Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2014, 20:09   #3
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Rozdział 1: Podróż do wnętrza ziemi


"Tu zawsze było piekło, od dnia mych narodzin"


Sprawnie przechodziła od jednej pozycji do drugiej, płynne sekwencji ciosów, bloków i kopnięć. Pełna harmonia ciała i umysłu. Przynajmniej starała się taką osiągnąć, uspokoić, oczyścić za pomocą znanych sekwencji. Bezskutecznie. Nie mogła. Wiedziała, że niedługo wszystko się rozstrzygnie. Zatrzymała się w pozycji obronnej i przeniosła wzrok na leżący na stole pistolet. Musiała to zrobić. Według zegaru na ścianie miała jeszcze dwie godziny. Ciągle targana niepewnością i nienawiścią obwiązała się ręcznikiem i ruszyła pod prysznic.

***

Trening mężczyzny był znacznie bardziej niespokojny niż kobiety. Worek treningowy podwieszony w opuszczonym magazynie co raz latał od silnych uderzeń. Prosty, sierp, łokieć, kolano, zejście. Unikanie schematów. Kopnięcie piszczelem, łokieć na wysokości twarzy, kolano. Seria za serią. Silne uderzenia napędzane jeszcze nienawiścią do całego świata.

***

Mosad poprawił zapięcie kamizelki. Pistolet wylądował w nylonowej kaburze a karabin przerzucił przez ramię. Miał złe przeczucie, a przeczuciom ufał, nie raz ratowały mu życie. Nie podobało mu się, że doktorek zabierał ze sobą jakiegoś najemnika, nie sprawdzonego. Nie podobało mu się też spojrzenie najemniczki. Tej Jane. Ale wydawała się skuteczna a to było najważniejsze. Tego się nauczył w Trzecim. Bardziej mu jeszcze się nie podobało, że nie pamiętał skąd ją znał. A znał na pewno. Westchnął i pokręcił głową. Wyjrzał przez okno, samochód już czekał.

***

Zimny zwlekł się z łóżka. Łeb go napierdalał po tanim bimbrze. Spojrzał na leżącą obok kobietę. Na trzeźwo wyglądała paskudnie. Zaklął i zaczął się ubierać. Żołdak, który go wynajął nie wyglądał na kogoś kto lubi czekać. Byle tylko trep się nie przypierdolił, że pił. To była tradycja. Zawsze przed polowaniem się spijał i bzykał. Mógł nie dożyć drugiego dnia.

***

Doktor Myers prawie w nocy nie spał. Nie mógł z podekstycetowania. Miał wziąć udział w pierwszej wyprawie badawczej. Sprawdzić swoje teorie i obliczenia. Pobrać próbki z szczelin a może nawet zdobyć materiały do sekcji! Tylko dowódca go przerażał. Porucznik Hudson. A jeszcze bardziej dwóch najemników, których najął. Nawet kobieta była jakaś… dziwna. Zupełnie inna niż te do których Robert był przyzwyczajony. Spięta. W jej oczach było dużo nienawiści. Na szczęście Lincoln załatwił mu obstawę, jakiegoś zaufanego człowieka. Pewnie już na niego czekał.

***


Doktorek, którego miał obstawiać ciągle nawijał jak najęty. O wyprawie, swoich badaniach, teoriach, skażeniu i mutantach. Nie przeszkadzał mu brak odpowiedzi a Drake nie był w nastroju do gadki. Martwił się czym innym. Przyłączenie się do wyprawy dawało możliwość usunięcia Mosada ale było ryzykowne. Gdy tamten się skapnie kim jest Logan nie będzie się też wahał. Zdjęcie go przy wszystkich mogło być problematyczne, szczególnie, że nie udało się Hegemończykowi niczego dowiedzieć o składzie ekipy.

W końcu dotarli na miejsce. Ruiny. W pobliżu tunelu Lincolna do którego mieli zejść. Spomiędzy kikutów wyłoniły się kontury. Najpierw samochodu, MRAPa z zainstalowanym na wierzyczce świniakiem. Przy nim stały cztery postacie.


Mosada czy też obecnie porucznika Erika Hudsona poznałby nawet w piekle. Skurwiel pochodził z Vegas i nie licząc blondaska był najwyższy szarżą wśród tych, którzy torturowali Drake’a. Twardy i bezlitosny. Nie okrutny a właśnie bezlitosny. Z opowieści Logan wiedział, że dobrze strzelał.


Obok niego, również w kamizelce kuloodpornej stał latynos z wytatułowaną szyją. Wysoki, barczysty o spojrzeniu zawodowego mordercy. Przy pasie miał pokaźny rewolwer a w ręku krótką strzelbę. Logan już po krótkiej obserwacji tamtego stwierdził, że musi być dobry w zwarciu. Było to widać po ruchach.


Trzeci mężczyzna również nie wygrałby konkursu na najprzyjemniejszą osobą. Zmarszczone brwi, nieprzychylne spojrzenie i szlug w gębie. Ubrany w znoszoną skórę z paskudnym kałachem w łapie łypał spod byka na doktorka i Logana.


