Administrator | Czasem nie wiadomo, czy warto dużo wiedzieć.
Człowiek naczytał się tyle różnych rzeczy na temat nuklearnych katastrof i postnuklearnych zdarzeń, że zamiast cokolwiek robić siedzi i wpatruje się w lustro, dziwiąc się, że jeszcze żyje i wypatrując objawów nieuchronnej choroby popromiennej.
To, że nagle niebo zwali się wszystkim na głowy, a dokładniej - że zwali się na ziemię parę garści atomowych bomb, było oczywiście teoretycznie możliwe, ale nader mało prawdopodobne. Niczym Yeti - wszyscy mówili, a w rzeczywistości nikt nie wierzył, prócz paru nawiedzeńców, w pocie czoła budujących schrony.
W pierwszej chwili Artur sądził, że śni. Uszczypnął się co prawda, ale i tak nie był w stanie uwierzyć w to, co widzi za szybą. A raczej za tym, co niegdyś było wystawowym oknem. Aż dziw, że zdążył zanurkować za ladę, inaczej pewnie by posłużył za tarczę do rzutków.
I dobrze, że nie wyszedł zza lady, gdy ucichł brzęk szkła, bo prosto w drzwi wejściowe wtarabanił się sportowy Mercedes, którego kierowca stracił głowę - najpierw zapewne w przenośni, a potem to już dosłownie.
Pobyt na dworze i wyścigi wraz z innymi przerażonymi mieszkańcami miasta zdały się Arturowi rzeczą niezbyt rozsądną. Lepiej było zrobić zwrot na pięcie...
Laptop przestał działać. Widać impuls elektromagnetyczny wykończył biednego firmowego Assusa. Działała za to, o dziwo, komórka. Jedna z dwóch. Stara "cegła" okazała się bardziej odporna, niż nowoczesne cudeńka. Może dlatego, że leżała wyłączona w szufladzie. Cóż jednak z tego, skoro nagle zniknął zasięg i wrócić jakoś nie zamierzał.
Dobrze chociaż, że nie tak znowu dawno dostarczono wodę w baniaczku, bo z kranów - nic dziwnego, nie poleciała ani kropla.
Dopiero po trzech dniach Artur usłyszał pierwsze oznaki tego, że w wielkim mieście pozostały jeszcze jakieś żywe istoty. Dźwięk trzaskającego pod czyimiś stopami szkła.
Dzierżąc w dłoni hikorowy kij do bejsbola Artur zdziwionym spojrzeniem obrzucił niespodziewanego gościa.
Menel, w pięknych, firmowych butach.
Nieźle.
- Fajki? W sklepie sportowym? - Uśmiechnął się krzywo i pokazał wiszącą na ścianie kanciapy tabliczkę "Nie palić". - Tu się rzucało papierosy, albo praca rzucała ciebie - dodał. Nie miał zamiary natomiast dodawać, że palenie uważał za głupi nałóg.
- Tam dalej powinien być kiosk. - Wskazał dłonią kierunek w prawo.
Skoro jeden przeżył, to może i więcej? Ale nie miał zamiaru szukać ewentualnych niedobitków. Chciał sprawdzić jedno tylko miejsce, a potem zniknąć z miasta jak najszybciej. Przy okazji zabierając ze sobą trochę sprzętu, przydatnego podczas pobytu na biwaku. Nie sądził, że zdoła przebyć ponad sto kilometrów w jeden dzień.
- Chcesz przed kimś poszpanować? - mruknął, spoglądając na buty tamtego. - Tam dalej jest coś bardziej praktycznego. Nie krępuj się.
Jednym okiem patrząc na tamtego zabrał się za kompletowanie wyposażenia, które mogło mu się przydać "na wygnaniu". W sklepie sportowym można było znaleźć dużo ciekawych rzecz - od namiotu począwszy, na dobrych butach skończywszy.
- Masz zamiar pobyć w miecie dłużej? - spytał od niechcenia.
- A mogłem pracować w sklepie myśliwskim - mruknął sam do siebie.
WILDEX nie należał ani do sklepów małych, ani do kiepsko wyposażonych. Był i sklepem, i hurtownią zarazem. Miłośnik sportu mógł tu znaleźć niemal wszystko, na dodatek wszystko z bardzo wysokiej półki, zaś Artur nie bardzo wierzył w to, że właściciel WILDEX-u zjawi się z pretensjami.
W solidnym plecaku znalazło się miejsce na kilka rzeczy - śpiwór, mata, jednoosobowy namiot, śpiwór, parę kompletów bielizny termicznej i skarpet, garść drobiazgów przydatnych do łowienia ryb, pudło z napisem Hoyt, drugie buty (tu Artur nie wzgardził Pumą), komplet menażek z uchwytem, niezbędnik, spodnie i sportowa bluza, tudzież parę innych drobiazgów, w tym kompas, korbkowa latarka, w miarę aktualna mapa Polski i równie aktualny plan Poznania.
A potem trzeba było jeszcze dopasować bagażnik do roweru górskiego, napełnić bidon wodą i można było ruszać w drogę.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 26-02-2014 o 19:17.
|