Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2014, 22:47   #5
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Castell biegł najszybciej jak potrafił. Sam nie wiedział czemu to robił ale mimo wszystko postanowił pomóc tym ludziom. Według wstępnych obliczeń powinien przebyć tą odległość w kilkadziesiąt sekund. Miał nadzieję że zdąży.
Szybki ogląd na różowy obiekt i... ruch na całej jego rozpiętości. Wije się to cholerstwo wokół drzew i krzaków a teraz jakby z przyśpieszeniem zaczęło się cofać. Również wypatrzony osobnik zaczął się zbliżać.
Soren korzystając z okazji gwałtownie zmniejszył dystans i ciął zamaszyście, zamierzając odrąbać “broń” przeciwnika.
Próba ucięcia różowego obiektu o mało nie skończyła tragicznie. Odblask w srebrnym ostrzu pokazł nacierajacy od tyłu koniec różowego obiektu. Prędkość była zdecydowanie większa niż przy wcześniej widzianym trafieniu. Unik a raczej zwrot o ułamek sekundy się powiódł. Różowy obiekt trafił w pień drzewa przebijajac się przez niego i podobnie z dwoma kolejnymi stojącymi na linii jego trafienia. Obiekt zaczął poruszać się bardziej nnibezpiecnie - nie zwracając uwagi co stoi na drodze.
Niebiesko włosy postanowił wykorzystać chaotyczne ruchy przeciwnika. Gdy ten wciąż znajdował się częściowo wewnątrz drzew spróbował wykonać jeszcze jedno cięcie, obracając się w okół własnej osi. W tym samym momencie omiótł otoczenie wzrokiem, kontrolując ruchy stwora.
Różowy obiekt zakręcił za ostatnim drzewem i teraz celował w wojownika, nie zważając że kolejne drzewo (to samo które trafi łpierwsze) stoi mu na drodze.
Soren uśmiechnął się radośnie wyczuwając desperację przeciwnika, jego miecz niebłaganie brnął w stronę sznura mięsa. Setną sekundę po cięciu rozpłynął się. Nawet jeśli atak się powiedzie, rozpędzony robak wciąż mógł go trafić.
Cięcie zdążyło dopaść różowy obiekt. Jednak ku nie zadowoleniu wojownika nie dało rady go odciąć. Było tak jakby próbował mieczem kroić pień drzewa. Na obiekcie pozostała jednak dość głęboka rana, z której zaczęła sączyć się krew. Obiekt prawie natychmiast po otrzymaniu obrażeń wierzgnął całą swą długością rozrywajać drzewa w które był wbity i na których był owinięty. A było ich sporo. Natychmiast zniknął pędząc w kierunku osobnika będącego kawałek dalej.
Kilka chwil później Castell wyłonił się z mroków lasu około dwudziestu metrów od przeciwnika.


Zagwizdał zadowolony podziwiając go. Był wyraźnie zadowolony. Szczerząc drapieżnie zęby z rozłożonymi rękami ruszył powolnym krokiem w stronę gada. Obserwował dokłanie jego usta, był gotów. Tak...to był naprawdę wspaniały dzień.
Bestia zaczęła się cofać i okrążać przeciwnika. Chciała doprowadzić do tego by razem poruszali się po okręgu. Sam gad poruszał się dość ogladnie kłapiac paszczą i poruszając gadzimi skrzydłami. A całość otoczenia rejestrował za pomocą swoich kameleono-podobnych oczu.
Odziany w czerń wojownik zachichotał widząc jak zwierze desperacko usiłuje utrzymać dystans. Nie jednak wiedząc że jego przeciwnik był w stanie przebyć go w mgnieniu oka. Średnica okręgu powoli ale nieubłaganie zmniejszała się.
Jaszczur zaszczękał paszczą i w końcu wystrzelił swój długi język w stronę przeciwnika. Predkośc ataku była zdumiewająca, a co gorsze nawet pomimo uniku język był w stanie zmienić kierunek prawie pod kątem prostym. Kolejny szybki zwrot uchronił nogę, lecz nie zdążył uchronić stopy. Trzask kości.
Mimo tego co się stało na twarzy Sorena zagościł wyraźny grymas zadowolenia. Brocząc krwią z rannej stopy, błyskawicznym ruchem ciął język wolną płaską dłonią. Wbrew wrażeniu jakie można było odnieść, ten atak był potencjalnie zabójczy.
