Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2014, 20:57   #9
BoYos
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
- Ja go kurwa zabiję. - Johanna wiedziała już, kogo to jest sprawka. Ona już wszystko wiedziała. Jej twarz gdy weszła do pokoju zmieniła się momentalnie. Vanessa początkowo niby się przejęła tym, co mówi Johanna, lecz z drugiej strony sama nie przywykła od takich luksusów, jak sama Joha. Sama sypiała często w jakichś nawet dobrze wyposażonych apartamentach, ale nawet wtedy do swojej koleżanki się nie umywała. Owszem, była dobrą skrzypaczką...ale perełka zespołu to perełka. Inna gaża, inne wszystko. Dlatego Vanessę dziwiło jedynie to...czemu akurat Joh jest z nią w pokoju. Ma to odebrać jako awans? Czy może spadek Joh?

- Dobra Joh nie przejmuj się, będzie dobrze. Wiem, że za dużo nie gadałyśmy...ale może jakoś przetrwamy, nie? - Skrzypaczka była prawdopodobnie tylko dwa, może trzy lata starsza od Johanny, co nadal dawało to, że były niby rówieśniczkami, ale jakoś to nadal nie pomagało złapać im kontaktu w trasach czy próbach.
- Sorry Van, tak nie będzie. Gdzie on jest? Gdzie jest reszta? Czemu tylko we dwie mamy pokój na jakimś...za przeproszeniem... - Johanna wyszła z pokoju na korytarz, rozciągnęła ręce na szerokość, obejrzała się i obkręciła się w kółko i spojrzała ponownie na Vanessę - Wypizdowie!? I co...i niby, że potrzebuję prywatności!? To we dwie tutaj kiblujemy, a on się bawi na górnym pokładzie i poklepuje Sam i Annę po dupie? Wiem, że nie chciałaś mu ciągnąć. Dlatego tu jesteś ze mną. Ale teraz przesadził. Nie chciałam robić scen przed występem tutaj, ale widzę nie mam wyboru. - Vanessa zrobiła wielkie oczy.
- Skąd o tym wiesz!? - Dziewczyna aż podskoczyła. Vanessa jednak ostudziła ją swoim spojrzeniem i odpowiedziała jej dość oschle, choć można było wyczuć nutkę podtekstu - /wszyscy o tym wiedzą/.
- Nieważne...

- Dobra plan jest taki. Narazie nic nie wymyśle. Idę do niego, załatwię temat. Może póki nikogo nie ma uda mi się coś załatwić. A jak nie, to szykuj usta bo trzeba będzie trzeba dać dupy kapitanowi. - Vanessa zrobiła wielkie oczy i się zaczerwieniła jak burak.
- No co Ty...hahaha...żartuję. Wrzuć na luz, skoro mamy już być same to nie możesz się ciągle zachowywać jak cnotka. Jak będziesz grzeczna to dam Ci coś z mojej półki. Znajdź rozpis występów i zadzwoń po Catherine, niech zorganizuje resztę moich rzeczy. Aha...i rezerwuję to łóżko. - Johanna rzuciła walizkę na łóżko.
Drzwi pokoju zatrzasnęły się.

Kobieta szła po korytarzu ubrana dość luźno, jak na osobę, która ma tak wysoko postawione zadanie na tym rejsie. Zwykła koszula, czarna marynarka, włosy spięte w kuca, czarna spódnica za kolano i na nogach baletki. Niby galowo, niby swobodnie. Lepsze to niż szpilki i inne tego typu historie. W głowie opracowywała plan, który ma zniszczyć swojego menadżera, za to, że tak ją potraktował. Zawsze było dobrze. Uzgodnili, że nie wyniosą sypialni na relacje oficjalne. Przesadził. I to srogo.

Po drodze mijała stewardów i stewardessy, którzy czasami się albo uśmiechali w jej kierunku, albo po prostu mijali. Nie dziwiła się, że personel jej nie zna. Dużo większe prawdopodobieństwo, że goście będą ją znali, szczególnie Ci wiekowi - niż sam personel. Doszła do schodów, doszła do windy. Mimo wszystko, wybrała schody.
Wiedziała, gdzie zespół ma pokoje, bo gdy szła za stewardem, w dali widziała jak chłopcy na posyłki zespołu przynosili sprzęt. Tak...cały zespół nie pozwoliłby dotknąć żadnego instrumentu nikomu spoza środowiska. Wszystko było na kontrakcie. Takie sławy nie pozwolą na to, by ktoś niepowołany dotknął, nie daj Boże przestawił lub przestroił jakikolwiek instrument. Mogłoby to wywołać skandal, lub co gorsze - prasa mogłaby ich rozszarpać. A co za tym idzie, mocne 3 miejsce stałoby pod znakiem zapytania. Mimo wszystkich tych czynników, Joh wiedziała, jakich użyje argumentów. On zaczął wyciągać wszystko na wierzch? W takim razie walca...czas zacząć.

