Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2014, 19:09   #51
Halad
Banned
 
Reputacja: 1 Halad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodze



Wichacz - po zmroku - dom Gregoviusa


- Waszmość Panowie - zaczął Jan - wiem że cierpliwości Waszej nadużywam, ale nie może to inaczej być. Tajemnica bowiem nie moja jest. Dziękuję za chęć do pomocy. Upraszam tedy pana Czermińskiego by waćpannie Ałtyn towarzyszył, a Waszmościów Rossowskiego i Krotowskiego by łaskawi byli po ojca mega i innych ludzi z nim przebywających u Księcia Koreckiego się udali.
Pana Wasilewskiego upraszam by zaś na dom i panią matkę moją, a także panią Grzegorzewską baczenie miał. Jeśli Waszmościowie nie oponujecie, tedy za pacierzy parę wyjdziemy bo spieszyć się trzeba.


Skłonił się zebranym i wyszedł z komnaty, na tyły domu się kierując by wozy z fauerwerkami opatrzyć. Przypatrywał się właśnie robocie gdy Ałtyn go zobaczyła i podszedłszy parę słów gorzkich powiedziała.

Próbował się też Szkot jak mógł tłumaczyć.

- Waćpannie z serca nieba bym przychylił, ale tajemnicy wyjawić nie mogę... Nie moja ona, nie mogę - jęknął.
- A i jeszcze to powiem że nagle ci szlachcice się zjawili. Dziwni oni wiele o sobie nie mówią, a widzi mi się że nie wszystko mówią. Szczególnie ten cudzoziemiec. We Francji mieszka, interesa tam ma, a po naszemu dobrze mówi. Jakby Polak, a nie Polak. Mowy moskiewskiej od ruskiej nie odróżnia. Ten porucznik husarski niby z Wielkiej Polski, a kto go tam wie...
Jedynie ten pan Czermiński to syn znanego tu człeka w okolicy przeto jego bym chętnie z Waćpanną posłał.
- Niedługo ojciec mój wróci rzecz się wyjaśni, ale to powiem jeszcze ze w niedobre sprawy wszyscy się wplataliśmy... Oj niedobre...
- westchnął obracając w ręku bransoletę z psią czy też wilczą mordą.
- Teraz iść muszę już, ale błagam byś Waćpanna uważanie na siebie miała.


Wichacz - rynek

Nie minęły też jak Jan przyrzekł i cztery pacierze, gdy wraz ze sługami wyszli wszyscy do domu gdzie uczta się odbywała. Szedł pan Krotowski sam najznaczniej z nich wyglądający, ale sam, bo Selima do pachołków odesłał, by miał na nich i dobytek baczenie, pan Jan z dwoma pachołkami i milczący pan Rossowski, który zdawał się najbardziej ze wszystkich z zasadzkami ulicznymi obyty, jako że w miastach zagranicznych napady takie na porządku dziennym, a raczej nocnym były zwyczajne. Towarzyszył mu sługa Peter co też z pieca niejednego chleb jadł.

On też pierwszy napastników zobaczył, co chyłkiem pod przebraniem obdartusów licho jak odzianych, albo li w płaszczach ciemnych ku nim sunęli. Zawrzasnął tedy ostrzegawczo i wyciągnąwszy pistolet ku jednemu z nich wypalił. Łotrzyk trafiony ręce rozkrzyżowawszy padł jak ścięty. Zaraz też wypalił i imć Rossowski drugiego trupem kładąc, a i Szkot z pachołkami broń wyciągnęli.
Pan Krotowski oburzony tak napadem niecnym w samym środku miasta szablę wyciągnał i skoczył ku bandytom. Ci widząc szlachcica groznego zaraz też zemkli miedzy budy a pan Wojciech za nimi.
- Stój ! Stój ! - jednym głosem zakrzyknęli pan Jerzy ze sługą, ale porucznik już zniknął w mrokach chcąc wojskowym obyczajem języka złapać.
- Mości Janie - pan Rosssowski objął przywództwo - pan po swego ojca idz my zaś we dwójkę w sukurs panu Wojciechowi skoczymy by go nie opadli miedzy budami. Widzę, ze nie łotrzykowie to chyba zwyczajni... - mówiąc to zatknął krócicę za pas, wydobył lewicą drugą i dzierżąc schiavonę w prawicy skoczył w mrok.
Niestety długo szukać nie musieli, bo zaraz za pierwszym kramem na pana Krotowskiego się natknęli. Stał oparty o kram lada jaki i patrzył z niedowierzaniem na rękę co ją od boku odjął własnie.
- Pchnął mnie ladaco jeden - rzekł ze zdziwieniem - nie wiem jakim sposobem z mroku jak zły wychynął. Dobrze że to jedynie draśnięcie - dodał i na przekór tym słowom zwalił się na ziemię. Doskoczyli do niego pan Jerzy i Peter i obróciwszy na wznak ze zgrozą ujrzeli jak na ustach rannego pojawiła się biała piana.
- Zum Teufel - zaklął sługa Rossowskiego.
 

Ostatnio edytowane przez Halad : 24-03-2014 o 19:33.
Halad jest offline