Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2014, 13:10   #30
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Sen Randalla przerwał strzał. W tych czasach nie było to takie dziwne, ciągle ktoś do kogoś strzelał. Mimo to rozsądnym jest wstać. Fray zerwał się i zaraz zaniósł się kaszlem. Gdzieś w głębi budynku rozległ się krzyk, mężczyzny. Co dziwne nie było śladu po Ezechielu i Marii a zasypiali w jednym pomieszczeniu co staremu się chyba zbytnio nie podobało.
Podróżnik wiele nie myślał, działał jak zwykle, instynktownie. Obwiązał sweter wokół głowy robiąc pseudo turban, grunt to nie wdychać tego świństwa. Potem założył kaburę z shortym a w rękę wziął dwururkę. Upewnił się też, że w kieszeni spodni ma latarkę. Przez cały ten czas czuł uporczywy ból głowy. Ostrożnie wyjrzał na korytarz i nie zobaczył tam nikogo. Szarpanina, którą wcześniej słyszał chyba ucichła wraz z odgłosem upadania czegoś ciężkiego na ziemię. Mimo braku oczywistego zagrożenia, wydawało mu się, że ktoś schodzi z góry. Fray ostrożnie przykucnął maksymalizując ochronę jaką dawał mu winkiel i z wycelowanym shotgunem czekał.

Schodzący się pojawił. Humanoid. Z strzelbą w dłoni. Jedynym uzbrojonym w śrutówkę po za nim samym był Szajbus. W tym wypadku sprawa była prosta. Sprawdzić kto to. Jeśli był to Szajbus spróbować połączyć siły, jeśli się nie uda to zabić. Jeśli to nie będzie Szajbus to poprostu zabić. I tak Fray zrobił. Odpalił latarkę taktyczną.


[center][/cemter]

Co by nie mówić o wyglądzie Nemroda to na pewno nie był on a mutek. Randall nie celował bo potwór mógłby mu uciec, poprostu strzelił. Trafił. Pomiot Molocha z rykiem bólu skoczył w stronę schodów i tam zniknął. Randall w tym czasie najzupełniej spokojnie załadował świeży nabój do dwururki i czekał obserwując korytarz. Po pewnym czasie zgasił latarkę i przeszedł na drugą stronę przyczajając się tam. Brzydal w końcu się wychylił, przygotowany były nadzorca strzelił jednak breneka chyba chybiła. A może otarła się? Mutek strzelił. Śrut minął dosłownie o centymetr głowę człowieka i nawet o ktoś tak żelaznych nerwach jak on nie wytrzymał. Momentalnie przypadł za zasłonę, przytulił się skulony do ściany, chwilę czekając tam. Starał się uspokoić, opuścił dwururkę na zawieszeniu i wyciągnął drugą strzelbę ładując nabój do komory a na jego miejsce trzeci śrutowy. Gdy się opanował ostrożnie wyjrzał trzymając broń za oba chwyty. Czysto. Chwilę nasłuchiwał. Chyba ktoś był w jadalni. Ponownie opanowany Fray zaczął w tamtym kierunku się skradać po drodze zerkając również w stronę kibla i schodów. W kuchni dostrzegł dwa ciała. Ursuli z pękniętą czaszką, leżącą w kałuży krwi. Jej mózg powoli przesącza się przez złamanie. Na jej kolanach leży nieruchomy Ezechiel. W jego gałkę oczną ktoś wbił nóż. Kobieta wygląda, jakby umarła głaskając go po włosach. Fray obrzucił je krótkim spojrzeniem. Niezbyt się tym przejął, bardziej zarejestrował zagrożenie. Mimo to przez ułamek sekundy poczuł smutek. Może polubił twardego i bezlitosnego Teksańczyka? A może liczył, że zmierzy się z nim tak jak i z Rudym? Że będzie dobrą zwierzyną?

Z piwnicy usłyszał zduszone odkaszlnięcie. Mimo to Randall postanowił sprawdzić najpierw jadalnie. Drzwi jednak były zamknięte jakby ktoś je trzymał. Przez głowę Fraya przeszło, że to może Maria, spanikowana po śmierci swojego rodaka. Dlatego postanowił zawołać.
- Tu Fray. Liczę do pięciu i wchodzeę Raz… Dwa… Trzy... Cztery... Pięć...
Zero reakcji, Podróżnik strzelił. Otworzyły się z hukiem i wielką dziura, śrutówka w zamkniętym pomieszczeniu to potęga. W środku o dziwo było pusto a jedyne okno zostało zasołnięte metalowymi płytami. W tym momencie ciałem Randalla wstrząsnął gwałtowny atak kaszlu. Gdy się opanował schował shorty'ego i wyciągnął double defense. Stanął nad wejściem do piwnicy, w środku było ciemno, nie widział żadnego ruchu. Odpalił podwieszaną latarkę. Snop światła oświetlił tylko stos ciał. Randall poczuł drapanie w gardle.


