Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2014, 17:45   #6
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Łyk dawno odgazowanego już szampana mile drażnił gardło. Uwielbiał sylwestry. Tłumy ludzi wychodzące na ulicę, pijani, z butelkami szampana w rękach. Tacy inni niż codzień. Gdzieś znikało zabieganie, stresy i agresja. Łatwo wtedy pożyczyć butelczynę czy też czasami coś więcej.

Przewrócił się na drugi bok na kocu rozłożonym na dwóch rurach ciepłowniczych. Taaak. To jest życie. Ciepło, przytulnie, nikt cię nie pogania. Nie myślał o tym co będzie. Już dawno przestał się martwić planami na przyszłość. Planowaniem, strategią, kalkulacjami zysków i strat, prawdopodobieństwem niepowodzenia. Shit! Zostawił całe to gówno za sobą. Teraz żył z dnia na dzień. Żaden pierdolony menedżer z przerostem ambicji nie mógł mu teraz zarzucić, że ma opóźnienie w planingu, że nie wyrobił marży, że strategiczny klient, że to, że tamto... Miał na wszystko wyjebane. Sam był sobie sterem i okrętem. A jego okręt w tej chwili dryfował pchany przypadkowymi podmuchami wiatru nie zmierzając do żadnego konkretnego portu.

***

Kontemplując upstrzone ściany kanału, które w jego umyśle układały się w fantazyjne wzorki zastanawiał się właśnie nad planami na najbliższe godziny. Kończyły się skromne zapasy żarcia i trzeba było w końcu ruszyć dupsko i upolować coś nowego. Jadłodajnia Brata Alberta na Ściegiennego była jedną z opcji. Drugą, ciekawszą acz bardziej niebezpieczną było Tesco, na przykład na Serbskiej, gdzie pod koniec dnia wyrzucali przeterminowaną żywność. Tyle, że od pewnego czasu zaczęło komuś przeszkadzać, że sobie ktoś zagospodaruje odpady.

Rozmyślania przerwały mu piski dochodzące z głębi kanału. Szczury. Usiadł. Gryzonie z reguły zostawiały go w spokoju. Nie wchodzili sobie w drogę. Te najwidoczniej nic nie robiły sobie z jego obecności. Mało tego, pędziły w jego stronę w większej liczbie. Pierwszy szczór wypadł z ciemności i rzucił się na niego. Wisławski zaklął głośno. Strząsnął go z siebie i kopnął z całej siły aż z mokrym plaśnięciem odbił się od betonowego kręgu i znieruchomiał. Wrzucił ostatnią konserwę do znoszonego plecaka, spojrzał tęsknie na stertę kolorowych gazet i ruszył w stronę wylotu z tunelu.

Na zewnątrz zastała go noc. Lecz była to noc jakiej nie pamiętał. Wszedzie wokół płonęły pożary. Pod butami chrzęściło szkło z rozbitych szyb. Drogi blokowały poprzewracane pojazdy, chodniki zaścielały trupy ludzi porozrzucane w nieładzie, tam gdzie dopadła ich, miał tego pewność, katastrofa. Błąkał się bez celu obserwując chaos, który zastał na powierzchni aż światło poranka oświetliło witrynę sklepu z odzieżą sportową WILDEX. Sklep był otwarty. Za kierownicą samochodu zaparkowanego w drzwiach frontowych siedział zwisając na kierownicy trup. Lewa część jego twarzy świeciła bielą kości, jakby ktoś zdarł z niego skórę. Szereg białych zębów szczerzył się do niego z bezwargiej czaszki.

Minął wrak i wszedł do środka. Dziwnie się czuł w półmroku nieoświetlonego sklepu między rzędami pełnych towaru półek. Żadnej ochrony wyrzucającej go ze sklepu, żadnych kosych spojrzeń sprzedawców. Tylko on i... Spojrzał na swoje stare, wysłużone trampki, wzruszył ramionami i przeszedł do działu z obuwiem. Pumy. Cena 1299zł. Wyszukał pudełko z rozmiarem 42. Leżały jakby się z nimi urodził.

Przechodząc obok drzwi z napisem "Tylko dla obsługi" usłyszał hałas. Zaintrygowany uchylił je. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna patrzył się na niego. W jego oczach zdaje się zauważał strach. Z piękną buźką dzieciaka kontrastował kij bejsbolowy trzymany w ręce.

Tomasz chrząknął przerywając niezręczną ciszę.

- Masz fajki? - spytał.

Wywód gościa na temat szkodliwości palenia nie zrobił na niego wrażenia. Jakie to miało znaczenie w obliczu tego co działo się wokół?

Przez stłuczoną witrynę sklepową spojrzał w kierunku wskazanym przez Buźkę. Buda kiosku stała tuż obok sklepu z wybitymi szybami. Papierosy, które kiedyś palił namiętnie, teraz były luksusem.

- Masz zamiar pobyć w mieście dłużej?

- Nie miałem w planach nic konkretnego - wzruszył ramionami patrząc na pakującego się mężczyznę. - Wybierasz się na jakiś biwak?

W końcu podrapał szczecinę zarastającą brodę i poszedł w kierunku wspomnianego wcześniej kiosku.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline