Zmiana w komunikatach nie była pokrzepiająca, podobnie zresztą jak zachowanie jednego z mężcyzn którego imienia już zresztą nie pamiętał. Przedstawianie się miał zamiar zostawić po wyjściu z tego miejsca. Po prostu nie było na to większego czasu, ani chęci, bo niby po co? Wyjdą stąd, grobowym milczeniem opieprzy lekarzy i wróci do swoich zajęć. Po prostu, nie dopuszczał do siebie większej myśli, a raczej starał się nie dopuszczać tej że coś poszło tragicznie nie tak, a na co dowody były wręcz wszechogarniające.
Szbkim rzutem oka ocenił ubrania, te z cieplejszych i równie szybko doszedł do wniosku, że ten komplet męski był na niego odrobinę przymały. Niezadowolenie wkradło się na ułamek sekundy na jego usta i już zaczął ubierać te ubrania lekarskie których kompletów mieli, zdawało by się, aż nadto. Ubrał więc dwa kompletne stroje, koszulkę, koszulę i spodnie każdy na już noszone ubranie. Wilgotne, nieprzyjemne w dotyku, ale zawsze jakaś szczątkowa ochrona przed chłodem. Sama świadomość, że coś więcej niż cienki materiał oddzielał go wszechogarniającego zimna dawała otuchy. Z rzeczy które znaleźli zabrał natomiast ołówek i scyzoryk szwajcarski.
- Na mnie nie patrzcie, ja z elektroniką na bakier. - powiedział po angielsku widząc badawcze spojrzenia. Po czym ruszył szukać czegoś czym ewentualnie można by podważyć drzwi, lub lepiej rozłupać je. Musiał działać, myślenie zabija. Strach był małą śmiercią, a wielkim unicestwieniem, nie mógł się bać, dopuścić strachu do głosu. |