***

Naboje wskakujące na swoje miejsce, karmiące małe potworki pragnące siać zniszczenie i śmierć. Pewne ręce zaciśnięte na uchwytach. Kiepskie oświetlenie zawęża pole widzenia. Skok. Miękka amortyzacja. Ruch, po prawej. Twarz, człowiek, chyba, pistolet, wycelowany. Strzał. Człowiek był szybszy. Kula powala drapieżnika jednak ten ściąga spust. Potężny nabój zdolny powalić niejedną bestie trafia, rzuca tamtym. Drapieżnik skacze w bok. Nurkuje w stosie ofiar. Martwych ofiar. One nie należą do jego świata. Po sekundzie wychyla się znowu. Człowiek próbuje podnieść pistolet, okropnie poharatane ciało go nie słucha. Drapieżnik pada. Wyławia go z mroku. Jego twarz. Otwiera usta. Zadaje pytanie przerwane atakiem kaszlu. Pył traktuje wszystkich jednakowo, drapieżnika i ofiarę. Mężczyzna już nie odpowiada, może nie zrozumiał? Traci przytomność. Drapieżnik podnosi jego broń, w umyśle błyska mu iskierka współczucia. Strzela. Skraca męki swojej ofiary. Następnie sprawdza teren, nie jego teren, teren pyłu. Zajmuje się raną, powierzchowną jednak raną. Następnie uzupełnia swoją armatę.

***

Randal klęczał tam gdzie jeszcze przed chwilą stał oświetlając piwnicę. Kaszlał. Wymiotował czarną mazią. Minęło kilka minut by mógł wstać, mimo to szedł osłabiony. Już miał pójść po swoje rzeczy, już był w pomieszczeniu w którym Ezechiel zostawił konia gdy usłyszał jak ktoś wyważa drzwi a potem krótką wymianę zdań.
- Popierdoliło? - charczący głos przebijający się przez dźwięki ulewy.
- Zamknij mordę i osłaniaj. - odpowiedział drugi.
Podróżnik wycofał się do jadalni, ostrożnie, po mału by tamci nie usłyszeli. Zaczaił się za ścianą przy drzwiach z krótszą strzelbą w dłoniach. Jednocześnie znalazł wzrokiem dwie kryjówki z których mógłby skorzystać. Przewrócony stół i stertę gruzu oraz desek.
Tamci zaczęli przeszukiwać pomieszczenia, cicho rozmawiając. W końcu dotarli do kuchni.
- Ty patrz. Tu jeszcze ktoś leży.
- Żyją?
- Nie, chyba nie… Tego ktoś nieźle po gałach upierdolił.
- Sprawdź tą piwnicę.

Jeden skierował się do jadalni, Fray z najwyższym trudem pohamował atak kaszlu. Mężczyzna był już prawie w progu, zatrzymał się krzycząc do drugiego.
- I?!
- Daj spokój w życiu tu nie wlezę.
- Zamknij ryj i do środka.

W pomieszczeniu pojawiła się najpierw lufa karabinu a potem sylwetka.

[


Nie zauważył, że lufa super shorty'ego porusza się zaraz za jego głową. Gruby śrut praktycznie rozsadza głowę. Opryskuje Randalla na ustach, którego wykwitł szeroki uśmiech. Wychylił się przeładowując broń.
- Do kurw…!
Więcej nie zdążył powiedzieć, pada, impet obala go do zsypu. Randall ciężko oparł się o futrynę drzwi, potykając się o martwe ciało. Bóle migrenowe rozsadzały mu głowę, kaszel trząsł całym ciałem, wywoływał ból w klatce piersiowej. Ciągle jednak stał. Opanował się. Był twardym sukinsynem.

Ostrożnie zbliżył się do zsypu, poświecił latarką. Mężczyzna chyba przeczołgał się w głąb piwnicy. Słyszał ciche sapanie i jęki. Biorąc pod uwagę ilość krwi nie miał szans wyjść z tego żywy.

Kaszel i bóle były spowodowane tym dziwnym pyłem, teraz gdy fizyczne zagrożenie zostało wyeliminowane musiał się stąd wydostać. Z trudem dotarł do wyjścia, zaraz przy wyważonych drzwiach ponownie upadł. Zaniósł się kaszlem. Czarna mgła zasnuła mu oczy, był pewien, że zaraz straci przytomność. Na wpół pełznąć, na wpół się tocząc wydostał się na zewnątrz. Na zbawienny deszcz. Wymiotów nie hamował, chciał się pozbyć świństwa z swojego ciała. Ostatnim wysiłkiem sturlał się do przydrożnego rowu. Obok leżał kawał brezentu, ostatnim przebłyskiem świadomości naciągnął go na siebie. Zamknął oczy. Zgasł.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline