Hans syknął przeciągliwie z bólu kiedy kolejny szczyp wraz z odłamkami ranił jego ciało. Czy to bogowi z nim byli, że świadomości nie stracił od bólu, czy buzująca to adrenalina w jego żyłach to była ciężko było powiedzieć.
Pomny na nieciekawą ziejącą grozą scenę teatru życia na której występowali przed bogami zdecydował się mimo ran i zmęczenia raz jeszcze spróbować dosięgnąć ich przeciwnika któy widocznie nie tylko sztukę łowiecką, ale i podłą czarnoksięską opanował. Patrząc po rozjuszonych wężach które teraz szykowały się na brata Cuthberta mógł przysiąc że widział nienaturalny odblask w ich ślepiach. - Pani Rhyo... - Ze szeptanym słowem i modlitwą błagalną w duchu "..proszę prowadź.. mą rękę.. i oko" pochwycił łuk i dwie strzały by powstać na chwiejących się na nogach i raz jeszcze spróbować oddać ten zapewne ostatni strzał do odległego celu który jak dotąd wyszedł z całego spotkania bez szwanku na własnej skórze. Nadzieje miał jedną, że gdy ugodzony grotem pogorzelec zostanie to zaklęte piekielną mocą węże wyrwą się spod władzy czarnoksiężnika i odpuszczą szykowanie się na wielebnego. |