Otwieranie zamków za pomocą kawałka drutu nigdy nie było łatwe, a palce Tess nie były już tak wyćwiczone jak wtedy gdy miała kilkanaście lat, mimo to w końcu udało jej się pokonać oporny mechanizm.
Ku wielkiemu rozczarowaniu blondynki, łup nie był zbyt imponujący. W większości stanowiły go nieco zbutwiałe i oślizłe ubrania. Mimo to Irlandka nie miała zamiaru wybrzydzać, w sytuacji kiedy jej ciało przenikały coraz silniejsze dreszcze. Niestety te bardziej przyzwoitej jakości i cieplejsze nie nadawały się dla kogoś o jej wzroście, zostawiła je więc dla mniejszych dziewczyn. Sama jednak zagarnęła sweter i z prawdziwą rozkoszą naciągnęła go na swoje wyziębione ciało. Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że nie zdejmie jednak fartucha w którym się obudziła, bo był on zdecydowanie najprzyjemniejszą tkaniną na bezpośredni kontakt ze skórą, z wszystkiego co dotychczas znaleźli. Założyła także dwie pary męskich spodni lekarskich i jakieś w miarę pasujące obuwie na miękkiej podeszwie. Takie buty nie były rewelacją, ale na pewno stanowiły dobą alternatywę dla bosych stóp.
Ponieważ najważniejsza była kwestia wydostania się z pomieszczeń, dziewczyna zerknęła na plan trzymany przez tego, który sądząc po akcencie był przedstawicielem jakiegoś południowo-słowiańskiego narodu, zabrała jedną ze znajdujących się z szafkach kart magnetycznych i poszła w kierunku drzwi prowadzących do wind i schodów. Zanim jeszcze do nich podeszła wiedziała, że wyjście nie będzie proste. Czytnik najwyraźniej nie działał, jak gdyby odcięli go od zasilania. Karty więc, przynajmniej w tym miejscu były całkowicie bezużyteczne.
Ponownie trzeba się było zastanowić nad rozwiązaniem siłowym. Problem polegał na tym, że były one zasuwane i nigdzie nie było nawet widać zamka, nie mówiąc już o możliwości otwarcia go za pomocą mniej lub bardziej wysublimowanych narzędzi.
Zdecydowanie utknęli w pułapce, a do tego nasilający się sygnał alarmu zaczynał Tess działać na nerwy.
Wróciła do reszty towarzystwa nadal dzielącego się łupami i powiedziała:
- Jestem Tess – Powiedziała najpierw przypominając sobie, że do tej pory przedstawiła się jedynie półprzytomnej Francuzce i to w jej ojczystym języku, który inni niekoniecznie musieli znać. Irlandzki zaśpiew w jej angielskim był doskonale słyszalny, mimo że starała się mówić jak najbardziej zrozumiale dla obcokrajowców posługujących się dość prostym, wyraźnie wyuczonym w szkole językiem. - Czytniki nie działają, więc musimy wyważyć te drzwi na klatkę schodową. One są zasuwane i nie mają widocznych zamków. Potrzebujemy jakichś długich, metalowych elementów by posłużyć się nimi do podważenia i odgięcia skrzydła i wysunięcia ich z futryny. Chyba że macie jakiś inny lepszy i szybszy pomysł? - Popatrzyła na nich wyczekująco.
Ostatnio edytowane przez Eleanor : 25-03-2014 o 21:54.
|