Dojrzała go, gdy korygował ekipą rozlokowywującą sprzęt. On także ją dostrzegł, dlatego spuścił wzrok w papier, który właśnie podpisywał. Gdy znalazła się na wyciągnięcie ręki wypalił pierwszy.
- Przykro mi, nie miałem innej możliwości. Jego głos był bardzo spokojny i opanowany. Wiedział, że tą bitwę wygrał.
- Ty w kulki lecisz Rus? A co, to ja muszę kiblować na dole zamiast inni? Wiesz kim jesteś. Wiesz kim JA jestem. Jestem gwiazdą tej orkiestry. Nie próbuj mnie wkurwić, bo zrobię Ci taki balet, o jakim nawet nie śniłeś. Mieliśmy umowę chyba, nie?
- Ooo, pokazałaś pazurki...skarbie. Lubię Cię taką. - Jego głos stał się prowokacyjny.
- Nie mów tak do mnie! - Prawie uniosła się krzykiem. - Mów o co Ci chodzi. Skończ z tą śmieszną zabawą.
- No dobrze. Skoro nalegasz. - Mężczyzna wyprostował się i spojrzał na nią. - Tydzień temu. Bankiet. Johanna wybuchnęła śmiechem, który usłyszał chyba cały korytarz. Po chwili uspokoiła się.
- Albo dostanę najlepszy pokój jaki jest możliwy, albo odchodzę do Wiener Philharmoniker. Masz czas do końca dnia. Miłej zabawy. - Kobieta wyjęła z torebeczki list, który wręczyła menadżerowi i ruszyła do windy.

Co za gbur. Co za gbur. Co za gbur. - Powtarzała w myślach cały czas, aż do przyjazdu windy. Gdy drzwi się otworzyły kobieta szybko przekroczyła próg i spojrzała na konsolę. Owszem, często widywała windy, ale żeby były tablica przycisków była na tyle skomplikowana, by nie wiedziała sama, gdzie chce jechać - to jej się nie przytrafiało.
- Proszę wybrać piętro na, które winda ma się udać. - mechaniczny głos powitał ją na start.
- Proszę wyblać piętro, sratytaty nanana. Obojętne kurwa gdzie pojadę. Chuj, niech będzie tutaj. Byle na powietrze. - Wcisnęła jakiś przypadkowy przycisk i winda ruszyła na dół.

Drzwi otworzyły się, a ją powitała wielka sala. Jednak z tego co pamiętała, każda sala ma wyjście i tutaj rodziły się dwa przypadki. Albo do następnej sali, albo na jakiś balkon czy taras. To jej było bardzo na rękę. Musiała się odprężyć, bo właśnie miała do przejścia x dni ze starymi piernikami, nudnymi biznesmenami oraz zarozumiałymi żonami ważnych polityków. Może wieczorem znajdzie jakąś rozrywkę, ale do wieczora nie wytrzyma. Co prawda występ ma co dwa dni, zaczynając od jutra. Dziś może przy szaleć. Mimo wszystko, musi uważać i trzymać się własnej procedury. Punkt pierwszy...rozpoznanie terenu i ewentualnych wrogów dobrej zabawy.
Jej taktyka się sprawdziła. Minęła kilka sal i w efekcie na samym końcu wyszła na świeże powietrze. Znajdowała się chyba gdzieś na najniższym pokładzie, bo przed nią był tylko taras i filary. No i banda. Trafiła chyba dobrze, bo nie widziała nikogo. Tak jej się przynajmniej wydawało.

- Sukces jest kompletny. - powiedziała cicho do siebie. Skręciła trochę w bok, by nie stać na samym środku i gdy doszła do winkla...stała tam kolejna z niekończącej się listy osób obsługi. Tym razem zamiast z rzeszy stewardów i stewardes stała kobita z obsługi medycznej. Ślepy mógł tylko nie zauważyć osoby w czerwonym stroju, wieloma odblaskami i wyraźnym napisem na plecach "RATOWNICTWO MEDYCZNE". Krótsze czarne włosy i pozycja nieco pochylona nad bandą, korzystając pewnie w taki miejscu z chwili izolacji od świata.
Joh spojrzała na nią spod oka i wiedziała, że jak zacznie uciekać czy coś, zrobi się to zbyt podejrzane. Zaczęła spokojnie. Podeszła do dziewczyny dość blisko, ale nie aż tak by ta nie poczuła się niezręcznie. Oparła się na burcie i wzięła dwa głębokie wdechy.
- Dziennikarka?

