrał ochotę do zaczepek nielicznym bywalcom, którzy nie lubili obcych. W ręku trzymał nienabitą kuszę, wojskowy model, choć widać że lepiej wykonany.


Rosalinda nie przegapiła jego wejścia, i poznała bardziej po herbie niż po wyglądzie, gdyż doktora opisano jej jako żwawego dziadka o długiej, siwej brodzie i takowego ujrzeć się spodziewała. Poznała natomiast herb uniwersytetu na kurcie... i skojarzyła znaki szczególne. Dobrze się trzymał, jak na ponad sześdziesięcioletniego dziada.

Symeon zaś ruszył w kierunku stołu, przy którym siedzieli Gedan, Gregor i Sabir.
- Witam Panów, Symeon Szary z Uniwersytetu. Panny Rosalindy jeszcze nie ma?
- Jestem - Rosalinda uznała, pora skończyć obserwacje i przyłączyć się do grupy. Podała doktorowi dłoń, który ją z właściwą dżentelmenom kurtuazją delikatnie ucałował i odsunął krzesło, kiwnęła głową pozostałym - Panowie.

- Jesteśmy zatem w komplecie. Nie znamy się osobiście, ale uniwersytetowi polecono wasze usługi. Panie Gregor tak? Mówiono mi że jesteś biegłym tropicielem i byłeś w Dzikiej Puszczy?

Gregor oparł się i rzekł.
- To miejsce tak dzikie jak jego nazwa, nawet nie wyobrażacie sobie jak. Nawet Mabaakowie, którzy tam żyją nieczęsto widują współbraci z innych osad. Reszta lasu to bestie i nie mówie tu o jakiś dzikach czy pumach. Dziki i pumy byłyby karmą dla tamtejszych zwierzątek.

Symeon skinął głową - Byłem, widziałem... zaskoczeni? Prowadziłem tam badania, najpierw jako młodzieniec dołączyłem do plemienia miejscowych na krótko by badać ich dialekty południowego, a dziesięć lat temu byłem na skraju puszczy badając napisy na kamieniach. Uniwersytet wie to wszystko, dlatego są z nami Panowie Sabir i Gedan - kiwnął głową na olbrzyma i mężczyznę w cudzoziemskim ubraniu - by zapewnić nam bezpieczeństwo. A pannę Rosalindę polecono mi jako osobę o rozlicznych talentach, które mogą być w czasie wyprawy użyteczne. I nie sądzę by była to biegłość w chochli i patelni.

Zaśmiali się nieco i atmosfera się rozluźniła, zwłaszcza że w tym momencie z sakwy Gregora wydostała się fretka i tańcząc na stole zaczęła dopominać się pieczystego.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 23-02-2014 o 18:07.
TomaszJ jest offline