Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2014, 17:16   #12
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Leon, nieobecny przez moment, wgapiony w Monique i Tess, postąpił nagle kilka kroków w tył, uderzając tyłkiem w stojące po drugiej stronie kapsuły. Mamrotał do siebie, zanim nie odwrócił się do przechodzącego właśnie Esko, podnosząc głos.
- Idę z tobą! - jego akcent, wszystkim obeznanym z lingwistyką, przypominał raczej słowiański, typowy wyniesiony ze szkoły, nie używany ciągle na międzynarodowym forum.
Twarz blondynki zastąpiona czarnowłosą Niną ponownie wywołała lekki niepokój na twarzy Murzynki, szybko zniwelowany przez delikatny dotyk i słaby uśmiech Szwajcarki. Pomogła jej podnieść się, a potem ostrożnie zejść na ziemię. Francuzka miała trochę poniżej stu siedemdziesięciu centymetrów wzrostu i ładne, szczupłe ciało o wyraźnych czarnoskórych cechach - od pełnych ust do szerokich bioder.
- Qu'est-il arrivé? - spytała drżącym głosem, niepewnie wpatrując się w jedynego pozostałego jeszcze w tym pomieszczeniu mężczyzną, drgając wyraźnie na każde uderzenie drzwi w blokującą przejście szafkę. Inler widziała w tym wyraźne skutki ciągle trwającego szoku.

Matthias przyjrzał się urządzeniu znajdującemu się na nadgarstku. Zanim ich zamrozili, coś podobnego już powoli pojawiało się na rynku, nazywano to Smartwatchami, połączeniem smarfona i zegarka. Tylko to tutaj nie wydawało się mieć funkcji dzwonienia i słuchania muzyki. Wymacał mały guzik i wcisnął go. Na ekraniku pojawiły się słabo widoczne cyfry i litery. Chwilę później mężczyzna wiedział już, że ma podwyższone ciśnienie i puls, jego krew nie jest skażona, a temperatura ciała lekko za niska. I kilku innych rzeczy, których nie zrozumiał. Nie było tu nawet najzwyczajniejszej funkcji zegarka, to urządzenie miało badać ich stan podczas hibernacji. Nie dało się także tego tak łatwo odpiąć. Owszem, pasek się rozpinał i zwisał zgodnie z prawami grawitacji, lecz ekranik ciągle trzymał się nadgarstka, wszczepiony czymś na kształt małych igiełek prosto do ciała i krwiobiegu. Wyrwanie na siłę mogło spowodować nieprzyjemne krwawienie.
Tymczasem pozostali dobierali się już do metalowych szafek niewielkiej szatni.


Na ich szczęście, solidność wykonania i skomplikowanie zamków broniących dostępu do zawartości nie były wielkie. Zwykła blacha i najprostsze z możliwych zamknięcie, bardziej przed przypadkowym lub błyskawicznym otworzeniem przez kogoś nieuprawnionego, niż faktycznie przeciwko prawdziwej kradzieży. Mimo tego do każdej musieli podchodzić osobno. Z prymitywnymi narzędziami w postaci wieszaka oraz gaśnicy. Tess grzebała kawałkiem metalu, próbując mimo zimna powstrzymać drżenie dłoni. Esko rozgrzewał się, przewracając szafki, bo tak było prościej i lepiej, a następnie tłukąc innym, ciężkim kawałem metalu aż drzwiczki zapadały się do środka.
Trwało to chwilę, ostatecznie poddawała się jednakże każda, jedna po drugiej.
Odpowiedni kąt patrzenia na sprawę ze wszystkiego potrafił zrobić prawdziwy skarb.

