Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2014, 10:43   #5
Prince_Iktorn
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację

Skrzeczenie ptaków nad dzielnicą portową Altdorfu witało nowych przybyszy odwiedzających stolicę. Przepływająca przez całe miasto rzeka, stanowiąca jedną z głównych arterii komunikacyjnych, wraz z nadejściem wiosennych roztopów powracała do życia. I choć jej nurtem nadal spływało dużo lodowych brył, to w powietrzu czuło się już zbliżającą się wiosnę. Małe rzeczne statki i barki co i rusz wpływały i wypływały, widać było także pojawiające się pierwsze tratwy flisaków, spławiających drewno do stolicy. Zapach smoły i ryb unoszący się nad brzegami rzeki, co jakiś czas był wywiewany przez podmuch chłodniejszego wiatru, tylko po to, by wraz z ptakami powrócić.

Wysoki, dość szczupły blondyn w znoszonym stroju zeskoczywszy na pomost portowy spojrzał na miasto. Altdorf, stolica Imperium wiele się nie zmienił od jego ostatniej wizyty. Gdzieniegdzie na dachach widać jeszcze było zbite grudy śniegu, mieniące się w późnym, popołudniowym słońcu różnymi odcieniami bieli i szarości. Wyślizgane deski pomostu nieuważnym mogły grozić szybką kąpielą, jednak on przeszedł pewnie. Po krótkim pożegnaniu z kapitanem barki kupieckiej, ruszył w głąb miasta. Tu spotkało go pierwsze miłe zaskoczenie, od jego ostatniej wizyty położono bruk na przyportowe uliczki, i chociaż jak zaraz się przekonał, kamienie też potrafią być śliskie, to przynajmniej przybysze nie musieli już brodzić w błocie.

Ludzie jednak się nie zmienili. Marynarze ładowali i rozładowywali statki, urzędnicy odmierzali towary a kupcy zajadle kłócili się z urzędnikami. Żebracy przesiadywali na schodach domów, karczm i magazynów, podobnie jak dziwki otulone w płaszcze dla ochrony przez zimnem, które jednak szybko rozchylały, gdy zachodziła potrzeba pokazania ,,towaru”. Mężczyzna z lekkim uśmiechem na ustach i żalem w oczach pokręcił przecząco głową gdy jedna z nich oderwała się spod ściany karczmy i ruszyła w jego stronę. Idąc dalej pewnie spojrzał na dwóch osiłków grających w kości na beczce, którzy dokładnie taksowali wzrokiem wszystkich przechodniów. Zawinięty w koce i derki i niesiony na plecach dwuręczny miecz może nie stanowił zagrożenia (trzeba by wszak dobyć go do walki), ale krótki miecz tileańskiej roboty przypasany na biodrach sprawiał wrażenie szybko wyskakującego z pochwy. Po krótkiej wymianie spojrzeń, dryblasy wróciły do swojej ,,gry” spoglądając na innych podróżnych.

Przybysz skierował się do znanej sobie karczmy, ,,Pod Walecznym Kozłem”
Gdy dotarł na miejsce, zbliżał się wieczór. Karczma zapraszała ciepłem i gwarem, a także zapachami z kuchni. Wnętrze było ciepłe, wygrzane zarówno przez klientów, jak i ciągle gotującą się strawę. Oględziny pomieszczenia pozwoliły mu szybko odnaleźć karczmarza, którego łysa, ozdobiona wielkimi wąsami i poorana bliznami twarz rozszerzyła się w uśmiechu na jego widok.

- Zygfryd! Chodź, chodź tutaj! – karczmarz machnął ręką w stronę przybysza. – Przy ogniu jest dobre miejsce. – dodał.
- Witaj Baryło. – blondyn uśmiechnął się do karczmarza, po czym gdy zauważył cień na twarzy wąsacza, spytał
Coś nie tak?
- Przypomniałem sobie ilu z naszych chłopaków z kompanii, tych którzy wiedzieli o Baryle, jeszcze żyje. Tutaj jestem tylko Gross…
- Żyją, nie żyją, ważne, że my żyjemy. Rozchmurz się. Przeżyliśmy obaj. Ty masz dom, karczmę a ostatnio mówiłeś coś o ustatkowaniu się, jak słyszałem?
- Ech tam, była taka jedna, ale strasznie płochliwa, co coś próbuję ruszyć to boję się że coś nie tak zrobię i… z czego się chichrasz Zigi?
– zakończył z groźba w głosie.
- Gross Baryła, najtwardszy sierżant spośród wszystkich Nulnijskich zaciężnych, a do baby boi się odezwać, eee to znaczy uważnie bada sytuację aby podjąć odpowiednie działania – dodał szybko podnosząc ręce w obronnym geście.
- A ty co, Zigi cwaniaczku? Dalej tej swojej szukasz? – odbił piłeczkę karczmarz, po czym przemówił po Tileańsku -<U Inkwizycji? Z nimi lepiej jak najmniej się stykać, przyjacielu. Zwłaszcza teraz. >
- <A owszem, szukam. I w końcu znajdę. Myślałem, że znalazłem przynajmniej tego dowódcę knechtów, ale okazało się że to nie on. Podróż na darmo. > - poważniejszym tonem odpowiedział Zygfryd. - A powiedz co nowego w mieście słychać? Coś nie tak z Oficjum? – przeszedł na Imperialny.