Cięcie, ścięło fragment umięśnionego języka. Trafienie dało się odczuć w nadgarstku. Cóż w końcu było to cięcie porównywane do zrąbywania drzewa.
Gad zawył swoim chrapliwym, gadzim głosem. Wieżgając z bólu, głową na boki, chlustał posok dookoła. Aura stała się bardziej agreswyna. Przestał szaleć i znów był skupiony, choć z jego pyska ściekała krew. Znów zaczął człapać na boki.
-Jesteś mój!- krzyknął Casell, jego głos przepełniony był mrokiem. Ruszył do przodu z niewyobrażalną prędkością. Wprawne oko byłoby w stanie dostrzec że jego stopa odziwo już nie utrudniała mu ruchu. Chcąc zmylić gada i nabrać impetu odbił się od pnia drzewa. Zamierzył się pięścią na jaszczura, zmierzając do wyprowadzenia ciosu zdolnego rozciąć człowieka w pół lub skruszyć betonową ścianę.
Gad zakłapał swym pyskiem i tym razem nie wystrzelił języka. Napiął pierś i z otwartej paszczy z dwoma długimi kłami chlusnęła zielona maź. W raz z bólem uderzenie zrykoszetowało łamiąc jeden z kłów. Castell natychmaist musiał się wycofać. Spojrzał na rękę, która właśnie traciła ciało, a powoli i kości rozpływające się pod wpływem zielonej kwasowej substancji. A więc ten stwór miał coś jeszcze w zanadrzu. Chwial zastanowienia. Minię trochę czasu nim ślady tej walki znikną.
Soren z zaciekawieniem, a może i ekscytacją, wpatrywał się w topniejący kikut. Z ran powoli zaczął sączyć się czarny niczym smoła dym, który wyglądem bardziej jednak przypominał cień. Rozporwadzał się on po całym ciele niebiesko włosego, aż cała postać z chichotem rozmyła się w powietrzu. Ostatnimi widocznymi obiektami były błyszczące czerwienią oczy.
Gad zgłupiał. Jego ofiara znikła. Wysunął odrobinę kikut języka i machał im na boki. Bez czubka nie mógł wyczuć ofiary. Schował więc swój język i przestał się poruszać. Chłoną zapachy i kręcił oczami dookoła głowy. Czekał.
Soren przyglądał mu się. Ukryty w gęstwinie gałęzi kilka metrów nad gadem obserwował z zafascynowaniem jego ruchy. Z ramienia, z miejsca w którym powinna zaczynać się ręka sączył się dziwny cieńio- dym. Prawa zaś była wolna, miecz schował do pochwy. Upewniwszy się że jaszczur go nie wypatrzył, z impetem zeskoczył. Wyprowdzając uderzenie pięścią w miejsce gdzie powinien znajdować się potylica gada.
Gad uderzył o ziemię wbijając się w nią. Siła impetu zainicjowala smagnięcie grubym ogonem. Nie trudno było tego uniknąć. Widać w przeciwieństwie do krewniaków pełnił on inna funkcję. Gad gdy mógł podniósł się z ziemi i omiótł kwasem okolicę. Znów zatrzymując się w miejscu. Kwas bez problemu przepalał pnie drzew ścinając je, ale nie podpalał niczego. Mogło się tak wydawać z powodu białych smóg unoszących się z zielnkawej mazi.
Soren niemal akrobatycznym ruchem przeniósł się pod głowę gada. Otwartą dłonią pchnął bestię prosto w gardło. Dym przy lewym ramieniu z każdą sekundą stawał się bardziej intensywny.
Siła udeżenia podrzuciła gada. Gdy ten opadł i znów stanął na nogi. Wystrzelił swój język. Jednak tym razem działał on jak bicz nie celował tylko smagał dookoła robią duże spustoszenie. Wojownik dosyć sprawnie choć nie bez wysiłku unikał ciosów. Gad znów się zatrzymał.
-Oooo- wymruczał Soren mile zaskoczony, chodź lekko zdziwiony, że cios nie rozpłatał gadu gardła. Bicz minął go o kilka centymetrów. Wtedy też złapał go zdrową ręką i ścisnął z całej siły wgniatając go. Nie puścił go jednak, zaparł się nogami w ziemi i powoli przyciągał gada do siebie.
