Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2014, 23:17   #2
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany



Ktoś wyskoczył przez okno… wypadł między jadące samochody, które nagle samoistnie gasły. Stłuczka. Nie, karambol. Ktoś wypadł przez okno. Wszędzie potłuczone szkło…

Tramwaje, siłą fali uderzeniowej, wypadły z torów. Wyglądało to strasznie. Z jednego wyszło kilka osób. Dwóch umundurowanych na zielono… Tak, Yuri i Mateusz, którzy poznali się dzisiejszego poranka. Wyszli razem, dziwnym trafem, trzymali się razem. Zauważyli klęczącego pośród rzeki rozbitych samochodów oszołomionego, pokiereszowanego faceta. To był Joseph. W jakimś dziwnym, niby ludzkim odruchu wzięli go pod pachy, tak jak zabiera się kurtkę, uciekając z płonącego domu. Tak po prostu. Była pod ręką, jak i on. Za nimi pobiegli Emilian i Jacek.

Dlaczego akurat za nimi? Cóż, dobrze wybrali. Ostatni ocaleni z wykolejonego wagonu. Wszystko działo się tak szybko, nie było czasu na oglądanie się za sobą…



*** Yuri Zhevnov, Mateusz Czajkowski, Joseph Kahn, Emilian, Jacek Tarasiewicz ***



Spędzili ze sobą kilka dni, trzy noce. Trzy noce pełne napięcia w jakiejś piwnicy… Dlaczego tam? Ktoś po prostu krzyknął „Tutaj!”.






Na początku był chaos. Plątanina, zebrać jak najwięcej ocalałych z najbliższej okolicy, zanim spłoną w płomieniach, zanim zapadną się na nich bloki… Oprócz nich, było tutaj także trzynaście innych osób. Tylko tyle, albo… aż tyle.

Dzień po katastrofie… Nikt nie miał odwagi wyjść. Drugiego dnia po katastrofie, zaczęły się pytania. Kto to zrobił? Dlaczego? Ktoś spróbował wyjść, powiedział „Zobaczę, co się dzieje na górze.” W istocie, nie było już słychać krzyków, ani palących się zgliszczy. Wydawało się bezpiecznie. Nie wrócił.


10 stycznia 2022 roku. Godzina 10.00
Poznań, dzielnica Rataje
54 godziny po katastrofie.



Nastał trzeci dzień. Eter milczał. Nie było Internetu. Elektryczności. Komórki… te dziwnym trafem przetrwały. Niektóre. Pokazywały „brak sieci” i padały z powodu braku energii. Nie było bieżącej wody, ani jedzenia.


*** Król Artur, Tomasz Wisławski ***


Artur początku usłyszał straszliwy huk. Szyby samoistnie pokruszyły się w drobny mak. Chciał uciekać, gdy jakiś samochód nagle wjechał w front sklepu. Nikt z niego nie wysiadł, kierowca… nie przeżył. Potem jacyś biegnący ludzie… fala ludzi. Wyszedł, krzyczał na nich. Nikt na niego nie zwrócił uwagi. Zauważył w oddali ogromny obłok czarno-pomarańczowego dymu. Wiedział, co się stało. Wrócił… Spędził trzy dni za zapleczu sklepu.

Tomasz Wisławski… W chwili wybuchu wyszedł na tym najlepiej… Nie miał też nic do stracenia, może to dlatego. Może i by siedział tam dalej, w kanałach ciepłowniczych, gdyby nie zaraza, jaka przyszła trzeciej nocy. Z plagą szczurów się nie dyskutuje, przed nią się ucieka. Uciekał więc… Świat, który widział nocą był… Inny. A gdy zrobiło się jaśniej?

Tomasz wszedł przez pozostałości drzwi frontowych do sklepu z odzieżą sportową „WILDEX”, jak głosił szyld wkomponowany w dach srebrnego audi. Był pierwszą osobą, której kroki Artur usłyszał od kilku dni…



*** Jan Twardowski, Irmina Zalewska ***




Trzy dni kluczenia pośród zgliszczy i ruin, omijając wszelkie oznaki ludzkiej aktywności. Irmina, jak i Jan wiedzieli, że najlepszym sposobem na przetrwanie jest podróżować samemu… jak się umie. Irmina nie miała tego luksusu. Nie z Nadią, to było niemożliwe… Musiała zacząć rozważać opcje dołączenia do jakiejś grupy. Ale nie zostawi jej przecież samej… chociaż, gdyby mogła zdjąć z pleców zbędny balast...

Jan widział już wiele w życiu. Jednak czegoś takiego, jak to, nigdy. Kokaina połączona z alkoholem… kto by pomyślał, że to połączenie może mieć zdrowotne właściwości? Oprócz kaca, pozwoliło mu to przetrwać zagładę. Zaćpany, leżał w tunelu tramwajowym prowadzącym z Os. Lecha na Franowo. Obudził się, ale nie pamiętał, jak tu się znalazł. Na początku to wszystko wydawało się snem… ale nim nie było. Poznań był nie tyle przerażający, co pusty... nie licząc martwych ciał.

Do czasu. Aż trzeciego dnia, zbliżając się korytarzem do jakiegoś małego obozowiska w jakiejś ocalonej połowie bloku w mieszkaniu… Usłyszał bulgot gotującej się wody. Jan skradał się... Spojrzał w bok. W wejściu do zdezelowanego mieszkania stała mała, kilkuletnia dziewczynka, która spoglądała na niego ogromnymi, zielonymi oczyma.
 
Revan jest offline