Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2014, 12:55   #8
Reinhard
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Karol się spisał. Impreza była totalnie szalona. Jan powrócił mniej więcej do normalności gdzieś, na jakimś dworcu. Sahara w gębie i łupanie głowy nie zachęcały do aktywności, ale niejednokrotnie w takich warunkach musiał podejmować wysiłek znacznie większy, niż codzienny ośmiokilometrowy bieg. Był w obcym mieście i miał jeszcze trochę czasu przed wyjazdem z Polski. Mógł go spędzić klasycznie, wracając na imprezę, ale - pierwszy raz chyba od śmierci Jacquesa - nie miał na nią ochoty. A jeżeli nie zamierzał klinować, to niedługo nadejdzie zjazd. To zły pomysł, mieć go w miejscu publicznym.
Jan powiódł wzrokiem po reklamach, trafiając na zachwalające pokoje noclegowe ogłoszenia. Wywlókł się ze stacji, złapał taksówkę i kazał się tam zawieźć. Na miejscu zgarnął dużą butelkę wody mineralnej, zamknął się w pokoju i pogrążył w niespokojnym śnie.
Jak zwykle, to co najgorsze i najcudowniejsze. Dżungla. Ta, w której piekle umierający z pragnienia wartownik może podziwiać bajkowy cud. Oszronione zbiorniki chłodziwa rakiety w środku gotującego się buszu. Nie wiedzieć czego. iglica rakiety pojawiała się w większości snów Tarnowskiego. Uspokajała go pomimo, że chłodu nie lubił, a w wysokich temperaturach czuł się jak ryba w wodzie.
Miejsce snu zmieniło się. To była kobieta, jej wiek zmieniał się jak w kalejdoskopie. Raz byłą małą dziewczynką, raz staruszką. Twarz była rozmazana. W snach nigdy nie potrafił zobaczyć buzi swojej córki. Mówiła coś, mówiła coś bardzo ważnego, jakby dawała mu rady? Błagała? Żegnała się? Ostatnia myśl spowodowała gwałtowny niepokój, poczucie niebezpieczeństwa. Wyskoczył na jawę z resztką powietrza w płucach.
Było przyjemnie ciepło. Za ciepło, jak na zimę. Za ciepło.

Jan błąkał się po obcym mu mieście - a raczej jego pozostałościach - nie wierząc do końca w to, co widzi. Gdzieś tam, w ocalałym cudem zakątku jasnej świadomości i logicznego myślenia, wiedział, że jest w szoku. Ten rozmiar katastrofy przekraczał zdolność ludzkiego pojmowania. Z trudem rejestrował upływ czasu; spożywał płyny tylko dzięki treningowi; ściśnięty żołądek przyjmował jedynie symboliczne ilości pożywienia. W końcu chęć przetrwania zwyciężyła, doprowadzając psychikę do porządku.
Jan wiedział, że sam nie przetrwa. Amerykańskie filmy gloryfikowały supertwardych bohaterów działających bez niczyjej pomocy, ale była to fikcja większa niż wróżki i smoki. Potrzeba kilku par oczu, zdecydowanych umysłów i sprawnych ciał, by wypatrzyć i uniknąć niebezpieczeństwa. Jan zaczął ich szukać - i natknął się na nią. Dziewczynkę. Dziecko, którym trzeba się zająć. Zbyteczny ciężar.
Ale może gdzieś tam, w innym mieście, ktoś pomyśli tak samo o jego córce? I zostawi ją na pewną śmierć. Może...może jeśli Jan tego nie zrobi, jeżeli pomoże tej, to ktoś pomoże...co za bzdury! Tylko dlaczego tak mocno w nie wierzy?
Dziecko nie krzyczało, nie uciekało. Patrzyło z ciekawością. Jan uśmiechnął się, chciał coś powiedzieć - ale co się mówi w takich sytuacjach do dzieci? "Cześć , jest koniec świata, a przy okazji, chyba gotuje się woda, chętnie napiłbym się herbaty?". Co za kretynizm.
Kobieta wybiegła po dziewczynkę. Miał ją na widelcu, mówiło wyszkolenie, mógł ją zdjąć. Nie zrobił tego. To nie wróg.
Pytanie. Całkiem łagodne, biorąc pod uwagę sytuację. Matka ze słabymi nerwami mogłaby mu już posłać kulkę.
-Odpocząć - odpowiedział - Ale jeżeli czujesz się zagrożona, nie będę się narzucać.
 
Reinhard jest offline