Całość wyglądała tak jak przeciąganie liny. Gad w zaparte i wojownik w zaparte. Wiadomym stało się że gad pluć kwasem nie może gdy język wywalony.
Przeciągając język krok za krokiem zbliżał się do gada, który chodź duży nie zdawał się dorównywać mu siłą.
-Chodź do mnie, no choooodź!- wykrzyczał. Jego mina sugerowała że wojownik jest we wspaniałym nastroju…..
Gad przystanął. Przechylił głowę i oboje oczu skupiło się na przeciwniku. Zaparł się i... wypuścił język do przodu. Fałda która wytworzyła się przez wylatujący z wnętrza gada olbrzymiej długości język. Odepchnął wojownika wprost na drzewo roztrzaskując je. Zapewne pękło kilak kości. Tutejsza fauna, a przynajmniej jej wyjątkowe okazy pokazywały siłę tego świata. Soren wstał obolały. Noga zdążyła dojść już do siebie, z ręką jeszcze chwilę to potrwa, a teraz i połamane żebra i obojczyk nie istniejącej reki. To się nazywa ciężki dzień.
Niebiesko włosy splunął krwią na ziemię. Zalane krwią usta ozdabiał nie znikający maniakalny wręcz uśmiech. Ból dostarczył mu dodatkowej sytuacji, gdyż przeciwnik okazał się pewnym wyzwaniem.
-Hyhyhyhy..Hahaha! Wspaniale! Cudownie się bawię. Jednak zmuszony jestem kończyć, pozostali zdaje się zajmują się właśnie ostatnimi z Twoich..pupilków. Chodź, odtańczmy ostatnią część tego przedstawienia- ruszył w kierunku gada z szeroko otwartymi ustami, unikając języka który smagał powietrze w okół Sorena.
Gdy i to nie poskutkowało gad starał się znów opluć go kwasem. Teraz jednak uniki nie były zbyt dokładne. Niektóre krople kwasu przepalały ubiór i ciało. Nie miało to jednak w tej chwili już większego znaczenia.
Gwałtownym ruchem złapał gada za dolną szczękę i uniósł ją do góry. Jego twarz zbliżyła się do krtani gada. Okolicę zalała szkarłatna czerwień.
Wrzask, trzask i bulgotanie. Ostatnim ruchem gad zacisnął szczękę na palcach wojownika. Tam też kostki zatrzeszczały. Jednak zam gad raczej nie posilał się jak zwykły miesożerca więc palce ocalały. Walka dobiegła końca.
Wojownik musiał się jednak pospieszyć. Właśnie do lasu wkroczyła dwojak osób. Pewna dama niezwykłej urody i... wsparcie “zabijający palcami”.
Castell stanął nad martwym przeciwnikiem. Ociekał krwią, zarówno swoją jak i gada. Psychopatyczny uśmiech powoli znikał z jego twarzy gdy emocje bitwy odeszły. Pozostało zająć się najważniejszym aspektem. Chwilę później:
- Aaaahhhhh… chyba nie potrzebnie się martwiłem. - rzucił Ginryo, pojawiając się za jego plecami. - Czemu się rozdzieliliście? - zapytał, ciekaw.
-Witaj- odparł Soren uśmiechając się przyjaźnie. Wstał ze ściętego pieńka na którym zdążył usiąść.- Zaatakowało nas kilka celów, postanowiłem pozbyć się jednego z nich nim nazbyt zagrozi pozostałym. Reszta jest tam- wskazał dłonią w głębie lasu- chodź pewnie już to wiesz.
- Wiem. Mogę ich wyczuć. - rzucił Ginryo. - Nachodzi coś gorszego. - dodał.
-Gorszego?- zapytał Castell wyraźnie zaniepokojony, z lekka rozmasowując lewą rękę- skąd?
Ginryo bez słowa wskazał w stronę z której wyczuwał istotę. Mógł ciągle wyczuć jej mordercze instynkty, ale nie był w stanie dokładnie ocenić jej siły. Na pewno była silna… ale był pewny że w razie czego będzie sobie w stanie z nią poradzić.
Niebiesko włosy popatrzył we wskazanym kierunku, jednak cel zdawał się być za daleko.
Następnie skierował się do kobiety która dopiero teraz wyszła zza wielkoluda- Soren Castell, miło poznać- odparł z głębokim ukłonem- Chodźmy więc po pozostałych, nie traćmy więcej czasu- dodał zwracając się ponownie do Ginryo.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline