Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2014, 16:33   #5
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Stevenowi dni mijały bardzo nudno. Nigdy nikt nie uznawał jego wartości, zawsze odsyłając do sprzątania, zabawiania młodzików czy robienia bardziej przydatnego złomu z mniej przydatnego złomu. Na nic zdawały się próby przekonania, czy wręcz prośby o przydzielenie mu jakiegokolwiek poważnego zadania. Aż do wczorajszego popołudnia. Podczas gdy starzec prowadził dyskusję z pewnym młodzieńcem, nieco nie rozumiejącym jak zęby zwykłych trupów mogły się przedostać choćby do załogi czołgów. Miał on dość ciekawą, ale i... niefortunną dla ludzkości teorię o zombie, jednak nie zdążył jej do końca przedstawić - rozmowę przerwał jakiś człowiek, który jakby nigdy nic kazał Markinsowi iść do Kapitana Parkera. Głęboko zdziwiony Steven pędem ruszył do "centrum dowodzenia", by dowiedzieć się o co konkretnie chodzi. Sprawa okazała się wielce interesująca. Otóż Kapitan Parker postanowił wyznaczyć czteroosobową grupę, której zadaniem będzie odnalezienie drogi ewakuacyjnej z Chicago, które, jak uznał, "jest stracone". Staruszek uważał, że miasto da się jeszcze uratować, jednak w obliczu okazji do wykazania się zrezygnował z protestów. Mógł przy okazji rozejrzeć się za Natalie i Pattie. A nawet jeśli by ich nie odnalazł, to całkiem możliwe, że schroniły się u kuzyna Dale'a, prowadzącego sporą farmę na zachód od miasta. Steven wiedział, że gdy tylko wydostanie całą tą ekipę z miasta, z pewnością tam pojedzie i sprawdzi.

Tak czy inaczej, wielkie plany musiały poczekać. Markins miał jakąś dobę na odpoczęcie, przygotowanie się, i tym podobne bzdety. Była to dla niego dość niefortunna strata czasu - starca nigdy nie przemęczano pracą, a swoje rzeczy, czyli znaleziony kiedyś toporek strażacki, "zestaw małego mechanika" jak potocznie zwał narzędzia "Yato" i działającą pięknie (!) latarkę mógł spakować w kilka chwil. Od kwatermistrza odebrał jeszcze skromne racje, i zaszył się w swoim małym kącie, myśląc o sposobie obrania ścieżki. Chicago znał jak własną kieszeń, mieszkał tu w końcu tyle lat, więc przypomnienie sobie o tym, gdzie i kiedy skręcać nie było problemem. Brał też pod uwagę, że część dróg może być niemożliwych do przebycia. Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, że pomocną mapę mógłby obejrzeć u Kapitana. Albo chciał zejść mu z oczu zanim tamten zmieni zdanie co do przydziału na misję.
Podczas tego dnia zbywał wszystkich, którzy czegoś od niego chcieli, zdenerwowany, mówiąc, że przygotowuje się do ważnego zadania, choć tak naprawdę nie zrobił nic produktywnego. Na miejscu zbiórki pojawił się już około trzydzieści minut przed nią, i zniecierpliwiony wyczekiwał reszty, jak i ostatnich wytycznych nadanych przez Kapitana.
W sumie, ciekawe kto będzie z nim w drużynie. Parker wymieniał jakieś nazwiska, ale z podniecenia wyleciały one Steven'owi z głowy...
 
Imoshi jest offline