- Widzisz Zigi, sprawy mają się następująco.- Karczmarz przeszedł trochę dalej, za ławę, gdzie zaczął czyścić kieliszki. – Parę dni temu do miasta przyjechał syn Stirlandzkiego Elektora. Ze świtą, zbrojnymi, normalnie. No i dał swoim wolny dzień w stolicy, coby się chłopcy zabawili. A jak zaczęli się bawić, to w końcu trafili pod Barani Łeb, gdzie sporo zaciężnych z Oficjum przesiaduje. Na początku grali, pili i dobrze było, ale potem się pokłócili. Teraz to już zaraza wie o co poszło. O dziwki? Ktoś tam ponoć miał dociążane kości, dość, że zrobiła się burda. Problem w tym, że jakiś matoł wyciągnął broń. A wiesz jak to potem jest. Co tu dużo mówić, były trupy i ranni, po obu stronach. Młody Elektorczyk poleciał na skargę do Pałacu, a Inkwizycja też. Jak się obie grupy spotkały na stopniach przed komnatą audiencyjną, to ponoć ludzie myśleli że regularna bitwa będzie. Ale jakoś załadzili sprawę. Tylko że teraz Straż Miejska biega jak kot z pęcherzem i uważać trzeba, coby im w oczy nie leźć.
- Stirlandczyki i Oficyjelni zaciężni, mówisz? A co z… -
Zygfryd urwał,
widząc że wzrok karczmarza kieruje się gdzie indziej, ponad jego ramieniem.

Usłyszał trzask łamanego krzesła. Gross przerwał rozmazywanie brudu na kielichu, omiótł wzrokiem wnętrze pomieszczenia, zawieszając go na czwórce młokosów rozpoczynających awanturę. Pokręcił z niesmakiem głową, po czym przeniósł spojrzenie na postać siedzącą z drugiej strony baru.

- Vlad?
- Hmmppff?!
- Nadeszła okazja żebyś uregulował poprzedni miesiąc. Wczoraj przyszła nowa dostawa wina, nie chcę tego stracić...
- Się wie, szefie, ale jedno jest moje!
- Krzyknęła postać, poderwawszy się z zydelka. Wyglądało to jak nagłe otrzeźwienie, Zygfryd ujrzał jak ruchy człowieka, którego uznał za pijaczka, nagle stały się szybkie i pewne gdy ten ruszył naprzeciw awanturnikom.
- Proszę, proszę, dorobiłeś się ochroniarza, Baryło?
- Niezupełnie, mój drogi, ale coś w ten deseń.
– Odparł ze szczerym uśmiechem karczmarz.

W chwili gdy nieznajomy nazywany Vladem z wielką wprawą robił porządek z grupą opryszków, Zigi poczuł chwyt na swoim ręku.
- A co wy tu gadacie, co? – Słowa dobywały się z ust razem z odorem mocnej przepalanki – Że niby co, Stirlandczyki ma..ma..matoły są? – Lekko chwiejący się na nogach, mocno zbudowany mężczyzna trzymał Siegfrieda za ramię, drugi stał obok, patrząc nieprzyjaźnie.
- Znaku elektorskiego nie nosisz, siadaj i napij się jeszcze, albo Vlad i was uspokoi… - karczmarz próbował wstać, ale towarzysz pijanego pchnął go z powrotem na ławę.
-<A już myślałem, że to będzie w miarę spokojny wieczór>- odezwał się karczmarz po Tileańsku. -<Tylko proszę cię, żadnych trupów, bo mnie straż do wieży wsadzi..>
- A co ty tam śpiewasz? Hę? Do ciebie mówię, tłuściochu!
- A prosi, bym wam życie darował.
– Zygfryd uśmiechnął się szeroko do zaskoczonego łobuza, zaciskając rękę wokół baraniego udźca.
Oprych wzmocnił chwyt, ale natychmiast go rozluźnił, gdy barania kość trafiła go dokładnie w czoło, posyłając na podłogę. Karczmarz odchylił się do tyłu, krzycząc do dziewek – Na zaplecze! Już!
W międzyczasie, Zigi poderwał się na nogi, stając twarzą w twarz z drugim opryszkiem. Pierwszy cios tamtego tylko śmignął mu koło ucha, a drugiego nie miał okazji zadać, gdyż cios pięścią jaki zainkasował, odesłał go prosto w ciżbę pozostałych gości.
Widać było jak na dłoni, że bójka zaczyna żyć własnym życiem, widocznie niektórzy mieli jakieś urazy także między sobą. Karczma zamieniła się w wir pięści, kopniaków i latających kufli. Zygfryd torował sobie drogę w tłumie przy pomocy wielkiej ławy, którą wywijał, obalając po kilku ludzi na raz. Gdy w końcu cofnął się, aby oprzeć się na stole i nabrać oddechu, zobaczył, jak jeden z nowych gości, nie zwracając uwagi na rozróbę spokojnie zamówił piwo u karczmarza, a ten zabijaka nazwany Vladem witał się innym jakby byli braćmi, co to właśnie się odnaleźli.
- Posłałem chłopaka, co by Straży wyglądał – odezwał się karczmarz - Mam nadzieję że zanim przylezą, tutaj się uspokoi…
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 05-03-2014 o 09:27.
Prince_Iktorn jest offline