W tym przypadku okazały się nim ubrania. Niestety, w większości szafek żadne solidne, ciepłe i dające nadzieję na przetrwanie nawet zimy. Ubrania należały do rodzaju "lekarskich", utrzymanych w kolorach bieli i jasnego błękitu, chociaż tutaj w tym czerwonym świetle trudno to było rozpoznać i łatwiej podzielić na jaśniejsze i ciemniejsze. Wliczało się w to koszule i koszulki, z cienkiego materiału, o długich lub krótkich rękawach. Spodnie, podobnie niezbyt ciepłe. Czepki na głowę, zerowy substytut czapki. I trampki, lekkie buty na białej, miękkiej podeszwie, przeznaczonych do chodzenia po ciepłych wnętrzach. Tego wszystkiego mieli dziesięć pełnych kompletów i dwa niepełne, w których brakowało głównie spodni i butów. Wszystko to zawilgotniałe, nieprzyjemne w dotyku. Większość szafek nie zawierała wiele więcej. Zebrali łącznie kilka osobistych przedmiotów, w stylu naszyjnika z wisiorkiem czy zdjęć rodzinnych. Jakieś notatniki, trochę długopisów i ołówków, z których chyba tylko te drugie nadawały się do użycia. Dwie wciąż działające zapalniczki, jedną na gaz i jedną z resztką benzyny w środku, do tego paczkę papierosów.

Sytuację ratowały dwie szafki z inną zawartością. Znajdowały się tam bowiem dwa komplety jesienno-zimowych ubrań - tak jakby ci, którzy je nosili opuścili to miejsce nie dbając o przebranie się. Jeden z nich pasował na mężczyznę mierzącego około 180 centymetrów, drugi na kobietę niższą o jakieś 10-15 centymetrów. Spodnie, bluza czy w przypadku kobiety sweter. Do tego dwie pary całkiem solidnych butów. Były także dwie kurtki przeciwdeszczowe, w najlepszym stanie ze wszystkich ubrań, bo uszyte z materiałów odpornych na wilgoć. Bielizny oczywiście nie było, w żadnej z szafek.

Z przedmiotów, które mogły się im jeszcze przydać znaleźli szwajcarski scyzoryk, telefon komórkowy, niestety bez ładowarki i z wyczerpaną baterią, dwa portfele zawierające trochę gotówki, karty kredytowe i inne tego typu rzeczy, ale także karty wstępu do samego kompleksu. W szafkach z normalnymi ubraniami znajdowały się kluczyki do samochodu i parasol. Ciekawym odkryciem był również zwyczajny batonik w wyblakłym już opakowaniu, na którym mogli odczytać: “Najlepiej spożyć przed: 15.10.2020”, a jeszcze bardziej intrygującym - pierwsza strona szwajcarskiej gazety codziennej "Der Bund" z dnia 11 października 2018 roku. Papier całkiem nasiąkł wilgocią i wyglądał na taki, co rozpadnie się po wzięciu w dłonie, tytuł napisanego po niemiecku artykułu ciągle był jednak łatwy do odczytania:
"Wer ist für die Entstehung eines neuen Influenza-Stamm verantwortlich? Die Zahl der Fälle wächst".

Leon, który na początku tego "szabru" zniknął gdzieś w korytarzu, wrócił właśnie, trzymając w rękach tabliczkę ewakuacyjną z wyrysowanym planem kondygnacji. Nie było na niej napisów, tylko szkic. Facet wydawał się jeszcze bardziej przerażony niż wcześniej.
- Zamknęli nas! Gadovi… Korytarz idzie dalej, trzydzieści metrów? - nie wiedział ile dokładnie. - Kilka pokojów po drodze, dwa jak biurowe, dwa pamiętam sprzed zamrożenia. Jak mają tu nasze rzeczy to przenieśli je negdje drugdje… - mówił szybko, co sprawiało, że akcent mu się pogłębiał i wplatał w to słowa ze swojego języka. - Łazienka jest i pomieszczenie z urządzeniami. Generatora tam, ma jedan procent paliwa. Na końcu drzwi, na automatyczny zamek… zamknięte! Ja jebati!
Żeby dołożyć im zmartwień, alarm jakby przybrał na głośności, a komunikaty zmieniły się trochę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=s451ci8Fric[/MEDIA]
 
Sekal jest offline