Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2014, 23:30   #54
Earendil
 
Earendil's Avatar
 
Reputacja: 1 Earendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemu
Pan Czermiński nierad wysłuchał informacji od pachołka. Przygryzając wąsa zastanawiał się, jak tych dwóch brakujących jeźdźców przydybać. W końcu postanowił, że weźmie ze sobą jednego pachołka, reszcie zaś nakazał mieć baczenie na to, co się dzieje i czy nie zobaczą czegoś w krzakach. Pan Paweł zaś, wraz z wybranym przez siebie pomocnikiem, podczołgał się po cichu do człeka trzymającego strzemiona koni. „Dobre chabety”, zauważył wprawnym okiem Czermiński, jednak prowadzącemu je człowiekowi nie mógł się na razie lepiej przyjrzeć. Gdy byli już dostatecznie blisko, wskazał szybko dłonią na konie, a potem na swojego towarzysza. Ten, człek widać lotny w sztuce wojennej, załapał o co chodzi i skinął panu Pawłowi głową.

W tej samej chwili zerwali się z ziemi. Młody rycerz dopadł błyskawicznie do człowieka na drodze, zaś pachoł doskoczył do koni, podejmując wodze, by nie spłoszyły się i rabanu nie narobiły. Pan Paweł od tyłu złapał przeciwnika, prawicę odciągnąwszy mu za plecy, by następnie obalić go na ziemię, tak, by przygniótł sobie lewe ramię. Wolną dłonią zasłonił mu usta, z których już chciał się wyrwać krzyk. Nachylił się nad nim i wyszeptał do niego groźbę:

-Cichaj panocku, bo gardło poderżnę jak psu- pan Czermiński poczekał chwilę, aż do obezwładnionego kmiotka dotrze sens jego słów. – No, już lepiej- dodał, gdy ten przestał się wizgać. Z bliska wyglądał jak zwykły kmiotek wiejski, na sobie miał ledwo jakieś spodnie i wytartą koszulinę. Nie widział też by miał gdzieś zakitraną broń.

- To teraz śpiewaj chamie, kim jesteście i gdzie są pozostali dwaj, po co przyleźliście?- Czermiński zdjął dłoń z jego ust.

- Panie, ja niewinny... Litości, ja nie wiem, Jezusmaria...- wybełkotał płaczliwym głosem. Pan Paweł zrozumiał, że to tylko wieśniak, niegroźny dla nikogo prócz psów i kotów, a najpewniej bezmyślny sługa. Zlazł zatem z niego i postawił na nogi.

- Skoro niewinny, to krzywdy ci nie zrobię. Mów jeno chłopie, gdzie są pozostali, co tu robicie- powiedział młody rycerz i skinął ręką do towarzyszy w krzakach by podeszli.

- Panoczki łycary, ja niewinny... Mnie z sobą kazali iść i tu koni pilnować, a sami poszli tamój ...- powiedział, wciąż trzęsąc się i wskazał na kępę wysokich drzew i chaszczy bardziej zbitą od reszty, jakieś pięćdziesiąt kroków od nich. Jeden z pachołków podszedł tam na chwilę, ale wkrótce zawrócił, kręcąc głową.

- Bez łuczyw to nic tam nie ujrzymy, trop po prostu znika – powiedział do drużyny. Pan Czermiński znowu przygryzł sobie wąsa, rozmyślając nad kolejnym posunięciem. W końcu wyciągnął nóż i ponacinał pasy w siodłach, tak aby gdy jeźdźcy się na nie wdrapią, to by rychło pospadali. Wcisnął także parę groszy kmiotkowi, na uspokojenie, i nakazał by czekał z końmi tak, jak mu polecono. Sam, wraz z tym samym pachołkiem, z którym się wcześniej zakradał, skrył się w krzakach nieopodal, mając baczenie na drogę i wieśniaka. Pozostałym zaś wydał dyspozycję, by szli w stronę błoni, miarkując, że jeśli ci bandyci chcą coś pannie Ałtyn zrobić, tedy może ich po drodze zoczyć się da.

Nie mylił się pan Paweł, bowiem już po chwili raban się podniósł i pachołkowie krzyczeć poczęli, iż widzą ludzkie sylwetki przemykające przez kępę. „Czarty jakieś, żeby się pojawiać i znikać bez śladu?” pojawiła się myśl w głowie młodego rycerza, jednak nie o tym należało w tej chwili myśleć. Pan Czermiński rozkazał pachołkowi dalej czatować w krzakach, zaś sam wybiegł i ile sił w nogach, długimi susami popędził za swoimi ludźmi, goniącymi dwa ludzkie cienie.
 
Earendil jest offline