Wściekłość napędzała Leudena, który z nieustępliwością parowego czołgu brnął przez gęste bagno wpatrzony w swój cel. Nawet strzała posłana w jego kierunku nie powstrzymała go w jego zapamiętałym wyścigu. Nędzna była to próba. W takim momencie równie dobrze mogłyby lecieć na niego głazy, a on nie zwalniałby kroku. Sigmar jeden wiedział jak zły był teraz Gunther.
Prowizoryczna tarcza ze spróchniałego drewna wypełniła swoje zadanie, więc poleciała na bok, by nie przeszkadzać w biegu. Jeszcze kilka metrów i wielkolud dopadł spaleńca, którego złośliwy uśmieszek momentalnie zbladł ustępując miejsca strachowi. Wykidajło nie myślał, nie planował, po prostu rzucił się na myśliwego całym swym ciężarem. Dwaj mężczyźni runęli na ziemię, a pięści poszły w ruch. Gustaw próbował się bronić - gryzł, wierzgał kopał, ale jego nieudolne próby nie mogły długo powstrzymywać górującego nad nim wykidajły. Mocarne ciosy spadały na przeciwnika. Każde trafienie było niczym młot kowalski uderzający w rozgrzaną stal. Leuden dawał upust nagromadzonej furii, kolejnymi sierpowym przerabiając gębę pogorzelca na mielony kotlet. Oto dokonywała się sprawiedliwość, w skrzywionym, Guntherowym pojęciu.
W końcu huragan pięści ucichł, a wykidajło ciężko dysząc osunął się na kolana. Agresja uchodziła z mięśniaka powoli, niczym para z półotwartego garnka. Gustaw leżał na ziemi z potłuczoną facjatą. W zasadzie się nie ruszał, krztusząc się krwią i ledwo co łapiąc powietrze przez połamany nos. Jeżeli twarz pogorzelca wyglądała wcześniej paskudnie, to teraz bliżej jej było do przypalonego odpadu z zakładu rzeźnickiego niż do ludzkiego oblicza. Gunther spojrzał przelotnie na siekierę, która upadła nieco dalej razem z torbą. Najchętniej dokończyłby dzieła tu i teraz, ale przebłysk rozsądku podpowiadał, żeby przedtem zadać uciekinierowi jakieś pytania.
Osiłek dźwignął się na nogi i spojrzał na ofiarę z góry.
- Pewnie myślisz, że zapytam Cię teraz co się stało z porwanymi dzieciakami, ale szczerze mówiąc w dupie mam co masz do powiedzenia. - Mężczyzna wykrzywił gębę w okrutnym uśmiechu. - Nigdzie nie odchodź. Jeszcze z tobą nie skończyłem. -
Gunther odszedł kilka kroków, po czym wrócił niosąc swoje ogromne toporzysko. Przyjrzał się, którą dłoń Gustaw używał do strzelania z łuku i tę umieścił nadgarstkiem na przewalonej kłodzie. Przytrzymał buciorem myśliwego, by ten mu nie uciekł.
- Kto podniesie rękę na strażnika. - zimne oczy błysnęły złowrogo - Temu ręka zostanie odrąbana. -
Ostrze świsnęło w ciemności. |