Ratowniczka na głos obróciła tylko głowę z nieco pytającą miną i średnio oczekującą nagłych pytań. Jej wzrok przez chwilą mierzył całą Joh, widząc osobę powiązaną z restauracją znajdującą się za plecami.
- Nie - odpowiedziała znużonym głosem średnio podtrzymującym rozmowę i zdecydowanie nie zainteresowanym dowcipami, by następnie wrócić do dłoni zaciągając lekko papierosa.

- Wspaniale. I już Cię lubię. - odparła kobieta i już miała sięgać do torebeczki...gdy jednak przezorność wygrała.
- Wice Prezydent Austrii ma się pojawić osobiście na konferencji. Mam do niego dojście. - Przekazała tą informację tak, jakby to była dla niej normalna sytuacja.

- Super, nie znam człowieka. - Odpowiedziała tak samo niemrawo jak ostatnio wzruszając zamiast ramionami to kancikami ust pociągając po raz kolejny.

- Świetnie. Współpracę uważam za rozpoczętą. - powiedziała bardzo żywo i z torebki wyciągnęła dość pokaźnego jointa. Już miała przyszykowaną zapalniczkę więc odrazu rozpaliła. Pierwszego bucha wciągnęła do momentu, aż jej prawie gałki wyszły z oczodołów, co mogło wprawić ratowniczkę w stan zdziwienia. Dodatkowo robiła to dość głośno. Gdy skończyła, wstrzymała powietrze i trzymała tak przez 5-6 sekund. Potem wypuściła z ust biały dym, a powietrze wokół niej nabrało charakterystycznego zapachu.

- Ty jaja sobie robisz, czy tak na serio? - Zaczęła zmieszana choć sama nie wiedziała na co dokładnie była to reakcja. Czy na bezpardonowe zachowanie, czy na wyciągniętego skręta.

- Ale...że o co się rozchodzi? - zapytała spokojnie, bo już czuła tą ulgę, którą dostarczała początkowo nikotyna.
- Aaa...no dobra, ale wyjątkowo. - wyciągnęła rękę ze skrętem w stronę Ratowniczki.

- Wal się - odrzuciła bez większego przejęcia, jednak z niezadowoleniem i skwaszoną miną - Schowaj to zanim ktoś zobaczy. Nie dam się wyje*ać przez jakąś babkę, co towar bierze od jakiegoś dilera z australi.

Kobieta spojrzała na nią i zaśmiała się cicho
- Dobrze mamo, już chowam. - by następnie wziąć kolejnego bucha i wydusić z siebie biały dym
- Spoko, teraz przynajmniej siedzimy w tym razem jak nas znajdą. Poza tym to nie towar z AUSTRALI tylko najlepszy towar z WIEDNIA, którego będąc szarą myszką nie załatwisz. Ja gówien nie ruszam. Wiesz ile się nachodziłam? Po drugie nie mogą wyrzucić osoby, której gaża kosztowała ich tyle co prawie całe piętro. Łatwa kalkulacja. - westchnęła cicho.

- W dupie mam gdzie to znalazłaś i ile Ci płacą - rzuciła skrzywiona z niezadowolenia wpatrując się w kobietę stojącą obok - Sama sobie w tym siedzisz. W mojej krwi nic nie znajdą - zaciągnęła się odwracając wzrok w przeciwną stronę.

- Poważnie wyglądam Ci na osobę, która ‘to’ znalazła? - pokręciła głową, ściągnęła ostatniego bucha i wyrzuciła resztkę do wody.
- Wiesz nie znam Cię i w ogóle...ale… - kobieta sięgnęła do torebki i wyciągnęła już normalnego papierosa, którego podpaliła i wzięła do ust
- Ale nie powinnaś wyżywać się na osobach, których nie znasz. Pomyśl, że nie tylko Ty masz problemy. Jakie by nie były.

Ratowniczka zadawała się nie reagować na moralne uniesienia nieznajomej. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę w której nikt nie wiedział, czy w ogóle słyszała, co się do niej mówiło, czy może dała sobie chwilę na ochłonięcie. Zostało jej jeszcze połówka do wypalenia.

