Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2014, 10:07   #7
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Bestie nie czają się za oknem, ale w nas samych.
Potrzebują jedynie zapachu ofiary żeby wyjść na światło dzienne.



Teraźniejszość

Była zmęczona, potwornie zmęczona. Choć wyszkolenie służb specjalnych pozwoliło jej przetrwać, Irmina czuła jak mięśnie ramion palą żywym ogniem. Niosła córkę przez cały dzień bez wytchnienia właściwie. Musiały oddalić się od Nowego Miasta, gdzie podpadła bossowi najemników. Musiały… przetrwać.

Kobieta o ciemnych włosach i bladej, porcelanowej skórze resztkami sił wydobyła córkę z prowizorycznego nosidełka jakie dla mniej zrobiła. O dziwo, Nadia czuła się całkiem dobrze. Nawet nie kaszlała. Tylko zapadnięta twarzyczka przypominała o astmie, na którą cierpi oraz o lekach, których nie miały zbyt wiele.

- Zjemy coś teraz? – zapytała dziewczynka, ciekawie rozglądając się po mieszkaniu, które Irmina upatrzyła im na tegoroczną kryjówkę. – Tu jest trochę strasznie…

- Ale bezpiecznie – odparła Irmina.

„Chyba” – dodała w myślach. Z tego co była zorientowana w podziale władz po wybuchu, ten teren wciąż pozostawał niczyi.

Kobieta wybrała to miejsce na kryjówkę, ponieważ kuchnia okazała się przetrwać w niezłym stanie. Po kilku zabiegach udało jej się nawet podłączyć do palnika butlę gazową, która jakimś cudem ocalała. W znalezionym garnku właśnie gotowała wodę, by przygotować na kolację znalezione resztki makaronu i jakichś kasz. Usiadła na ziemi, plecami opierając się o ścianę zewnętrzną mieszkania. Miała tylko poczekać aż w garnku zabulgocze, gdy powieki same się zamknęły.


Sen

„Gdzie? Musi tu być... Wyłaź. Gdzie? Tam!”

Kobieta odruchowo wycelowała i bez chwili wahania pociągnęła za spust M-4. Obsługę tej zabawki miała w małym palcu, nie mogła spudłować. Coś zaszumiało wśród liści i spadło ciężko na ziemię. Miała go! Ustrzeliła czwartego snajpera.


„A więc wszyscy! Teraz już tylko prosta droga do bazy i... kurwa!”

Coś błysnęło w zasięgu jej wzroku. Odczuwając narastającą bezradność wystrzeliła przed siebie kilka naboi. Cóż to jednak mogło dać, skoro przeciwnik znajdował się za jej plecami? Aluminiowa nitka błyskawicznie zacisnęła się na jej szyi, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.

„ Kurwa... był jeszcze jeden...” – przemknęło przez jej głowę, zanim świat zalały czarne plamy. Potem poczuła jeszcze bolesne uderzenie. Widać musiała zostać zepchnięta z gałęzi.

A więc napastnikiem był Ergo. Ten facet nigdy nie zmarnowałby okazji do obicia jej i pokazania kto jest asem wśród komandosów. Nienawidził kobiet, albo raczej nienawidził jej, przylepiając etykietkę: „dostała się, bo ma plecy”. Gdyby wiedział jak bardzo ją te plecy bolały... Że też akurat musiała dać mu okazję. Szlag, szlag, szlag! Wszystko przez to, że poczuła się zbyt pewnie, oczekując czterech snajperów.

- Sierżancie, potrzebujecie sanitariusza? – usłyszała gdzieś nad sobą zimny, męski glos, którego brzmienie wywołało na jej karku zimny dreszcz.

Próbowała podnieść się chociaż na czworaka, lecz wciąż kręciło jej się w głowie.

- Nie. Dam sobie radę...
- No to wstawajcie! – pomimo pancerza poczuła na żebrach bolesny kopniak, który przewrócił ja na plecy. – Ile chcesz się wylegiwać? Za pięć minut jesteście na odprawie, sierżancie.
- Ta... tak jest panie pułkowniku!

Próbując zogniskować wzrok powiodła spojrzeniem za oddalającą się postacią w mundurze. Z całych sił walczyła z ogarniającą ją sennością, mimo to czując, jak jej powieki ciążą coraz bardziej i bardziej.

- Nie odchodź znów... tato. – poprosiła w myślach mężczyznę, który przed chwilą obdarzył ją bolesnym ciosem. To jednak serce bolało bardziej niż żebra...



Teraźniejszość

Poderwała się gwałtownie. Ile spała? Co się stało? Odruchowo sięgnęła po Glocka 19, którego zawsze miała pod ręką. Zawsze od momentu, gdy świat się skończył.

Nadia!

Córki nie było w pobliżu. Jeśli ci skurwysyni cos jej zrobili… Dreszcz przebiegł po plecach kobiety. Chciała zawołać, ale świadomość ewentualnego zagrożenia kazała jej zachować cisze jak najdłużej to możliwe.

Musiała wpierw sprawdzić budynek. Przekradając się w coraz gęstszej ciemności, szła w głąb korytarza, prowadzącego do na wpół zdezolowanych schodów. Choć serce wyło z rozpaczy, wyuczone ciało było opanowane. Nawet oddech pozostał miarowy.

Wtem dostrzegła znajomy kapturek z Hello Kitty. Nadia stała koło wind (czy raczej tego, co pozostało z zawalonych szybów) i przypatrywała się czemuś. Instynkt matki zwyciężył wieloletnie szkolenie. Irmina podbiegła do córki co sił w płucach i objęła ją radośnie, pamiętając tylko o tym, by nie zrobić krzywdy kruchemu ciału czterolatki.

- Nie powinnaś odchodzić sama… - wyszeptała.

Nadia w odpowiedzi tylko wyciągnęła dłoń przed siebie i wskazała przyczajonego mężczyznę.

- Mamo, czy ten pan też jest chory?

Kobieta zmarszczyła brwi i wycelowała w głowę przybysza.

- Czego chcesz? – warknęła, wolną ręką ciągnąc za siebie córkę.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 28-02-2014 o 10:09.
Mira jest offline