Plan zrodził się błyskawicznie. Fabien zsiadł z wierzchowca i ruszył bez wahania, wprost w obozowisko mijając mocujących się z namiotem prostaczków. Szedł na pewniaka i pewnie temu zawdzięczał fakt, że nie zatrzymał go nikt z licznej czeladzi. Podszedł do grajka od tyłu, obrzucając pewnym spojrzeniem trzech rycerzy i dwóch panków, którzy miecz nosili wyłącznie od parady. Żaden z nich nawet nie zdążył się podnieść z obalonych w poprzek kłód, które służyły za siedziska. Fabien wiedział, że jest w trakcie roboty, więc i damom nie poświęcił zbyt wiele uwagi, choć były tego warte. Tu i teraz liczył się Duncan. - Serwus, Duncan! - przywitał grajka z uśmiechem - Dawnośmy się nie widzieli, druhu drogi. Chodź, przejdziemy się, wypijemy. Reszta naszych znajomych nie może się ciebie doczekać. Państwo ci wybaczą.
Panienki obdarzył uśmiechem, panów ukłonem, a Duncana - żelaznym uściskiem na ramieniu.
Markus, który śladem Fabiena podszedł z wierzchowcem niemal do samego ogniska, najdyskretniej jak mógł wyciągnął sznur i korzystając z tego, że cała uwaga siedzących przy ognisku skupiła się na Fabienie, skrył go za plecami, nim odezwał się sam - Chodź, chodź, brakowało nam twego talentu, minstrelu. - zachęcił Duncana.
Duncan wypuścił z dłoni lutnię, która z dramatycznym brzękiem upadła mu pod nogi. Nie był w stanie wyrwać się Fabienowi, bowiem ten dzierżył go w mocarnym uścisku. Jęknął jednak i wystękał wyraźnie walcząc z bólem ramienia – Puśćcie, puśćcie! Ramię mi złamiecie! Co wyście za jedni!
Siedzący przy ognisku rycerze zerwali się na równe nogi a całe zamieszanie nie uszło uwadze służby. Wnet ku ognisku ruszyli ludzie należący do rycerskiego orszaku wyraźnie spodziewając się kłopotów. Najstarszy spośród rycerzy, siwowłosy już wąsacz w żółtej jace z krwawym jeleniem na piersi położył nader wymownie prawicę na głowni miecza i warknął przez zaciśnięte zęby wyraźnie czerwieniejąc na twarzy – Precz! Precz z mego obozu!
Być może wszystko dało by się jeszcze wytłumaczyć, wyjaśnić całe zamieszanie. Być może... gdyby nie Grisza...
Kmiot zlazł z wierzchowca uprzednio pociągnąwszy solidnie z gąsiorka, po czym odwiązawszy swój ciężki łańcuch z pasa i ryknął na całe gardło - Duncan, dobryj moj drug! Pudiesz ty zaraz z nami, nu pagadi. Mer cie hociet...
Teraz już zbrojni ludzie z rycerskiego orszaku wprost obnażyli miecze. Najmłodszy z rycerzy, czarnowłosy smyk ledwie może z wysypanym wąsem na twarzy w biało błękitnym wamsie w pasy z czarnym gryfem na piersi, dobywszy miecza ruszył wprost na Fabiena dzierżącego Duncana. - Zginiecie za swą bezczelność chamy! Precz, puść go! Rozkazuję ci!
Cóż, mutację miał jeszcze przed sobą. Bądź był w jej trakcie. Bo zaskrzeczał okrutnie. Nikogo jednak swoim występem nie rozbawił...
.
[Graczy proszę o wykonanie 3 rzutów d20 i umieszczenie wyników pod postem]
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |