Kelnerka zbladła widząc ciało, broń i to jak pewnie Loulou po nią sięgała.
-
Dobrze, co zechcesz. - próbowała być na luzie, ale zupełnie jej nie wychodziło, po prostu się bała uzbrojonej nieznajomej. -
Przesyłam namiar, tylko proszę… spróbuj uniknąć strzałów. Idź sam, ktoś musi stać za barem. - przeniosła wzrok na parkiet i tłumek, który bawił się w najlepsze. Chcac nie chcąc chwyciła worek z obrzydzeniem i zaciągneła go na zaplecze.
Komenda uaktywniła cienką, czerwoną linię wijącą się po podłodze i prowadzącą schodami na piętro. Na piętrze był rząd drzwi, w powietrzu czuł jeszcze zapach farby i kleju, niedawno lokal musiał przechodzić remont pod klub - pewnie kiedyś to był zwykły kapsułowy blok mieszkalny. Podłoga wyłożona miękkim tworzywem dobrze tłumiła kroki. Mimo ciągle dominującej muzy z dołu zdołał wychwycić poszczególne słowa przez uchylone drzwi:
-
Nie rozumiecie, że nie mam forsy? Nie tak się robi biznes. Potrzebuje czasu by to rozkręcić. - to był głos Pinkiego.
-
Nie pierdol Pinky. Odpicowałeś lokal jakbyś srał hajsem, a nam się nie odmawia, słyszałeś plotki, że laminet świetnie się pali? Ponoć rozgrzewa się, tak że białko aż skwierczy. - szybkie słowa, niski głos przepełniony pewnością siebie. Należał do kogoś upajającego się władzą i lubiącego psychiczne tortury.
-
Wtedy na pewno Lord Troll nie dostanie kasy.
- Twóje zwęglone śierwo może mu wystarczy. Wszedłeś na teren Trolli, więc będziesz grał jak ci zagramy, a jak podskoczysz to ujebiemy ci nogi. - zerknął na strumień podlinkowany przez kelnerkę, przez to wszystko zapomniał zapytać o jej imię, dwójka drabów miała identycznego morfa, masywne pody, o grubych karkach i latynoskich rysach. Byli podkręcani, bez kosmetyki, masywna, przerośnięta cyberręka ściskała maczetę, ten z gnatem miał pakiet sensoryczny na łysej bani. Tyle widział na pierwszy rzut oka.
-
Ładna dziara. - nożownik zwrócił uwagę na nieukończony malunek na ścianie -
może jest coś warta.
- Wątpię - oparł murzyn z rezygnacją.
-
To nie będziesz tęsknił, kroimy! - nóż poszedł w ruch, na korytarzu Naut usłyszał szelest dartego płótna. Pod antyramą ukryte były dźwi sejfu.
- No ładne cacko, podasz kod panie Rockefeller, czy to jeden z tych modeli na oczy i rękę. Nie żeby nie dało się tego załatwić.
- 123456 - wyrecytował Pinky. Latynosi uśmiechnęli się z satysfakcją. Jeden z nich nadal nadal niedbale trzymał spluwę, obserwując więźnia. Drugi trzymając ostrze w zębach zwijał w rulon wycięty szkic. Przez chwilę byli odwrócenie plecami do wejścia.