Wiolonczelistka zaciągała się papierosem powoli, tak samo jak długo trzymała to co wdycha w płucach.

- Jak wypłyniemy będzie tutaj kupa ludzi, nie będzie gdzie palić - wycisnęła z siebie ratowniczka bez większego przejęcia, czy emocji.

- Dlatego dobieram sobie najlepsze towarzyszki, które znają się na rzeczy. - powiedziała. - Johanne, Wiolonczelistka Berliner Philharmoniker - przedstawiła się wyciągając dłoń w stronę ratowniczki.

Może faktycznie nie potrzebne były oschłe reakcje? Napotkana kobieta spojrzała raz jeszcze na nowo poznaną artystkę, przełożyła papierosa do drugiej ręki, wypuściła dym bokiem i również podała dłoń witając się.

- Clementine May. I wybacz, ale nie mam bladego pojęcia, co to jest to na “B” - skomentowała odwracając się do bandy plecami i opierając łokciami.

Kobiety uścisnęły dłoń i wróciły do papierosa.
- Ja też nie. - powiedziała, starając się to obrócić w żart.
- Siedzisz na scenie i grasz, zabawiając starych oblechów, którzy przychodzą prawdopodobnie tylko by oglądać Twoje nogi. Bo i tak pewnie są głusi od 100 lat. Czuje się jak dziwka, tylko że estradowa. Dodatkowo w moim zespole są same miękkie faje, które są nudne jak flaki z olejem. Dlatego muszę się odprężać sama. - zrobiła przerwę na papierosa. - Teraz masz przynajmniej więdzę na artykuł na pierwszą stronę Bilda.

- Dwanaście godzin babrzesz się w cudzej krwi, jedziesz na sygnale setką w centrum miasta przeciskając się przez ruch uliczny. Robisz wszystko, by znaleźć się u poszkodowanego najszybciej jak się da. Wiesz, że jeśli będzie poślizg z czasem człowiek umrze. Wiesz, że jeśli popełnisz jeden błąd, człowiek umrze. Wiesz, że jeśli sama popełnisz błąd wylądujesz razem z motorem pod kołami ciężarówki prowadzonej przez średnio rozgarniętego kierowce. Bez przerwy masz świadomość tego, że jeśli nic nie zrobisz człowiek umrze na Twoich oczach. Ich rodziny będą wyklinać Cię do końca życia, że nie uratowałaś ich. Jeśli jednak to zrobisz, będą dziękować bogu, że był łaskaw jeszcze go nie zabierać z tego świata.

- A Ty palisz zioło nie mogąc wytrzymać godziny z gołymi nogami pokazywanymi paru tysiącom ludzi? Na Twoim miejscu byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie - zakończyła mętnie patrząc się przez chwilę na artystkę, kończąc fajkę - Bez urazy, ale nie powiedziałabym, że masz takie same, czy większe problemy niż ja, a to tylko wierzchołek góry lodowej - zakończyła wzruszając zamiast ramionami to kancikami ust.

- Żyletka z Ciebie. Tym bardziej dobrze, że na siebie wpadłyśmy. - powiedziała i uśmiechnęła się. Ratowniczka miała po części racje. Tak jak ma ją każda osoba, która ocenia inną po dwóch zdaniach.
- Nadal próbujesz wcisnąć kit, że to z powodu pracy stoisz i wyżalasz się w głowie nad swoim życiem? Przejdź do konkretów. Co się stało? - odwróciła się do pozycji, w której stała ratowniczka.

- Wcale się nie użalam - odrzuciła obronnie i na odczepkę krzywiąc się lekko - Lubie to, co robię ale co za dużo to nie zdrowo.

Płonący koniec papierosa dobrnął już prawie do samego filtra. Przemieliło go trochę między palcami i pstrykając wyrzuciła za burtę.

- Odbijamy już a ja zaczynam dyżur. Nie tnij się rozbitymi kieliszkami to nie będę musiała za Tobą biegać - ratowniczka odkleiła się od bandy najwidoczniej uznając to za pożegnanie. Pochyliła się lekko łapiąc za dużą czerwoną torbę i zawiesiła ją na ramieniu kierując się na pobliskie schody.

Joh tylko uśmiechnęła się i pomachała.
- Zapowiada się ciekawy rejs.
Zaciągnęła się papierosem po raz ostatni.
 

Ostatnio edytowane przez BoYos : 27-03-2014 o 21:13.
BoYos jest offline