Czwartą osobą była kobieta. Stanowczo najlżejsza i najdrobniejsza ze wszystkich. Do tego była młoda, niedawno musiała przekroczyć dwudziestkę. Stanowczo faceci się za nią oglądali i to nie bez powodu. Jej figurze nie można było zarzucić niczego. Tylko spojrzenie… Twarde, zacięte. Paskudne. Logan chyba skądś ją kojarzył. Gdzieś ją widział. Albo kogoś podobnego.

Ciszę przerwał doktorek.
- Witam, witam panów. Przepraszam, że kazaliśmy czekać ale kontrola nas spowolniła.
Mosad dłuższą chwilę przypatrywał się Loganowi.
- Rozumiem. To pana ochroniarz?
- Tak. Przy szczelinach często kręcą się mutki a Mike czasem współpracuje z uniwerkiem przy wyprawach.
Mosad skinął głową.
- To jest reszta ekipy. Zimny - wskazał na palacza. - jest zabójcą mutantów. Jego zadanie to przeprowadzić nas bezpiecznie. Jan i Ric zapewnią nam bezpieczeństwo i główną siłę ognia. Komenda jest przy mnie i wymagam bezwzględnego posłuszeństwa w wykonywaniu rozkazów. Saperzy utorują nam drogę do głębszych poziomów. Górą będzie się poruszała kompania piechoty, mają oczyścić tunel. Naszym celem jest zbadanie przyczyn powstawania szczelin. Główne zagrożenia to anomalie i mutanty. Szczególnie tzw. Szpony. Mają cybernetyczne protezy różnej długości ostrza. Wszystko jasne? Jak tak to w wozie macie kombinezony. Zakładajcie i ruszamy.

W MRAPie faktycznie leżały kombinezony ochronne, dość starego typu. Grutn jednak, że chroniły. A co ważniejsze zasłaniały całą sylwetkę.


Logan parokrotnie miał już taki płaszcz na sobie. Ric i Erick również założyli swoje sprawnie, jak wojskowi. Doktorek i Zimny chyba też już pracowali w takiej ochronie najdłużej męczyła się Jane. Maski po wyregulowaniu zdjęliście, na razie nie było trzeba ich zakładać. Łowca i najemniczka po raz ostatni zapalili, Mosad nadał coś przez radiostacje i po chwili gdzieś niedaleko doszło do wybuchu. Doktorek wyraźnie drgnął jednak reszta nic sobie z tego nie zrobiła. Dowódca skinął im głową.
- Przejście zrobione. Sprawdzić broń.
Po szybkim przygotowaniu klamek i wyregulowaniu pasków podtrzymujących kabury na płaszczach ochronnych ruszyliście. Tunel Lincolna był odgruzowany tylko w części. Wejście było oświetlone przez potężny szperacz z wozu bojoweo piechoty. Kordon utworzony przez wojskowych przepuścił ich bez pytania. Jeden z żołnierzy, sądząc po pagonach sierżant zamienił z Hudsonem parę cichych słów a potem mu zasalutował. Asfalt był w znacznej części pokryty gruzem i złomem, wraki aut usunięto jednak już lata temu. Oświetlenie, nawet awaryjne nie działało. Doktorek obserwował czytnik jakiegoś urządzenia przypominającego licznik Geigera.
- Do szczeliny mamy jakieś dwa kilometry.
Oficer skinął głową.
- Zejdziemy już tutaj. Podczas pierwszej ekspedycji nasi chłopcy zasypali wejście ale saperzy je odgruzowali. Pierwszy idzie Zimny z Rickiem, potem ja z doktorem a na końcu Jane z Michaelem. Zakładać maski.
Logan z ulgą skrył twarz nie tylko za kominiarką ale i maską. Wkroczyli w jaskinie.

***

Tunel wił się, był ciasny i ewidentnie nie naturalnego pochodzenia. Tylko drobna Jane mogła poruszać się bez problemów, barczyści i objuczeni bronią mężczyźni mieli czasem duże problemy. Nawet chudy doktorek co raz zahaczał gdzieś plecakiem wyładowanym sprzętem. Nikłe światło latarek i zaparowane szkła masek nie pomagały. Materiał kapturów tłumił dźwięki. Szli dłuższy czas, sześć sylwetek, których kontury były załamane przez stroje ochronne. Ile minęło od kiedy zapuścili się w korytarz? Godzina? Dwie? Drake nie potrafił ocenić. W końcu tunel rozszerzył się i przeszedł w rozwidlenie. Można by powiedzieć, że w kształcie krzyża. Jeżeli krzyż byłby rysowany przez kogoś pijanego. Zimny kazał się wszystkim zatrzymać i chwilę przypatrywał się wszystkim odnogom.
- Poczekajcie tutaj. Sprawdzę tamten. Chyba widzę jakieś światło.
Nim odszedł z kieszeni wyjął marker i zaznaczył tunel z którego przyszli. Po chwili już go nie było, ucichło nawet echo kroków.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline